.


:




:

































 

 

 

 


RozdziaŁ trzydziesty czwarty Departament Tajemnic 2




Och, patrzcie! krzyknęła cicho Ginny, wskazując na wnętrze klosza, kiedy podeszli bliżej.

Unoszone powietrznym wirem migotało w środku maleńkie, podobne do klejnotu jajeczko. Kiedy uniosło się w górę, pękło i wyłonił się z niego koliber, którego wir powietrzny wyniósł pod sam szczyt klosza, ale gdy zaczął opadać, jego piórka z powrotem zwilgotniały i oklapły, a gdy opadł na samo dno, jajeczko znowu go pochłonęło.

Idziemy dalej! powiedział ostro Harry, bo Ginny już chciała się zatrzymać, żeby zobaczyć, jak z jajeczka znowu wykluwa się ptaszek.

A ty sam marudziłeś przy tym rozlatującym się łuku! odgryzła się ze złością, ale ruszyła za nim ku drzwiom poza kloszem.

To tu powiedział znowu Harry, a serce biło mu teraz tak szybko i mocno, że prawie nie słyszał własnych słów. Za tymi drzwiami...

Spojrzał po wszystkich. Różdżki w pogotowiu, miny poważne i wystraszone. Odwrócił się do drzwi i pchnął je. Otworzyły się natychmiast.

Wreszcie odnaleźli to miejsce: wysoka jak wnętrze katedry sala, wypełniona piętrzącymi się aż do sklepienia półkami, zawalonymi małymi, zakurzonymi szklanymi kulkami, które połyskiwały mętnie w blasku światła świec, zatkniętych w uchwyty między półkami. Podobnie jak w okrągłym pokoju, świece płonęły niebieskim ogniem. Było tu bardzo zimno.

Harry ruszył naprzód, zaglądając w mroczne przejścia między rzędami półek. Nic nie słyszał i nie dostrzegał najmniejszego ruchu.

Mówiłeś, że to był rząd dziewięćdziesiąty siódmy szepnęła Hermiona.

Tak powiedział cicho, spoglądając na koniec najbliższego rzędu. Pod wiązką rozjarzonych niebieskim światłem świec dostrzegł srebrne litery: PIĘĆDZIESIĄT TRZY

Chyba musimy iść w prawo wyszeptała Hermiona, zerkając na następny rząd. Tak... to jest pięćdziesiąty czwarty...

Różdżki w pogotowiu powiedział cicho Harry.

Zaczęli się skradać, oglądając się za siebie. Koniec wąskiego przejścia między półkami ginął w ciemności. Pod każdą szklaną kulką przyklejona była mała, pożółkła etykietka. Niektóre kulki miały dziwny, wilgotny połysk, inne były ciemne i martwe jak przepalone żarówki.

Rząd osiemdziesiąty czwarty... osiemdziesiąty piąty... Harry nasłuchiwał, wyczulony na najlżejszy odgłos, ale Syriusz mógł być już zakneblowany... albo nieprzytomny... albo odezwał się nieproszony głos w jego głowie może już jest martwy...

Poczułbym to, powiedział sobie w duchu, a serce tłukło mu się teraz w okolicach jabłka Adama. Wiedziałbym...

Dziewięćdziesiąt siedem! szepnęła Hermiona.

Stanęli w ciasnej grupce, wpatrując się w przejście między dwoma rzędami półek. Nikogo tam nie było.

On jest na samym końcu powiedział Harry, czując, że zaschło mu w ustach. Stąd nic nie można zobaczyć...

I ruszył naprzód, między rzędami szklanych kulek. Niektóre rozjarzały się łagodnym światłem, kiedy obok nich przechodzili...

Powinien być już blisko szepnął Harry, przekonany, że w każdej chwili może ujrzeć bezwładną postać leżącą na ciemnej podłodze. Gdzieś tutaj... blisko...

Harry... usłyszał głos Hermiony, ale nie chciał jej odpowiedzieć.

Teraz miał już zupełnie suche usta.

Gdzieś tutaj... powtórzył.

Doszli do końca przejścia między półkami i stanęli w mdłym świetle świec. Nie było tu nikogo.

On może być... wyszeptał ochryple Harry, zaglądając w następne przejście. Albo... zrobił parę kroków, by zajrzeć w głąb kolejnego przejścia.

Harry... powiedziała znowu Hermiona.

Co? warknął.

Myślę, że... że Syriusza tutaj nie ma.

