.


:




:

































 

 

 

 


XII Życie duchów




Z domu przy Central Avenue zniknęła mosiężna tabliczka Fox & Fish Spiritualist Institute, a także część umeblowania, które rozdano krewnym. Kate, która pomieszkiwała tam tymczasowo razem z Margaret ta z kolei chwilowo odbywała tournée w Pensylwanii w towarzystwie byłego impresaria Leah smuciła się z powodu tego nagłego rozstania ich burzliwego, zżytego towarzystwa, które utworzyło się wokół rodzinnego jądra. Uczniowie i wierni powrócili potulnie na łona swoich Kościołów lub przyłączyli się do propagandowych organizacji, kilka osób rozpoczęło własną działalność, powiększając armię mediów, jaka przemierzała Amerykę i Europę, wychodząc naprzeciw nawróconym i sympatyzującym. Tych zastępy szacowano na wiele milionów osób na całym terytorium. Wanda Jedna, jako kapłanka w służbie Washingtona, prowadziła na polu wróżbiarstwa walkę o uniwersalną emancypację. Zarówno wśród żywych, jak i umarłych nie powinna istnieć segregacja. Wielu współbiesiadników Leah odfrunęło, zachęconych najnowszymi teoriami, zgodnie z którymi każda dusza otrzymać może mediumiczny dar. Jeżeli każdy purytanin przy odrobinie wiedzy mógł zostać duchownym w tej czy innej sekcie Kościoła zreformowanego, tym łatwiej można było posługiwać się doktryną spirytystyczną, skoro żadna kongregacja nie ograniczała jej praktyki. Spontaniczne nawrócenia już się nie liczyły. Kręgi spirytystyczne organizowały prywatne seanse, seminaria mediumiczne i kongresy jak Onset Bay Grove albo Lake Pleasant w Massachusetts, Wonewoc Spiritualist Camp w Wisconsin czy Lily Dale niedaleko Rochester które gromadziły tłumy gorliwych zwolenników, przybyłych często z bardzo daleka.

Jeszcze tylko papiści stosowali ostracyzm wobec nowej wiary. Biskupi Quebecu i Paryża przeklinali falę nekromancji, która zatapiała chrzcielnice. Kongregacja Inkwizycji Rzymskiej i Powszechnej zakazała z kolei stosowania magnetyzmu i innych technik wróżbiarskich. Na mówiących stołach odbywał się handel z demonem. Poprzez trans i inwokacje przemawiał sam diabeł.

Kate nie otwierała listów zawierających anonimowe groźby śmierci, jakie przychodziły na nazwisko trzech sióstr, podobnie jak i tych pochodzących od uczonych stowarzyszeń, mistycznych sprzysiężeń i zwykłych osób, w tym melancholików, maniaków i cierpiących na psychozę. Z całego świata napływały prośby o wróżbę na odległość ze skrawkami tkanin, kosmykami włosów albo zdjęciami w charakterze wsparcia a także wyrazy nadziei na otrzymanie pocztą zwrotną nowin na temat ukochanego zmarłego.

W oczekiwaniu na wieści od sióstr Kate sortowała stosy kopert i zasypiała nad nimi. Nie przyjmowała już gości, nie licząc kilkorga znajomych, pozostawiając Maggie sprawy związane z prowadzeniem domu, a Janet sprzątanie. Jej siostra zdawała się zachwycona pobytem w Filadelfii, sądząc po jedynym liście, jaki Kate od niej otrzymała przed miesiącem; piękne pismo istoty pełnej uniesień, nachylone pod wpływem wiatru inspiracji, ubarwione zabawnymi detalami przy opisach publicznych seansów, gal, zgromadzeń progresistów i innych ważnych spotkań mówiło więcej niż sama treść korespondencji. Maggie kilkakrotnie wspomniała o osobie noszącej nazwisko Elisha Kane, lekarzu i wielkim podróżniku, z którym łączyły ją relacje tyleż szorstkie, co przyjacielskie. Pisała: Pan Kane jest nieznośnym racjonalistą. Twierdzi, że w naszych praktykach nie ma za grosz prawdy. A kilka wersów niżej: Drogi pan Kane okazał się wzorowym dżentelmenem, ratując mnie przed kliką purytańskich niedowiarków.

