.


:




:

































 

 

 

 


RozdziaŁ trzydziesty czwarty Departament Tajemnic 4




Nidz odpowiedział Neville, próbując dźwignąć się na nogi.

A Ron?

Chyba w borządku... nadal balczył z dym mózgiem, jak odchodziłem...

W kamienną posadzkę między nimi huknęło zaklęcie, pozostawiając stożkowate wgłębienie w miejscu, gdzie jeszcze przed paroma sekundami spoczywała ręka Nevillea. Odczołgali się w bok. Nagle znikąd wyłoniło się grube ramię, które otoczyło szyję Harryego i podciągnęło go w górę, tak że ledwo dotykał palcami posadzki.

Dawaj warknął mu prosto w ucho ochrypły głos. Oddaj mi przepowiednię...

Ramię zaciskało się na szyi Harryego z taką siłą, że nie mógł złapać oddechu. Przez łzy zobaczył Syriusza, walczącego ze śmierciożercą jakieś dziesięć stóp dalej. Kingsley walczył z dwoma naraz, Tonks, wciąż w połowie ławek, miotała zaklęcia w Bellatriks. Wyglądało na to, że nikt nie zdaje sobie sprawy, że Harry umiera... Zdołał skierować różdżkę w bok trzymającego go mężczyzny, ale brakowało mu oddechu, by wypowiedzieć formułę zaklęcia, a ten już szukał po omacku wolną ręką dłoni, w której Harry ściskał przepowiednię...

AAAAU!

Skądś wyskoczył Neville, który nie mogąc poprawnie wypowiedzieć zaklęcia, dźgnął śmierciożercę różdżką Hermiony prosto w oko. Mężczyzna puścił Harryego i zawył z bólu, a Harry obrócił się błyskawicznie i wydyszał:

DRĘTWOTA!

Śmierciożerca zwalił się do tyłu, maska spadła mu z twarzy. To był Macnair, niedoszły zabójca Hardodzioba. Jedno oko miał zapuchnięte i nabiegłe krwią.

Dzięki! rzucił Harry Nevilleowi, odciągając go na bok.

W następnej sekundzie Syriusz i śmierciożerca przemknęli obok nich, walcząc tak zajadle, że ich różdżki wydawały się świetlistymi smugami. A potem Harry nadepnął na coś okrągłego i twardego... Przez chwilę pomyślał, że szklana kulka wypadła mu z ręki, ale nie ujrzał magiczne oko Moodyego, toczące się po posadzce.

Jego właściciel leżał na boku, z głowy ciekła mu krew, a jego przeciwnik już biegł ku Harryemu i Nevilleowi. To był Dołohow, z twarzą wykrzywioną mściwym uśmiechem.

Tarantallegra! krzyknął, celując różdżką w Nevillea.

Nogi Nevillea zaczęły natychmiast wykonywać jakiś dziki taniec, co sprawiło, że stracił równowagę i znowu się przewrócił.

A teraz, Potter...

Dołohow machnął różdżką tak samo jak wtedy, gdy zaklinał Hermionę, ale w tej samej chwili Harry krzyknął:

Protego!

Poczuł, że coś chlasnęło go po twarzy i upadł na podrygujące nogi Nevillea, ale Zaklęcie Tarczy znacznie osłabiło siłę zaklęcia Dołohowa, który ponownie uniósł różdżkę.

Accio przepo...

Nie wiadomo skąd pojawił się Syriusz i staranował ramieniem Dołohowa, który odleciał w bok. Kulka z przepowiednią znowu wyśliznęła się Harryemu z dłoni, ale w ostatniej chwili zdołał ją chwycić końcami palców. Teraz rozgorzał pojedynek między Syriuszem i Dołohowem. Ich różdżki błyskały w powietrzu jak miecze, iskry strzelały w obie strony...

Dołohow cofnął różdżkę, by wykonać nią ten sam ruch, co przedtem, gdy powalił Hermionę i Harryego. Harry zerwał się na nogi i ryknął:

Petrificus totalus!

I znowu ramiona i nogi Dołohowa zwarły się razem, on sam runął do tyłu, waląc się z łoskotem na posadzkę.

Nieźle! krzyknął Syriusz, przyginając głowę Harryego, bo mknęły ku nim dwa oszałamiacze. A teraz zmykajcie z...