Zapadło milczenie. Harry nie miał ochoty na nikogo spojrzeć. Czuł się podle. Nie pojmował, dlaczego Syriusza tutaj nie ma. Powinien tu być. To tutaj go widział, na pewno...

Pobiegł wzdłuż rzędu przejść, zaglądając do każdego. Wrócił i pobiegł w drugą stronę, mijając swoich milczących towarzyszy. Nigdzie nie było śladu po Syriuszu ani po walce.

Harry! zawołał Ron.

Co?

Nie miał ochoty wysłuchiwać tego, co Ron ma do powiedzenia, nie chciał usłyszeć, że się wygłupił, albo że powinni wracać do Hogwartu. Zrobiło mu się gorąco i nagle poczuł, że wolałby usiąść tutaj, w mroku i długo siedzieć, zanim znajdzie się w blasku atrium i zobaczy oskarżycielskie spojrzenia swych towarzyszy...

Widziałeś? zapytał Ron.

Co?

Poczuł drgnienie nadziei... może Ron zobaczył jakiś ślad po Syriuszu... Wrócił szybko do miejsca, gdzie stali wszyscy, na samym końcu rzędu dziewięćdziesiątego siódmego, ale znalazł tam tylko Rona, wpatrującego się w jedną z zakurzonych kulek.

Co? powtórzył ponuro Harry.

Tutaj... tutaj jest twoje nazwisko.

Harry podszedł bliżej. Ron wskazywał na jedną ze szklanych kulek, która jarzyła się słabym blaskiem, choć była bardzo zakurzona i wyglądała, jakby od wielu lat nikt jej nie dotykał.

Moje nazwisko?

Był niższy od Rona, więc musiał wyciągnąć szyję, by odczytać pożółkłą etykietkę przymocowaną do półki tuż pod zakurzoną kulką. Chwiejnym, pajęczym pismem wypisana tam była data sprzed jakichś szesnastu lat a pod nią:

S.P.T. do A.P.W.B.D.

Czarny Pan

I (?) Harry Potter

Co to znaczy? zapytał ze strachem Ron. Skąd się tu wzięło twoje nazwisko?

Spojrzał na inne etykietki na tej półce.

Mnie tu nie ma powiedział z zakłopotaniem. Nikogo z nas poza tobą...

Harry, chyba nie powinieneś tego dotykać powiedziała Hermiona, gdy wyciągnął rękę ku szklanej kulce.

Dlaczego? To ma przecież coś wspólnego ze mną, prawda?

Harry, nie odezwał się nagle Neville.

Harry odwrócił się i spojrzał na niego. Krągła twarz Nevillea lśniła potem. Wyglądał, jakby już nie był w stanie dłużej znosić niepewności.

Tu jest moje imię i nazwisko powiedział Harry.

I czując, że postępuje trochę lekkomyślnie, zacisnął palce na kulce. Spodziewał się, że będzie zimna, ale się omylił. Była ciepła, jakby przez wiele godzin leżała na słońcu, jakby rozgrzało ją to słabe wewnętrzne światło. Pełen oczekiwania, prawie nadziei, że zaraz stanie się coś dramatycznego, coś niesamowitego, co sprawi, że ta długa i niebezpieczna wyprawa nabierze jednak sensu, zdjął szklaną kulkę z półki i przyjrzał się jej z bliska.

Nic się nie wydarzyło. Inni podeszli bliżej i stanęli wokół niego, przypatrując się, jak ściera kurz z powierzchni kulki.

A potem, tuż za nimi, jakiś głos powiedział, przeciągając sylaby:

Bardzo dobrze, Potter. A teraz odwróć się, grzecznie i powoli, i oddaj mi to.


ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
Za zasłoną

Otoczyły ich czarne postacie, zagradzając im z każdej strony drogę. Spod kapturów błyskały oczy, z tuzin zapalonych różdżek wycelowany był w ich serca. Z ust Ginny wyrwał się zduszony okrzyk.

Oddaj mi to, Potter powtórzył Lucjusz Malfoy, wyciągając ku niemu rękę.

Harry poczuł się tak, jakby mdlący ciężar opadł mu na dno żołądka. Znaleźli się w pułapce, a napastników było dwukrotnie więcej.

Oddaj mi to, Potter wycedził Malfoy.

Gdzie jest Syriusz? zapytał Harry.

Kilku śmierciożerców wybuchnęło śmiechem.