Tego wieczoru Kate z gorzkim uśmiechem na ustach przeczytała kilkakrotnie list od Maggie, rozmyślając o cieniach, które sunęły pod sufitem i którym nie śmiałaby się przeciwstawić, wydając służącej polecenie zapalenia wszystkich lamp. Ogarnęło ją zmęczenie, jak niegdyś w Hydesville. Godzinami włóczyła się po domu z nieodpartym wrażeniem wywłaszczenia. Nie miała jeszcze osiemnastu lat, a czuła się stara, zaniedbana od środka. Między śmiercią małego braciszka i matki przetoczyły się po niej głazy nicości, dzisiaj znęcali się nad nią zmarli, małe białe duszyczki, demony, ośmiornice zapłakane z powodu powtarzającej się tragedii, oddzielone od ciała ręce trzymające ostre sztylety żałoby. Miała dość słuchania owdowiałej części świata lamentującej nad grobem. W ciągu kilku lat jej niemądra dziecięca zabawa zachwiała fundamentami purytańskiego społeczeństwa; ale czy to z jej tylko winy większość dorosłych osób tak naprawdę nie istniała, zachowując się jak pajace przerażone własnym widokiem? Jakim sposobem dziecko żywe jak ogień mogło się zmienić w boskie straszydło? Trupie patchworki wszyscy dorośli mieli w sobie coś z Frankensteina.

Kate włożyła swoją jedyną fantazyjną, wyszywaną w kwiaty suknię. Boso pokonała ciąg pokoi, wstrząsana w każdym z nich lekkim dreszczem trwogi. To, co czuła, nie dało się opisać po angielsku, wątpiła nawet, czy można by to wyrazić w języku enochiańskim, zwanym językiem aniołów. Przedmioty i przestrzenie emanowały falami: wydawało jej się, że czas przeżyty tutaj przez innych przesyłał jej tysiące niemych aluzji. Jakie zalety przypisać tej paroksyzmowej wrażliwości? W takich chwilach czuła się jak gąbka, bardziej unerwiona niż siatkówka oka, gotowa wypełnić się najdrobniejszymi wrażeniami. Mimo woli odczuwała głuchy ból każdej chwili, nic nie umykało jej zmysłom, żadne mrugnięcie powieki, żadne westchnienie w odpowiedzi na zdradzony sekret. Z przestawionego krzesła, ze specyficznego ruchu drobinek kurzu w promieniu światła odgadywała zamiary i przewidywała nieoczekiwane zdarzenia. Sama dziwiła się jednak swojemu brakowi kultury i swej ignorancji w sprawach życiowych, takich jak miłość czy seksualność. Samo patrzenie na ludzi uprawiających miłość i pożądających się nawzajem nie uczy niczego. Znieruchomiała zaciekawiona przed rzeźbionym lustrem w pustym pokoju Leah. Czy była ładna albo pociągająca, czy pewnego dnia ktoś zechce rozpiąć jej suknię? Wybiegła ze śmiechem, zakręciła się wokół własnej osi i pobiegła w stronę kolejnych drzwi. Jej brat David i kuzynostwo opróżnili pokój matki po pogrzebie, lecz na gzymsie kominka i w kątach poniewierały się drobne przedmioty bez większego znaczenia. Wystarczyły, by wywołać na obliczu dziewczyny rumieńce. Drobiazgi te należały do starszej kobiety w takim samym stopniu jak plamki na jej dłoniach i zmarszczki mimiczne na twarzy. Druty wbite w kłębek wełny, para zużytych pantofli i bandaż przeciwko żylakom sprawiły, że wyczuła jej niewidzialną obecność. Kate zachwiała się, wstrząsana łkaniem.

Mamusiu, gdzie jesteś? spytała cicho.