Obaj zrobili unik. Strumień zielonego światła prawie musnął Syriusza. Harry zobaczył, jak stojąca w połowie amfiteatralnego zagłębienia Tonks stacza się w dół ze stopnia na stopień, a Bellatriks biegnie ku walczącym z triumfalnym uśmiechem na twarzy.

Harry, trzymaj przepowiednię, łap Nevillea i uciekaj! ryknął Syriusz, biegnąc na spotkanie Bellatriks.

Harry nie zobaczył, co działo się dalej, bo widok zasłonił mu Kingsley, pojedynkujący się z dziobatym Rookwoodem, który też już był bez maski. Jeszcze jeden zielony promień przeleciał tuż nad głową Harryego, gdy rzucił się w stronę Nevillea.

Dasz radę wstać? krzyknął mu w ucho. Zarzuć mi rękę na szyję...

Neville zrobił to. Harry aż się ugiął, bo nogi Nevillea wciąż pląsały we wszystkie strony, więc nie mógł na nich ustać. A potem ktoś się na nich rzucił. Obaj upadli; Neville wymachiwał dziko nogami jak żuk przewrócony na grzbiet, Harry legł z lewą ręką uniesioną do góry, by uchronić szklaną kulkę przed roztrzaskaniem się.

Przepowiednia! Oddaj mi przepowiednię, Potter! warknął mu w ucho Lucjusz Malfoy i Harry poczuł, jak jego różdżka wbija mu się między żebra.

Nie... Odwal... się... ode... mnie! Neville... łap!

I rzucił kulkę po podłodze. Neville okręcił się na plecach, chwycił kulkę i przycisnął do piersi. Teraz Malfoy skierował różdżkę w niego, ale Harry sięgnął swoją przez ramię i krzyknął:

Impedimento!

Zaklęcie zrzuciło Malfoya z jego pleców. Podniósł się, obejrzał i zobaczył, jak Malfoy wpada na podest, na którym Syriusz walczył teraz z Bellatriks. Malfoy znowu skierował różdżkę na Harryego i Nevillea, ale zanim zdążył zaczerpnąć powietrza, by rzucić zaklęcie, skoczył między nich Lupin.

Harry, zabieraj ich i UCIEKAJ!

Harry chwycił Nevillea za rękaw i wciągnął na pierwszy stopień. Nogi Nevillea ciągle pląsały dziko, więc nie mógł się na nich wesprzeć. Harry zebrał siły i wciągnął go na drugi stopień...

Zaklęcie trafiło w kamienną ławkę tuż przy jego pięcie i spadł o stopień niżej. Neville przywarł do kamiennej płyty, wciąż wierzgając dziko nogami, i wsunął szklaną kulkę do kieszeni.

Neville! krzyknął z rozpaczą Harry, ciągnąc go za szatę. Spróbuj odepchnąć się nogami...

Szarpnął jeszcze raz i szata Nevillea rozdarła się wzdłuż szwu od góry do dołu... szklana kulka wypadła mu z kieszeni i zanim któryś z nich zdążył ją złapać, trafiła ją jedna z wierzgających stóp Nevillea. Kulka poleciała w prawo i roztrzaskała się o stopień poniżej. Obaj wlepili oczy w to miejsce, czekając na to, co się stanie, i oto w powietrze wzbiła się perłowobiała postać z olbrzymimi oczami, niezauważona przez nikogo prócz nich. Harry widział, jak porusza wargami, ale wśród otaczających ich huków, krzyków i jęków nie dosłyszał ani słowa przepowiedni. A potem widmo skończyło mówić i rozpłynęło się w nicość.

Harry, bżebaszam! krzyknął Neville z przerażoną miną, podczas gdy jego nogi wciąż miotały się we wszystkie strony. Bżebaszam, Harry, nie chdziałeb...

Nie przejmuj się! odkrzyknął Harry. Spróbuj wstać, wydostańmy się z tej...

Dubbledore! wysapał Neville, a na jego spoconej twarzy nagle pojawiła się ulga.

Co?

DUBBLEDORE!

Harry odwrócił się. Nad nimi, w otwartych drzwiach do Sali Mózgów, stał Albus Dumbledore z uniesioną różdżką, pobladły i groźny. Harry poczuł się tak, jakby prąd przebiegł mu przez całe ciało byli uratowani.