Czarny Pan zawsze ma rację odezwała się triumfalnie jedna z mrocznych postaci ochrypłym głosem kobiecym.

Zawsze powtórzył cicho Malfoy. A teraz daj mi tę przepowiednię, Potter.

Chcę wiedzieć, gdzie jest Syriusz!

Chcę wiedzieć, gdzie jest Syriusz! powtórzyła drwiącym tonem stojąca na lewo od niego kobieta.

Ona i paru innych śmierciożerców zbliżyli się do niego tak, że oślepiało go światło ich różdżek.

Macie go powiedział Harry, ignorując narastający strach, z którym walczył od chwili, gdy dotarli do rzędu numer dziewięćdziesiąt siedem. On tutaj jest. Wiem, że tu jest.

Dzidziuś obudził się psieraziony i pomyślał, zie to, co mu się psiśniło, to plawda powiedziała owa kobieta, udając dziecięce szczebiotanie.

Harry wyczuł, że stojący obok niego Ron poruszył się.

Nic nie rób mruknął. Jeszcze nie...

Kobieta parsknęła szyderczym śmiechem.

Słyszycie? Słyszycie go? Udziela instrukcji innym dzieciakom, jakby sobie wyobrażał, że będzie z nami walczył!

Och, Bellatriks, ty nie znasz Pottera tak dobrze, jak ja powiedział cicho Malfoy. On ma wielką słabość do robienia z siebie bohatera. A Czarny Pan dobrze o tym wie. A teraz oddaj mi tę przepowiednię, Potter.

Wiem, że Syriusz jest tutaj powiedział Harry, choć teraz już panika dławiła go w gardle i zaczęło mu brakować tchu. Wiem, że go macie!

Wśród śmierciożerców znowu wybuchły śmiechy, a najgłośniej śmiała się owa kobieta.

Już czas, żebyś się nauczył odróżniać życie od snu, Potter wycedził Malfoy. Ale oddaj mi już tę przepowiednię, bo będziemy musieli użyć różdżek.

Spróbujcie powiedział Harry, podnosząc różdżkę na wysokość piersi.

Ron, Hermiona, Neville, Ginny i Luna zrobili to samo. Mdlący ciężar w żołądku Harryego opadł jeszcze niżej. Jeśli Syriusza naprawdę tu nie ma, to poprowadził swych przyjaciół na bezsensowną śmierć...

Ale śmierciożercy nie zaatakowali ich.

Daj mi tę przepowiednię, a nikt was nie skrzywdzi powiedział chłodno Malfoy.

Teraz zaśmiał się Harry.

Już w to wierzę! Ja ci dam tę... przepowiednię, tak? A ty po prostu puścisz nas wolno, tak?

Zaledwie wypowiedział te słowa, gdy z ust zakapturzonej kobiety padł okrzyk:

Accio przep...

Ale Harry nie pozwolił jej skończyć. Krzyknął: Protego!, i choć szklana kulka zaczęła mu się wyślizgiwać z dłoni, w ostatniej chwili zdołał ją przytrzymać końcami palców.

Oho, maluśki Potterek umie się bawić zadrwiła kobieta, wpatrując się w niego przez szparę kaptura. No dobrze, skoro...

POWIEDZIAŁEM CI: NIE! ryknął na kobietę Malfoy. Jak ją roztrzaskasz...

Harry myślał gorączkowo. Śmierciożercy chcą mieć tę zakurzoną szklaną kulkę. Jemu na niej wcale nie zależy. Chce tylko wszystkich stąd wydostać, chce mieć pewność, że żadne z jego przyjaciół nie zapłaci najwyższej ceny za jego głupotę...

Kobieta zrobiła krok do przodu i ściągnęła kaptur z głowy. Pobyt w Azkabanie sprawił, że twarz Bellatriks Lestrange zapadła się, przypominając nagą czaszkę, ale ożywiał ją jakiś gorączkowy, fanatyczny blask.

Potrzebujesz lepszej zachęty? zapytała, a jej pierś falowała szybko pod czarną peleryną. A więc dobrze... Bierzcie tę najmniejszą rozkazała śmierciożercom, którzy stali obok niej. Niech sobie popatrzy, jak torturujemy małą dziewczynkę. Ja to zrobię.

Harry poczuł, że reszta jego przyjaciół ciasno otoczyła Ginny. Przesunął się w bok i stanął naprzeciw niej z ręką, w której trzymał kulkę, przyciśniętą do piersi.