Coś wokół niej zadrżało. Czy to noc Rochester o czerwono-czarnych mackach? Czujna, nasłuchiwała z ramionami skrzyżowanymi na piersiach, z rozszerzonymi źrenicami. Pantofle poruszyły się widziała to, nie widząc jednocześnie. Prawy wysunął się przed lewy, pozwalając mu po chwili się wyprzedzić, i tak dalej, w rytmie zwykłych kroków. Długie druty wzniosły się ku górze wraz ze skrawkiem dzianiny i zaczęły się poruszać nad pantoflami, niczym szczęka skarabeusza albo kraba. Trwało to jakiś czas, zanim blask księżyca w pełni nie zwyciężył nad półmrokiem wieczoru. Następnie rozległo się stukanie, jakby ktoś zbijał pudło z desek. Kate zakręciło się w głowie, miała wrażenie, że jej nogi zrobione są z waty. Opadła na kolana i zaczęła macać parkiet rękoma. Z dołu dobiegło ją piskliwe wołanie Janet. Gdy trochę ochłonęła, wymknęła się z sypialni i rzuciła pędem ku schodom na końcu korytarza.

Jakby przytłoczona własnym ciężarem, przypominająca rozłożonego na części pajaca, Janet zwróciła w jej stronę pozbawioną wyrazu twarz. Wreszcie podeszła do niej powoli.

Jakiś pan chce się widzieć z panienką.

O tej porze?

Bywał tu za czasów pani waszej matki.

Kate podziękowała służącej, zaintrygowana osobliwym czepcem na modłę sióstr zakonnych, jaki ta przywdziała na głowę. Czekający w holu Alexander Cruik nie próbował nawet przepraszać za najście o tak późnej porze.

Śniła mi się pani rzucił, zdejmując kapelusz. Moje sny są niczym przekazy od Boga. Departing dream, and shadowy form of midnight vision, napisał Thoreau. Zechciałaby mi pani poświęcić kilka chwil?

Idąc za Janet, która niosła świecznik, Kate poprowadziła kaznodzieję do salonu na parterze. Zażądała ognia w kominku, światła i napojów, zakłopotana widokiem owej ponurej postaci w samym środku nocy. Jego włosy otaczające czubek głowy srebrną koroną, orli profil, niebieski błysk bezbarwnego zwykle spojrzenia i ta wychudła postura preryjnego włóczęgi sprawiały, że misjonarz przypominał nieco widmo irokeskiego Indianina z okolicy Wielkich Jezior, przebranego w skromny strój purytanina. Wygłaszane kazania nadały jego głosowi głębię, choć nadal słychać w nim było osobliwą łagodność.

Wpadłem tylko na chwilę, proszę się nie obawiać. Chciałem się tylko upewnić

Rzucił szybkie spojrzenie na oprawioną odbitkę zdjęcia trzech sióstr na ścianie, na którym najmłodsza i najdrobniejsza stała między starszymi siedzącymi na krzesłach. Te dwie ostatnie, mimo różnicy wieku, przypominały bliźniaczki za sprawą poważnych, identycznych fryzur i stoickiego wyrazu oczekiwania na dobijający cios ze strony cyklopa czającego się pod obszerną suknią hiszpańskiego prałata, zwanego fotografem.

Nie zasługuje pani na samotność, moja mała Kate. Oto siedzisz zamknięta w kręgu duchów. Musisz pani stąd wyjść, zacząć się widywać z żywymi.

Wystarcza mi Janet.

Ta smutna kariatyda? Wątpię szczerze. Potrzebuje pani wymiany myśli, braterskiego oświecenia. Handel z zaświatami może prowadzić tylko do depresji i szaleństwa

Margaret wróci.

Odkąd Leah zamieszkała w Nowym Jorku, pani siostra spragniona jest niezależności. Doszły mnie wieści, że z niejakim sukcesem występuje w Pensylwanii. Obawiam się jednak, że nie jest ona stworzona do tej roli.

Alexander Cruik nie nalegał więcej. Z troską rozszyfrowywał delikatne znaki na twarzy dziewczęcia, zamkniętego w fortecy serca, jaką jest pamięć. Jej siostry wykorzystały do celów towarzyskich nadprzyrodzone siły, jakie ją zamieszkiwały, choć ona nie zdawała sobie z nich w pełni sprawy. Kate cierpiała na chorobę nerwową, która stawiała ją w stadium łączności z innymi wymiarami; jej nerwy zmieniały się w anteny, gdy tylko dochodziło do zbyt silnych wibracji, a energia skupiała się na nich jak na metalowych ostrzach doktora Franklina. Zamiast jednak spływać ku ziemi, elektryczne fluidy gromadziły się w jej ciele. Czy można się ochronić przed piorunem, trzymając w rękach piorunochron? Kaznodzieja miał ochotę wyrwać to rozkoszne dziewczę z grobowej ciszy jej domu i zabrać z sobą, daleko na prerię, gdzie Wielki Duch szumi swobodnie. Hey-a-ahey! Hey-a-ahey!