Dumbledore zbiegł po kamiennych stopniach i minął Nevillea i Harryego, którzy już zapomnieli, że mają uciekać. Był już na samym dole, gdy śmierciożercy zdali sobie sprawę z jego obecności. Rozległy się wrzaski, jeden z nich rzucił się do ucieczki, wspinając się po stopniach jak małpa. Zaklęcie Dumbledorea zrzuciło go na sam dół z taką łatwością, jakby go schwytał niewidzialnym lassem...

Tylko jedna para wciąż walczyła, najwidoczniej nieświadoma, że pojawiła się nowa postać. Harry zobaczył, jak Syriusz uchyla się przed strumieniem czerwonego światła i śmieje się szyderczo z Bellatriks.

No, dalej, postaraj się, przecież potrafisz! ryknął, a jego głos potoczył się echem po kamiennej sali.

Drugi promień trafił go prosto w piersi.

Śmiech jeszcze nie spełzł z jego twarzy, ale oczy rozwarły się szeroko.

Harry, nie zdając sobie z tego sprawy, puścił Nevillea i zbiegał już na dół, wyciągając różdżkę. Dumbledore też się odwrócił w stronę podestu.

Zdawało mu się, że Syriusz upada jak na zwolnionym filmie. Jego ciało wygięło się w łuk i osunęło do tyłu przez postrzępioną zasłonę zwisającą spod łuku...

I Harry zobaczył, jak na zniszczonej, niegdyś przystojnej twarzy jego ojca chrzestnego pojawia się mieszanina strachu i zaskoczenia, gdy przeleciał pod starożytnym łukiem i zniknął za zasłoną, która falowała jeszcze przez chwilę, jakby uderzył w nią silny wiatr, po czym znieruchomiała.

Usłyszał triumfalny krzyk Bellatriks. Nie przejął się nim przecież Syriusz tylko wpadł za zasłonę, zaraz się pojawi po drugiej stronie...

Ale Syriusz się nie pojawił.

SYRIUSZ! ryknął Harry. SYRIUSZ!

Zbiegł na samo dno, dysząc szybko. Syriusz musi leżeć tam, za zasłoną, a on, Harry, zaraz go stamtąd wyciągnie...

Ale gdy rzucił się w stronę podestu, Lupin złapał go w biegu i objął ramieniem.

Nic już nie możesz zrobić, Harry...

Muszę go stamtąd wyciągnąć, on tylko wpadł za zasłonę!

Za późno, Harry...

Możemy go wyciągnąć...

Harry szarpał się z nim rozpaczliwie, ale Lupin go nie puszczał.

Już nic nie możesz zrobić, Harry... nic... On odszedł...


ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY
Jedyny, którego zawsze się bał

On nie odszedł!

Nie uwierzył w to, nigdy w to nie uwierzy, nadal wyrywał się Lupinowi ze wszystkich sił: Lupin tego nie rozumie, za tą zasłoną ukrywali się ludzie, przecież słyszał ich szepty, kiedy po raz pierwszy wszedł do tej sali Syriusz po prostu tam się schował...

SYRIUSZU! zawołał. SYRIUSZU!

On już nie wróci, Harry powiedział łamiącym się głosem Lupin, usiłując go powstrzymać. Nie może wrócić, bo um...

ON... NIE... UMARŁ! ryknął Harry. SYRIUSZU!

Wokół nich wciąż panowało zamieszanie, bezcelowa bieganina, błyskały zaklęcia. Dla Harryego były to jakieś bezsensowne hałasy, nie dbał o śmigające obok zaklęcia, nie zależało mu na niczym, prócz jednego: żeby Lupin przestał go wreszcie oszukiwać. Przecież Syriusz, który stoi tak blisko, za tą starą kotarą, wyjdzie stamtąd lada chwila i odrzuci grzywę swych czarnych włosów, rzuci się w wir walki...

Lupin odciągnął go od podestu, ale Harry wciąż wpatrywał się w zasłonę, wściekły, że Syriusz każe mu czekać tak długo...

Lecz jakaś cząstka jego świadomości zdawała sobie sprawę, że Syriusz jeszcze nigdy nie kazał mu czekać... Syriusz zawsze ryzykował wszystkim, żeby się z nim zobaczyć, żeby mu pomóc... Skoro Syriusz nie wyszedł zza zasłony, choć Harry przyzywał go tak, jakby od tego zależało jego życie, to jedynym możliwym wyjaśnieniem było to, że nie może stamtąd wyjść... Że naprawdę...