Będziesz musiała ją roztrzaskać, jeśli nas zaatakujesz zwrócił się do Bellatriks. Nie sądzę, by wasz szef był zachwycony, gdy wrócicie stąd bez niej.

Nie poruszyła się, tylko wpatrywała się w niego, oblizując wąskie wargi końcem języka.

A w ogóle to o jakiej przepowiedni rozmawiamy? zapytał Harry.

Nie miał pojęcia, co robić dalej, więc po prostu mówił, co mu przychodziło do głowy. Neville przycisnął się do niego ramieniem, cały drżał. Na karku czuł czyjś szybki oddech. Miał nadzieję, że wszyscy myślą gorączkowo, jak się stąd wyrwać, bo sam miał pustkę w głowie.

O jakiej przepowiedni? powtórzyła Bellatriks, a mściwy uśmiech spełzł z jej twarzy. To ma być żart, Potter?

Nie, ja nie żartuję odpowiedział, przenosząc spojrzenie z jednego śmierciożercy na drugiego, wypatrując jakiegoś słabego punktu, jakiejś szczeliny, przez którą można by było uciec. Dlaczego Voldemort tak bardzo chce ją mieć?

Wśród śmierciożerców rozległy się ciche syki.

Ośmielasz się wymawiać jego nazwisko? szepnęła Bellatriks.

A tak rzekł Harry i mocniej zacisnął palce na szklanej kulce, spodziewając się kolejnej próby wydarcia mu jej zaklęciem. Tak, bez żadnych oporów mówię: Vol...

Milcz! krzyknęła Bellatriks. Jak śmiesz wypowiadać jego imię swoimi plugawymi ustami, jak śmiesz kalać je swym językiem, parszywy mieszańcu, jak śmiesz...

A wiesz, że on też jest mieszańcem? wypalił bez zastanowienia Harry, a Hermiona cicho jęknęła mu w ucho. Voldemort? Tak, jego matka była czarownicą, ale ojciec był mugolem... A może wmawia wam, że jest czarodziejem czystej krwi?

DRĘTWO...

NIE!

Z końca różdżki Bellatriks Lestrange wystrzelił czerwony promień, ale Malfoy był szybszy. Jego zaklęcie zdążyło zmienić kierunek promienia, tak że ugodził w półkę tuż na lewo od Harryego, roztrzaskując na niej kilka szklanych kulek.

Ze szczątków szkła na podłodze wyłoniły się dwie perłowo-białe, zwiewne jak duchy postacie, i natychmiast obie zaczęły mówić. Ich głosy mieszały się ze sobą, tak że wśród krzyków Malfoya i Bellatriks można było wychwycić tylko urywki zdań.

...podczas przesilenia Słońca nadejdzie nowy... mówiła postać starego, brodatego mężczyzny.

NIE ATAKUJ! MUSIMY MIEĆ TO PROROCTWO!

Jak on śmie... jak śmie... bełkotała Bellatriks. Stoi sobie tutaj... plugawy mieszaniec...

ZACZEKAJ, AŻ BĘDZIEMY MIELI W RĘKU PROROCTWO! ryknął Malfoy.

...i po nim żadnego już nie będzie... mówiła postać młodej kobiety.

Dwie postacie, które wyłoniły się z rozbitych kulek, rozpłynęły się w powietrzu. Nie pozostało nic ani z nich, ani z ich byłych schronień, prócz szczątków szkła na posadzce. Podsunęły jednak Harryemu pewien pomysł. Problem polegał na tym, jak przekazać go innym.

Nie odpowiedziałaś mi, co jest takiego szczególnego w przepowiedni, którą trzymam w ręku powiedział, żeby zyskać na czasie, i przesunął stopę nieco w bok, żeby natrafić na stopę któregoś z przyjaciół.

Nie baw się z nami w gierki odezwał się Malfoy.

Nie bawię się w gierki odrzekł Harry.

W połowie skupiony był na rozmowie, w połowie na swojej wędrującej stopie. Wreszcie natrafił na palce czyichś nóg i przydepnął je lekko. Po szybkim wdechu za plecami poznał, że to stopa Hermiony.

Co? szepnęła mu w ucho.

Dumbledore ci nie powiedział, że powód, dla którego masz tę bliznę, jest ukryty tutaj, w czeluściach Departamentu Tajemnic? zapytał szyderczym tonem Malfoy.

Ja... Co takiego? wyjąkał Harry i przez chwilę zapomniał o swoim planie. Bliznę?