Mam dla pani pasjonującą wiadomość rzekł wreszcie przez ściśnięte gardło. To dlatego pozwoliłem sobie na to najście. Wracam właśnie z mityngu w Nowym Jorku, dotyczącego obrony Indian amerykańskich, eksterminowanych nawet w rezerwatach w wielu stanach Unii. Podczas mojego pobytu miałem okazję przyjąć zaproszenie pani Underhill, pani siostry, i jej męża, który jest wielce wpływowym człowiekiem. Leah organizuje prywatne seanse, bardzo popularne wśród śmietanki towarzyskiej. Dane mi było porozmawiać z Horaceem Greeleyem z New-York Tribune. Wie pani, że człowiek ten przez wiele lat reprezentował nasz stan w Kongresie. Wiele mi na pani temat opowiedział, Kate.

Oczywiście, znam go, był częstym gościem w okresie naszego pobytu w tym mieście, gdzie podejmował nas pan Phineas Taylor Barnum, inicjator naszych spektakli.

Tak więc chciałby tym razem zaprosić panią osobiście. Pan Greeley uważa, iż przestępstwem byłoby porzucenie pani na pastwę kupców takich jak ów pan Barnum i pozwolenie, by pani moce mediumiczne leżały odłogiem. Wiele jeszcze przed panią nauki, Kate.

Wie pan, czytałam Fenimorea Coopera i Longfellowa.

Longfellowa? Wszyscy go kochamy. Nie ma nic lepszego od Pieśni o Hajawacie, proszę tylko posłuchać:

I nieszczęsny Hajawata,

Hen, daleko, pośród lasu,

Za lasami, za górami

Usłyszał ten krzyk rozpaczy,

Usłyszał głos Minnehahy

Wołający wśród ciemności:

Hajawato! Hajawato!36.

Kate spojrzała zaskoczona na swojego gościa i jak gdyby ktoś dyktował jej słowa, zmęczonym głosem kontynuowała:

A potem ją pogrzebano

W śniegu zrobiono mogiłę,

W ciemnym i głębokim lesie37.

Sam miałem do czynienia z Odżibwejami, o których autor tak pięknie mówi zawołał Alexander, lekko poruszony tym wspomnieniem, po czym ciągnął dalej, już ciszej: Tymczasem dziś chodzi nie o Odżibwejów, ale o panią, droga Kate! Pan Greeley wierzy w panią, uważa, że zasługuje pani na coś więcej niż udzielanie konsultacji w ciasnym pokoju. Gotów jest wziąć pani sprawy w swoje ręce i wesprzeć finansowo, a także moralnie przez okres nauki. Czyż to nie cudowne?

Nie rozumiem, dlaczego nie zwraca się z tym do mnie bezpośrednio?

Człowiek na jego stanowisku jest pochłonięty przez swoje obowiązki. Szczerze mówiąc, poprosił, bym wybadał pani pogląd na tę kwestię. Jeśli zgodzi się pani co do zasady, wkrótce pan Greeley osobiście odezwie się do pani.

XIII Podbój lodu

Życie bohatera nie jest do niczego podobne. Najbardziej nieulękły mężczyzna zachowuje serce dziecka. Margaret żałuje, że spaliła swój dziennik, a szczególnie jego ostatnie strony, na których ujęła, niczym rzadkie lub pospolite kwiaty w zielniku, pierwsze chwile ich miłości, gdy zażyłość ograniczała się jeszcze do listów i kilku szeptów wymienianych z ust do ust. Spotkała doktora Elishę Kenta Kanea podczas uroczystej gali w Filadelfii. Świętowano zwycięstwo w wyborach okręgowych abolicyjnego demokraty Williama Biglera, choć jej samej to wydarzenie było obojętne, nie interesowały jej burzliwe debaty wybuchające raz po raz ku oburzeniu farmerów z Południa i republikańskich potentatów. Zachwycona przyjęciem, gdzie wreszcie dano jej spokój z duchami, oddawała się radosnym pląsom, kiedy nagle znalazła się naprzeciw niego. Czy to było przed śmiercią mamusi? Nie pamięta już zbyt dobrze. Szare oczy nieznajomego przeniknęły wkrótce jej duszę i myśl. Nosił wówczas obfitą, kręconą, okalającą inteligentne oblicze brodę, wplątaną na skroniach w kosmyki długich włosów. Jego pełna godności uroda nadawała mu wygląd proroka. Znamy się, panno Fox powiedział do niej po wymianie długiego spojrzenia. Anonimowość prysła, lecz on nie zanudzał jej opowieściami o swoim życiu zawodowym. Tańczyli, dyskretnie objęci, odczuwając możliwość przyszłego szczęścia.