Dumbledore spędził większość śmierciożerców na środek sali, gdzie stali, jakby powiązani niewidzialnymi linami. Szalonooki Moody przeczołgał się do leżącej nieruchomo Tonks i próbował ją ocucić. Za podestem wciąż błyskały zaklęcia, rozlegały się głuche stęknięcia i krzyki to Kingsley zamiast Syriusza pojedynkował się z Bellatriks.

Harry?

Neville ześliznął się po kamiennych ławkach. Harry przestał się już wyrywać Lupinowi, ale ten wciąż trzymał go za ramię.

Harry... dag bibrzygro... powiedział Neville. Jego nogi wciąż pląsały w niekontrolowany sposób. Den żłobieg... Syriusz Black... był dboim brzyjacielem?

Harry kiwnął głową.

Poczekaj powiedział cicho Lupin i wskazując różdżką na nogi Nevillea, mruknął: Finite. Zaklęcie przestało działać. Nogi Nevillea znieruchomiały. Chodźcie... znajdziemy... innych. Gdzie oni są, Neville?

Odwrócił się od kamiennego łuku. Był blady i wydawało się, że każde słowo sprawia mu ból.

Zą dab odrzekł Neville. Mózg zaadagował Rona, ale chyba nidz mu się nie zdało... a Herbiona jez niebrzydobna, ale buls jej bije...

Zza podestu dobiegł huk i krzyk. Harry zobaczył, jak Kingsley pada na posadzkę, wyjąc z bólu. Bellatriks Lestrange rzuciła się do ucieczki na widok odwracającego się błyskawicznie Dumbledorea. Strzelił w nią zaklęciem, ale je odbiła. Była już w połowie kamiennych stopni...

Harry... nie! krzyknął Lupin, ale Harry już wyrwał ramię z jego niezbyt już mocnego uścisku.

ONA ZABIŁA SYRIUSZA! ZABIŁA GO... TERAZ JA JĄ ZABIJĘ!

I zaczął się wspinać po kamiennych ławkach. Słyszał za sobą krzyki, ale nie zwracał na nie uwagi. Brzeg szaty Bellatriks zniknął mu z oczu... Wpadł za nią do Sali Mózgów.

W biegu wystrzeliła ku niemu zaklęcie. Olbrzymi zbiornik uniósł się w powietrze i zwalił na bok. Harryego zalała cuchnąca ciecz. Uwolnione mózgi zaczęły wypuszczać ku niemu długie, barwne macki, ale krzyknął: Wingardium leviosa! i odleciały. Ślizgając się, pobiegł ku drzwiom. Przeskoczył nad jęczącą na posadzce Luną i pobiegł dalej, obok Ginny, która wymamrotała: Harry... co...?, obok Rona, który chichotał cicho, i obok Hermiony, wciąż leżącej bez oznak życia. Szarpnął drzwi do okrągłej czarnej sali i ujrzał, jak Bellatriks znika w drzwiach po przeciwnej stronie za nimi był korytarz prowadzący do wind.

Pobiegł za nią, ale zatrzasnęła za sobą drzwi i ściany natychmiast zaczęły się obracać. Znowu otoczyły go strumienie niebieskiego światła z wirujących wokoło kinkietów.

Gdzie jest wyjście?! krzyknął z rozpaczą, gdy ściany się zatrzymały. Jak stąd wyjść?

Sala jakby czekała, aż o to zapyta. Drzwi za jego plecami otworzyły się same, a kiedy się obejrzał, ujrzał za nimi oświetlony pochodniami, pusty korytarz prowadzący do wind. Popędził nim...

Usłyszał przed sobą łoskot odjeżdżającej windy. Wypadł z korytarza, skręcił za róg i uderzył pięścią w guzik, by przywołać drugą windę. Nadjechała powoli, dudniąc i zgrzytając. Rozsunęły się kraty, wpadł do środka i nacisnął guzik z napisem: Atrium. Drzwi zasunęły się, winda ruszyła w górę...

Przecisnął się między kratami, zanim rozsunęły się do końca. Bellatriks była już prawie przy windzie telefonicznej na drugim końcu holu, ale gdy zaczął ku niej biec, odwróciła się i rzuciła w jego kierunku kolejne zaklęcie. Dał nurka za Fontannę Magicznego Braterstwa; zaklęcie świsnęło obok niego i ugodziło w kute złote wrota po drugiej stronie atrium, aż zadzwoniły donośnie. Jej kroki ucichły. Skulił się za posągami, nasłuchując.