Co?! szepnęła Hermiona bardziej natarczywie.

Czy to możliwe? prychnął Malfoy, najwyraźniej rozkoszując się sytuacją.

Niektórzy śmierciożercy znowu się roześmiali, a Harry, korzystając z tego, syknął do Hermiony, starając się nie poruszać ustami:

Wal w półki...

Dumbledore nie powiedział ci tego? powtórzył Malfoy. No, to wyjaśnia, dlaczego nie zjawiłeś się tutaj wcześniej, Potter. Czarnego Pana od dawna dziwiło...

...kiedy powiem teraz...

...że nie przyleciałeś tu od razu, kiedy we śnie pokazał ci miejsce, gdzie to jest ukryte. Sądził, że wrodzona ciekawość wzbudzi w tobie chęć usłyszenia tego słowo po słowie...

Tak? Bardziej wyczuł niż usłyszał, że za jego plecami Hermiona przekazuje jego słowa innym, więc chciał podtrzymać rozmowę, żeby odwrócić uwagę śmierciożerców. Więc chciał, żebym tu przyszedł i ją wziął, tak? Dlaczego?

Dlaczego? Malfoy wyraźnie rozkoszował się sytuacją. Bo jedynymi osobami, którym wolno wziąć przepowiednię z Departamentu Tajemnic, są te, których owe przepowiednie dotyczą, co odkrył Czarny Pan, gdy próbował użyć innych, żeby mu ją wykradli.

A dlaczego chciał wykraść przepowiednię o mnie?

O was obu, Potter, o was obu... Nigdy się nie zastanawiałeś, dlaczego Czarny Pan próbował cię zabić, gdy byłeś niemowlęciem?

Harry wbił wzrok w wąskie szpary w kapturze, w których błyszczały szare oczy Malfoya. Czyżby ta przepowiednia była powodem, dla którego zginęli jego rodzice? Czy dlatego ma na czole tę bliznę w kształcie błyskawicy? Czy odpowiedź na to wszystko tkwi w szklanej kulce, którą ściska w garści?

Ktoś wypowiedział przepowiednię o mnie i o Voldemorcie? zapytał cicho, patrząc na Lucjusza Malfoya i zaciskając palce na ciepłej szklanej kulce. Była niewiele większa od znicza i wciąż szorstka od kurzu. A on zwabił mnie tutaj, żebym ją wziął dla niego? Dlaczego sam tego nie zrobił?

Sam?! krzyknęła Bellatriks, rechocąc jak obłąkana. Czarny Pan miałby pojawić się w Ministerstwie Magii, gdzie, tak niefrasobliwie, nikt nie chce przyjąć do wiadomości jego powrotu? Czarny Pan miałby ujawnić się aurorom, którzy tracą czas na mojego drogiego kuzyna?

Więc to wy odwalacie za niego czarną robotę, tak? zakpił Harry. A przedtem próbował do tego wykorzystać Sturgisa... i Bodea?

Bardzo dobrze, Potter, bardzo dobrze... wycedził Malfoy. Ale Czarny Pan wie, że nie jesteś taki głu...

TERAZ! wrzasnął Harry.

Pięć różnych głosów za jego plecami ryknęło: REDUCTIO! Pięć zaklęć pomknęło w różne strony, roztrzaskując z hukiem stojące naprzeciw półki. Olbrzymie regały zadygotały, gdy wybuchło ze sto leżących na nich szklanych kul. W powietrzu zaroiło się od perłowobiałych postaci, nie wiadomo jak dawno wypowiedziane słowa rozbrzmiały ze wszystkich stron, mieszając się ze sobą bezładnie, a na podłogę posypały się szklane odpryski i kawałki strzaskanego drewna.

W NOGI! krzyknął Harry, a gdy półki zachwiały się złowieszczo i zaczęło z nich spadać jeszcze więcej kulek, chwycił Hermionę za szatę i pociągnął do przodu, drugą ręką osłaniając głowę przed gradem szkła i kawałków drewna. Jeden ze śmierciożerców rzucił się przed siebie w chmurę pyłu i Harry rąbnął go mocno łokciem w zamaskowaną twarz. Nagle półki runęły na siebie z łoskotem, a wśród okrzyków trwogi i bólu dały się słyszeć dziwaczne strzępy nowych przepowiedni, uwolnionych ze swoich kulek...