Spotkała go w Filadelfii jeszcze dwa lub trzy razy. Doktor Kane, tak powściągliwy i dbający o ocenę innych, był również zuchwałym erudytą, bohaterem wojny meksykańskiej, niestrudzonym podróżnikiem, badaczem Afryki i członkiem ekspedycji do strefy arktycznej. Jego ambicje były nienasycone. Talenty, wiedza, dyplomy i sukcesy wspierane przez ładny majątek rodzinny nie zetknęły się jeszcze z promieniem chwały, który dałby mu wreszcie dowód na to, że jest wybrańcem losu. Jako kowal własnego losu, doktor Kane potajemnie cierpiał na brak wiary w siebie. Choćby i na końcu świata nie sposób uciec od wpływu bliskich; Margeret, która sama dość się nacierpiała z powodu zależności, zauważyła ją również u tego syna urzędnika, stwarzającego pozory samodzielności racjonalistycznego umysłu. Śmiały i wyrafinowany, Elisha kochał zarówno poezję i sztukę, jak i podróże przez Himalaje albo zamarznięte morze. Syreny odległych krain rzuciły na niego urok: gdy tylko ocalał z katastrofy morskiej albo stoczył walkę ze szkorbutem, już z niezrozumiałą tęsknotą marzył o wyjeździe. Po powrocie pod gwiaździsty sztandar dopadł go purytański konformizm, którego miał okazję doświadczyć również w Londynie, w wersji wiktoriańskiej, podobnie jak chorób tropikalnych i martwicy edukacji opartej na szacunku i poważaniu.

Margaret przez długi czas nie zaznała bliskości ani intymności innej niż listowna z tym ambasadorem wiatru. Elisha wyrażał w swoich listach sentymentalność zarazem intensywną i pełną ukrywanej winy. Przepełniały go żądania wobec chwili obecnej i przyszłości; potępiał oczywiście jej działalność spirytystyczną i zachęcał do zerwania z szarlatanerią, przekonany, że zachłanna Leah wykorzystała młodsze siostry. Miał okazję spotkać panią Underhill w Nowym Jorku i jego werdykt na jej temat był nieodwołalny.

Zbulwersowana myślą, że może być przedmiotem uwielbienia nawet pozbawiona spirytystycznego blichtru, Margaret dała się powoli przekonać. Została przedstawiona patrycjuszowskiej rodzinie z Pensylwanii, krewnym i sojusznikom bogatego dziedzica. Udało jej się odegrać rolę narzeczonej bez zarzutu. Przy ludziach nie mogła trzymać ukochanego za rękę ani muskać dłonią jego ramienia, błagał ją jednak, by w swoich listach cała mu się oddawała, by nasączała kartki swoimi perfumami albo dołączała pukiel włosów. Zakazał jej stanowczo, po wielu groźbach skierowanych do jej impresaria, brania udziału w jakichkolwiek mediumicznych pokazach. Sprowadzana do istoty bez znaczenia przez ukochanego, Margaret usiłowała się sprzeciwiać. Kiedy on wygłaszał wykłady w Bostonie albo w Waszyngtonie na zaproszenie instytutów naukowych, ona na próżno starała się odzyskać swoje podejrzane moce. Brakowało jednak wokół niej naiwnej egzaltacji. Podczas nieznośnych samotnych nocy udawała się do kostnicy lub na cmentarz, gdzie wsłuchiwała się w grobową ciszę, która dźwięczy czasami osobliwie w głębi mogiły lub w otchłani pustki. Nikt jednak nie odpowiadał na jej wołanie, żaden duch, żaden wysłannik królestwa cieni, a ona nie potrafiła już nikogo zmylić, strzelając stawami. W końcu, zniechęcona i pokonana, niemal się poddała. Mogłaby recytować słowo w słowo swój list kapitulacyjny: Zbadałam nieznane na tyle, na ile ludzka wola jest do tego zdolna. Zwróciłam się ku śmierci, by otrzymać od niej jakiś znak, choćby symboliczny. Nigdy nic się nie wydarzyło. Byłam na cmentarzu w samym środku nocy. Usiadłam samotnie na kamieniu nagrobnym, z nadzieją, że uśpione duchy wyjdą ku mnie. Próbowałam dostrzec znak. Nie, nie, zmarli nie wrócą i nikomu nie uda się bezkarnie zejść do piekieł. Duchy nie mogą powracać. Bóg tego nie chciał.