No wyjdź, Harry! Wyjdź, maluszku! zawołała, naśladując kpiąco głos dziecka. To po co za mną biegłeś? Myślałam, że chcesz pomścić mojego drogiego kuzyna!

Chcę! krzyknął Harry, a echo zwielokrotniło jego głos wokół sali, jakby cały chór Harrych wołał: Chcę! Chcę! Chcę!

Ajajaj! Więc dzidziuś go kochał?

W Harrym wezbrała nienawiść, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie poczuł. Wyskoczył zza fontanny i ryknął:

Crucio!

Bellatriks wrzasnęła. Zaklęcie zwaliło ją z nóg, ale nie zaczęła się wić z bólu, jak Neville podniosła się, dysząc ciężko, a uśmiech znikł z jej twarzy. Harry znowu uskoczył za fontannę. Jej przeciwzaklęcie ugodziło w głowę przystojnego czarodzieja, głowa oderwała się i grzmotnęła w podłogę ze dwadzieścia stóp dalej, aż poleciały z niej długie drzazgi.

Jeszcze nigdy przedtem nie użyłeś Zaklęcia Niewybaczalnego, tak? zawołała, porzucając szczebioczący ton. Musisz chcieć go użyć, Potter! Musisz naprawdę chcieć zadać ból... cieszyć się z tego... słuszny gniew nie sprawi mi bólu na długo... zaraz ci pokażę, jak to się robi, dobrze? Udzielę ci lekcji...

Harry obszedł fontannę z drugiej strony. Wrzasnęła: Crucio! i znowu schował się szybko, gdy ręka centaura, trzymająca łuk, oderwała się i wylądowała z trzaskiem na podłodze niedaleko głowy czarodzieja.

Potter, ze mną nie wygrasz! krzyknęła.

Słyszał, jak przesuwa się w prawo, żeby go zobaczyć. Wycofał się wokół pomnika i przykucnął za nogami centaura, z głową na poziomie głowy skrzata.

Byłam i jestem najwierniejszym sługą Czarnego Pana, to on sam uczył mnie czarnej magii, i znam tak potężne zaklęcia, że ty, żałosny chłoptasiu, nigdy się przed nimi nie obronisz...

Drętwota! ryknął Harry, który okrążył pomnik aż do miejsca, gdzie stał goblin, uśmiechając się do pozbawionego głowy czarodzieja, i wycelował różdżkę w jej plecy.

Zareagowała tak szybko, że ledwo zdążył uskoczyć.

Protego!

Strumień czerwonego światła rzucone przez niego zaklęcie oszałamiające odbił się od niej i już mknął z powrotem ku niemu. Uskoczył za fontannę. Tym razem przez salę przeleciało ucho goblina.

Potter, dam ci jeszcze jedną szansę! krzyknęła Bellatriks. Daj mi przepowiednię... rzuć ją do mnie po podłodze... a może daruję ci życie!

No to możesz mnie zabić, bo przepowiedni już nie ma! ryknął Harry i natychmiast ból przeszył mu czoło. Zalała go furia, wyraźnie nie związana z jego pragnieniem zemsty. A on o tym wie! dodał, wybuchając szaleńczym śmiechem. Twój stary kumpel Voldemort wie, że już jej nie ma! Chyba nie będzie tobą zachwycony!

Co? Co ty pleciesz?! krzyknęła i po raz pierwszy w jej głosie zabrzmiał strach.

Przepowiednia roztrzaskała się, kiedy próbowałem wciągnąć Nevillea po stopniach! Jak myślisz, co powie na to Voldemort?

Blizna paliła go, jak przypiekana rozpalonym żelazem. Łzy pociekły mu z oczu...

KŁAMCA! wrzasnęła, i teraz w jej głosie słychać było wyraźnie panikę. MASZ JĄ, POTTER, I ZARAZ MI JĄ ODDASZ! Accio przepowiednia! ACCIO PRZEPOWIEDNIA!

Harry znowu zaśmiał się głośno, bo wiedział, że to ją rozdrażni. Ból był tak silny, jakby za chwilę miała mu pęknąć czaszka. Wystawił wolną rękę zza jednouchego goblina i pomachał nią, po czym szybko cofnął, gdy ujrzał mknący ku sobie strumień zielonego światła.

Nie ma! krzyknął. Nie ma czego przywołać! Rozbiła się i nikt nie usłyszał, co w niej było, powiedz to swojemu szefowi...