Harry stwierdził, że nikt nie zagradza mu drogi, a kiedy obejrzał się przez ramię, zobaczył że Ron, Ginny i Luna biegną za nim, osłaniając rękami głowy. Coś ciężkiego uderzyło go w twarz, ale tylko wtulił głowę w ramiona i popędził naprzód. Czyjaś ręka chwyciła go za ramię, usłyszał, jak Hermiona krzyczy: Drętwota!, i ręka natychmiast go puściła.

Dobiegli do końca rzędu dziewięćdziesiątego siódmego. Harry skręcił w prawo i pognał przed siebie ile sił w nogach. Tuż za sobą słyszał tupot stóp i głos Hermiony przynaglającej Nevillea do biegu. Drzwi, przez które tu weszli, stały otworem. Zobaczył za nimi migające światło kryształowego klosza, przeskoczył przez próg, wciąż ściskając swoją przepowiednię w dłoni, zaczekał, aż nadbiegną inni i zatrzasnął za nimi drzwi...

Colloportus! wydyszała Hermiona, a w drzwiach coś szczęknęło i dziwnie zachlupotało, gdy zamknęły się na cztery spusty.

Gdzie... gdzie jest reszta? wysapał Harry.

Był przekonany, że Ron, Luna i Ginny pobiegli przed nimi i teraz czekają na nich w tej sali, ale nikogo tu nie było.

Musieli pomylić drogę! wyszeptała Hermiona z przerażoną miną.

Słuchajcie! wyszeptał Neville.

Za drzwiami, które dopiero co zamknęli, rozległ się tupot nóg i krzyki. Harry przyłożył do nich ucho i usłyszał ryk Malfoya:

Zostawcie Notta, zostawcie go, mówię, Czarny Pan nie będzie się przejmował jego ranami, tylko tym, że utracił tę przepowiednię... Jugson, wracaj tutaj, musimy się jakoś zorganizować! Podzielimy się na pary i będziemy ich szukać, i nie zapominaj, że z Potterem trzeba łagodnie, dopóki nie odbierzemy mu przepowiedni, innych możecie pozabijać... Bellatriks, Rudolfusie, wy idźcie w lewo, Crabbe, Rabastan pójdą w prawo... Jugson i Dołohow, wy w te drzwi na wprost... Macnair i Avery tu... Rookwood, tam... Mulciber, za mną!

I co teraz zrobimy? zapytała Hermiona, dygocąc.

Zacznijmy od tego, że nie będziemy tu stać i czekać, aż nas znajdą odpowiedział Harry. Zwiewajmy od tych drzwi...

Pobiegli, starając się nie robić hałasu, obok migocącego klosza, w którym wciąż wykluwał się z jajeczka ptaszek i po chwili do niego wracał, ku drzwiom do kolistej komnaty. Byli już blisko nich, gdy Harry usłyszał, jak coś ciężkiego uderzyło w drzwi, które Hermiona zamknęła zaklęciem.

Odsuń się! dobiegł go jakiś ochrypły głos. Alohomora!

Drzwi otworzyły się z rozmachem, a Harry, Hermiona i Neville dali nurka pod biurka. Zobaczyli skraj szat zbliżających się ku nim dwóch śmierciożerców i ich szybko poruszające się stopy.

Mogli uciec prosto do holu mruknął ochrypły głos.

Sprawdź pod biurkami powiedział drugi.

Harry zobaczył, że kolana śmierciożercy uginają się. Wystawił różdżkę spod stolika i krzyknął:

DRĘTWOTA!

Strumień czerwonego światła ugodził najbliższego śmierciożercę, odrzucając go do tyłu na stojący zegar. Drugi odskoczył w bok i skierował różdżkę w Hermionę, która gramoliła się spod stolika, by lepiej wycelować.

Avada...

Harry rzucił się na podłogę i chwycił za kolana śmierciożercę, który runął na posadzkę. Zaklęcie chybiło celu. Neville poderwał się, przewracając biurko, i wycelował różdżkę w walczącą parę, wrzeszcząc:

EXPELLIARMUS!

Obie różdżki, Harryego i śmierciożercy, wyrwały im się z rąk i poszybowały ku wejściu do Sali Przepowiedni. Obaj szybko wstali i pobiegli za nimi, śmierciożerca na przedzie, Harry tuż za nim, a na końcu Neville, najwyraźniej przerażony tym, co zrobił.





:


: 2018-11-11; !; : 214 |


:

:

- , - .
==> ...

1626 - | 1548 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.096 .