Zadowolony, że zgodziła się dla niego porzucić niezdrową sławę, pełen obaw jednak, czy była to decyzja dobrowolna, doktor Kane okazał jej wdzięczność w liście pełnym pobłażliwości, wysłanym z Bostonu, gdzie wygłaszał akurat cykl odczytów: Dobrze rozumiem twoje potrzeby, nieszczęsne dziecko, czyż w gruncie rzeczy nie miałem i ja podobnych zobowiązań? W obliczu tłumów przybyłych słuchać moich opowieści o dzikiej Dalekiej Północy mam czasami wrażenie, że jestem do ciebie podobny. Mój mózg i twoje ciało mają w sobie wiele powabu i przyznaję, że różnica między nimi jest niewielka.

Zaniepokojony o swoje przywileje, establishment religijny wszystkich prowincji, od metodystów po anglikanów, usiłował w imię Chrystusa Zmartwychwstałego odzyskać owieczki uwiedzione przez oszustów, a uczelnie naukowe ze swej strony karały apostatów kartezjanizmu i metody eksperymentalnej, jaką chemik Michel-Eugène Chevreul starał się właśnie sformalizować. Ten ostatni oraz Michael Faraday energicznie odpierali wszelkie zastrzeżenia co do obiektywności doktryny spirytystycznej. Doktor Kane, który nie przebierał w środkach, byleby tylko wyzwolić raz na zawsze ukochaną kobietę, przypominał jej również artykuły wiary katolickiej oraz opisywał wachlarz kar cielesnych. Nieco dla zabawy przygotował dla niej listę grzechów śmiertelnych, na jakich popełnienie się naraża. Ostatecznie to nie argumenty nauk ścisłych, lecz groźba klątwy papistów skłoniła ją do wyparcia się swoich poglądów. To diabeł, w którego Elisha sam nie wierzył, odebrał Margaret wszelkie złudzenia czyż nie posiadał on mocy używania wszelkich wyobrażalnych postaci? Czyli duchy, które w swej naiwności wyczuwała jeszcze niedawno, były w rzeczywistości wytworem księcia ciemności Nie przestała wcale wątpić w to, co irracjonalne, a wiedza, jaką wpajał jej narzeczony za pośrednictwem ciotki Susanny, której powierzono opiekę nad nią pogłębiała tylko jej wiarę w tajemnice i niepokój dotyczący śmierci.

Żeby przypodobać się swojemu korespondentowi, Margaret przeczytała grzecznie The Wide, Wide World wiktoriańskiej Elizabeth Wetherell. Wspomnienia zbiegłego niewolnika Fredericka Douglassa wydały jej się nieprawdopodobne. Czy to możliwe, że odbierano choćby i czarnego niemowlaka rodzinie, że wieszano kolorowe kobiety głową w dół i chłostano je do krwi, a nieszczęsny Murzynek musiał oddawać swój chleb, by nauczyć się czytać przy białych dzieciach, równie biednych, lecz uczęszczających do szkoły? Wciągnięta w lekturę, tę słodką rozmowę z niebytem, odkryła nie bez podniecenia przekład Undine Friedricha de La Motte Fouqué, historię wodnego ducha, który żeby zdobyć duszę, poślubia rycerza Huldebranda.