Nie! To nieprawda, kłamiesz... PANIE, JA PRÓBOWAŁAM, JA SIĘ STARAŁAM... NIE KARZ MNIE!

Nie męcz się! ryknął Harry, zaciskając z bólu powieki. Stąd cię nie usłyszy!

Tak myślisz, Potter? rozległ się wysoki, zimny głos.

Harry otworzył oczy.

Wysoki, chudy, w czarnej szacie z kapturem, z białą twarzą gada, w której płonęły szkarłatne oczy z pionowymi szparkami źrenic na środku sali stał Lord Voldemort, celując różdżką w Harryego, który zamarł bez ruchu.

A więc roztrzaskałeś moją przepowiednię? powiedział cicho, wpatrując się w niego swymi bezlitosnymi, czerwonymi oczami. Nie, Bella, on nie kłamie... Widzę prawdę przezierającą z jego bezwartościowego umysłu... Miesiące przygotowań, miesiące wysiłków... i oto moi śmierciożercy pozwolili Harryemu Potterowi znowu pokrzyżować mi plany...

Panie, wybacz mi, ja nie wiedziałam, ja walczyłam z animagiem Blackiem! zatkała Bellatriks, rzucając mu się do stóp, gdy powoli zbliżał się do niej. Panie, powinieneś wiedzieć, że...

Zamilcz, Bella wycedził Voldemort. Zaraz się tobą zajmę. Myślisz, że przyszedłem do Ministerstwa Magii, by wysłuchiwać twoich zasmarkanych przeprosin?

Ale... panie... on jest tutaj... w podziemiach...

Voldemort przestał zwracać na nią uwagę.

Nie mam ci nic więcej do powiedzenia, Potter powiedział cicho. Za często mnie drażniłeś, za długo. AVADA KEDAVRA!

Harry nawet nie otworzył ust, by się obronić. W głowie miał pustkę, jego różdżka była wycelowana w podłogę.

Lecz nagle bezgłowy posąg czarodzieja ożył, zeskoczył z cokołu i wylądował z łoskotem między nim a Voldemortem, rozkładając ramiona. Zaklęcie ześliznęło się po jego piersiach.

Co...? zaczął Voldemort, rozglądając się wokoło, po czym wydyszał: Dumbledore!

Harry spojrzał za siebie, serce waliło mu jak dzwon. Przed złotymi wrotami stał Dumbledore.

Voldemort uniósł różdżkę i strzelił w niego strumieniem zielonego światła. Dumbledore odwrócił się błyskawicznie i zniknął, zamiatając połami peleryny, a w następnej sekundzie pojawił się za plecami Voldemorta i machnął różdżką w stronę porozbijanej fotanny. Pozostałe posągi też ożyły. Złota czarownica ruszyła ku Bellatriks, która wrzasnęła i zasypała ją zaklęciami, ale te tylko odbiły się od piersi posągu, zanim rzucił się na nią i przygwoździł ją do podłogi. Tymczasem goblin i skrzat pomknęli ku osadzonym w ścianie kominkom, a jednoręki centaur zaszarżował na Voldemorta, który zniknął i pojawił się po drugiej stronie sadzawki. Bezgłowy czarodziej pociągnął Harryego do tyłu, zasłaniając go sobą. Dumbledore już kroczył w kierunku Voldemorta, a złoty centaur galopował wokół nich.

To była głupota, Tom, przychodzić tutaj dziś w nocy powiedział spokojnie Dumbledore. Aurorzy zaraz tu będą...

Zanim przyjdą, ja będę daleko, a ty będziesz martwy! warknął Voldemort.

Strzelił w Dumbledorea kolejnym śmiertelnym zaklęciem, ale chybił, trafiając w biurko ochrony, które stanęło w ogniu.

Dumbledore machnął różdżką. Moc zaklęcia była taka, że Harry, choć ukryty za swoim złotym strażnikiem, poczuł, że włosy stają mu dęba, gdy zaklęcie świsnęło obok nich, i tym razem Voldemort był zmuszony wyczarować przed sobą srebrną tarczę, by je odbić. Zaklęcie nie uszkodziło tarczy, tylko wydobyło z niej głęboki, dźwięczny ton, przypominający odgłos gongu, mrożący krew w żyłach...





:


: 2018-11-11; !; : 193 |


:

:

80% - .
==> ...

1706 - | 1558 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.066 .