Przynajmniej odpoczywała od zamętu zmarłych, a cielesna egzaltacja okazała się dla niej błogosławieństwem, choćby miało się to odbić na jej wątłym intelekcie. Stoły przestały dla niej wirować, a szafy trzeszczeć. Nie miała żadnych wieści od Kate, która również trafiła w ręce nauczycieli. Sądząc po liczbie erudytów nawróconych na spirytyzm, wykształcenie nie mogło być lekarstwem na rozmiłowanie w zaświatach, ale z pewnością wystarczało, by oświecić proste umysły. Tylko Leah brała nadal udział w sympozjach i brylowała na salonach. Udało jej się utrzymać pozycję założycielskiego autorytetu nowej doktryny mimo konkurencji przybyłej z Europy: francuskiego pedagoga Hippolytea Léona Denizarda Rivaila alias Allana Kardeca który niczym misjonarz promował swoją teorię zbawienia poprzez metempsychozę wszędzie, gdzie tylko chciano go słuchać, szczególnie w Brazylii i na Filipinach. Zachęcona przez narzeczonego, którego oburzała prasa wtrącająca się do życia prywatnego, Margaret przestała czytać publikacje towarzystw mediumicznych, w których jej nazwisko tak często pojawiało się ostatnimi laty. Nie zajmuj się światem pisał do niej. Nigdy nie odpowiadaj na pytania dziennikarzy. Jakże straszną rzeczą jest autopsja za życia!. Podobnie jak to uczyniła niedawno z dziennikiem, trzy zeszyty wypełnione starannie powycinanymi z gazet i wklejonymi tam artykułami rzuciła na pastwę płomieni.

Wreszcie zadowolony z wyrzeczeń i staranności, z jaką przykładała się do nauki, doktor Elisha Kane obiecał poślubić ją po powrocie z kolejnej podróży. Sądząc po tonie, jakim złożył tę obietnicę, Margaret zrozumiała, że muszą zostać jeszcze spełnione pewne niewypowiedziane warunki: ona powinna pozostać wierna swemu zachowaniu, a jego planowana ekspedycja skończyć się pomyślnie. Ta bowiem miała być jedną z najbardziej niebezpiecznych i niepewnych operacji ratowniczych kiedykolwiek podjętych. Chodziło o wynajęcie okrętu o specjalnym kadłubie, który sforsuje polarną granicę Arktyki i odnajdzie ślad zaginionej ekspedycji sir Johna Franklina. Jako naczelny lekarz podczas pierwszej wyprawy, sfinansowanej przez bogatego filantropa Henryego Grinnella, Kane postanowił objąć dowództwo nad drugą misją, biorącą początek w Nowym Jorku. Jego służba w United States Marine i w kampanii afrykańskiej, a także misje w Chinach i Europie nie wyleczyły go z upodobania do przygód. Powołanie badacza nabierało w jego oczach pełnego znaczenia tylko wtedy, gdy w grę wchodziło zdobywanie nowych przestrzeni. Istnym kultem otaczał Szkota Davida Livingstonea, lekarza i misjonarza, który wyruszył na poszukiwanie źródeł Nilu i raz po raz nazywał kolejnym mitycznym imieniem poszczególne regiony na mapie. Uwielbiał również swojego zmarłego towarzysza Johna Franklina, który w trakcie trzech wypraw w okolice bieguna północnego naniósł na mapę większą część północnego wybrzeża Kanady, przepłynął rzeką Mackenzie aż do Morza Beauforta, wreszcie dwoma okrętami wyposażonymi w silniki parowe i zapasy na wiele lat wyruszył na poszukiwanie kanału północno-zachodniego, po czym zgubił się wśród ławic lodowych Grenlandii i wszelki ślad po nim zaginął w tysiąc osiemset czterdziestym siódmym. Czyż odkrywanie nieznanej góry z czekanem w ręce nie było bardziej podniecające niż gubienie się w domysłach na temat mglistych halucynacji dotyczących zaświatów?

Pożegnanie Elishy Kanea w przeddzień jego wyjazdu pociągiem ekspresowym do nowojorskiego portu napełniło Margaret lękiem, jednak dzięki swej bystrości zdołała nie dać wyrazu przeczuciom, wiedząc, że ukochany dojrzy w tym jedynie symptom jej irracjonalizmu. Płynąc wzdłuż zamieszkanych wybrzeży, Elisha nie zapomniał wszakże o pisaniu długich listów, które wysyłał z każdego portu do swojej słodkiej i zdyscyplinowanej narzeczonej.

Druga ekspedycja Grinnella nie zdołała wyjaśnić losu wyprawy arktycznej Johna Franklina, ale umożliwiła skartografowanie północnego wybrzeża na szerokości geograficznej 82˚23. Ryzykując uwięzienie wśród lodowych murów, które ledwie skruszone, natychmiast zamykały się za statkiem, niedożywieni i cierpiący na szkorbut Kane i jego załoga pokonali bohatersko Cieśninę Smitha i dotarli aż do lodów Przylądka Konstytucji, jeszcze wówczas nienazwanego. Po kilku nielicznych listach wysłanych z atlantyckiego wybrzeża Kanady Margaret niemal rok pozostała bez wieści od narzeczonego. Buntowała się przeciw swojej zabobonnej naturze, obiecując sobie zapomnieć o diable, tak jak i o duchach, jeśli Elisha wróci do niej cały i zdrów. Cudem ocalony z lodowych szponów dzięki brytyjskiemu okrętowi wojennemu o żelaznym dziobie, eksplorator istotnie pojawił się na ojczystej ziemi z załogą niemal w komplecie.

Choć Elisha wrócił do Filadelfii w jednym kawałku, by w rozgorączkowaniu wspominać swoje tragiczne i niezwykłe przygody, które spisywał w pośpiechu, to wkrótce po ślubie zapadł poważnie na zdrowiu. Margaret, po zakończeniu próby długiego odosobnienia, mogła liczyć na wyłączne towarzystwo męża. Okazało się jednak, że prawa kobiety i żony będzie musiała dopiero sobie wywalczyć. Nie zważając na miłość, jaką darzyła męża, jego rodzina chciała ze wszystkich sił pozbawić ją obowiązków względem chorego pod pretekstem, że brakuje jej doświadczenia i owego daru osądu, jakim ponoć obdarzona jest wyłącznie elita społeczeństwa. Gorączkę, która trawiła okresami jej towarzysza życia, Margaret spijała długimi łykami. Niczym westalka oddechu, wypatrywała najmniejszej oznaki osłabienia, a nocą czuwała przy jego rozpalonym ciele.

Gdy tylko czuł się lepiej, co następowało przed kolejnym nieuniknionym pogorszeniem zdrowia, Kane oddawał się obowiązkom spełnionej wreszcie znakomitości, przyjmował z pewnego rodzaju gorączkowym pożądaniem wszelkie honory i dystynkcje, marząc jednocześnie o nowych podróżach. Nie zawahał się przepłynąć Atlantyku, by zdać relację ze swojej ekspedycji wdowie po sir Johnie Franklinie. Kiedy wrócił z Londynu, znów dopadła go choroba. Uległ wreszcie naleganiom swojego lekarza, który obiecywał mu zdrowie na Karaibach. Tym razem Margaret uczestniczyła w wyprawie trójmasztowca należącego do United States Navy. Przez trzy dni z rzędu więziło ją straszliwe morze, wyrzucające swoje sztuczne olbrzymy na wysokość masztów.

W Hawanie, po wyjściu na brzeg, Elisha radował się słońcem, którego promienie tylko w niewielkim stopniu zatrzymywały liście królewskich palm. Ale widok długiej kolumny skutych łańcuchami niewolników, których uzbrojeni policjanci prowadzili w stronę redy, szybko stłumił jego entuzjazm. Młode małżeństwo zdążyło zakosztować wyspiarskiego życia i przeżyło piękne chwile. Niestety, zbyt intensywne światło zaczęło powoli przygasać. Miejscowi lekarze zalecili Kaneowi bardziej umiarkowany klimat; niemniej jednak z powrotną podróżą należało wstrzymać się do czasu remisji. Choroba jednak się nasiliła.

Pewnej nocy Elisha, w wyjątkowo złej formie, zwrócił się do żony, by wyrecytować popękanymi wargami jeden z wierszy, jakie swego czasu napisał dla niej:

Nuży! Nuży mnie życie

Te kłamstwa i tyranie.

Margaret usłyszała tylko jęk, a rozbudziwszy się całkiem, znalazła go martwego u swojego boku.





:


: 2017-03-18; !; : 191 |


:

:

, .
==> ...

1655 - | 1427 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.054 .