.


:




:

































 

 

 

 


ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 6




Pan Malfoy zrobił się jeszcze bardziej blady niż zwykle, ale jego oczy miotały iskry wściekłości.

- No i co... udało ci się już powstrzymać te napaści? - zapytał drwiącym tonem. Schwytałeś już złoczyńcę?

- Tak, dokonaliśmy tego - odrzekł z uśmiechem Dumbledore.

- Tak? - zapytał ostro pan Malfoy. - I kim on jest?

- To ta sama osoba, co ostatnio, Lucjuszu. Ale tym razem Lord Voldemort działał przez kogoś innego. Posłużył się tym dziennikiem.

Podniósł małą czarną książeczkę, z wypaloną w środku dziurą, obserwując Malfoya uważnie. Harry jednak obserwował Zgredka.

Skrzat wyczyniał dziwne rzeczy. Utkwił w Harrym swoje wielkie oczy, wybałuszył je znacząco i wciąż wskazywał to na dziennik, to na pana Malfoya, a jednocześnie grzmocił się pięścią po głowie.

- Ach tak... - powiedział wolno pan Malfoy.

- Sprytny plan - rzekł Dumbledore, wciąż patrząc panu Malfoyowi prosto w oczy. - Bo gdyby ten oto Harry... - pan Malfoy obrzucił Harryego krótkim, ostrym spojrzeniem - i jego przyjaciel Ron nie znaleźli książeczki... no cóż, cała wina spadłaby na biedną Ginny Weasley. Nikt nie zdołałby udowodnić, że nie działała z własnej woli.

Pan Malfoy milczał. Jego twarz przypominała teraz maskę.

- A wyobraź sobie - ciągnął Dumbledore - co mogłoby się wówczas stać... Weasleyowie należą do naszych najbardziej prominentnych rodzin czystej krwi. Łatwo sobie wyobrazić konsekwencje tego wszystkiego dla Artura Weasleya i jego Ustawy o Ochronie Mugoli, gdyby się okazało, że jego rodzona córka atakuje i uśmierca czarodziejów urodzonych w mugolskich rodzinach. Na szczęście dziennik znaleziono, a wspomnienia Riddlea zostały z niego usunięte. Kto wie, do czego by mogło dojść, gdyby tak się nie stało...

Pan Malfoy zmusił się do wypowiedzenia dwóch słów.

- Wielkie szczęście - powiedział bezbarwnym głosem.

A schowany za nim Zgredek wciąż wskazywał to na dziennik, to na Lucjusza Malfoya, okładając się pięścią po głowie.

Harry nagle zrozumiał. Skinął na Zgredka, a ten cofnął się do kąta, gdzie zaczął się tarmosić za uszy.

- Nie chciałby nam pan powiedzieć, w jaki sposób ten dziennik trafił w ręce Ginny, panie Malfoy? - zapytał Harry.

Lucjusz Malfoy odwrócił się do niego.

- A niby skąd mam wiedzieć, gdzie go znalazła ta głupia dziewczyna? - warknął.

- Bo to pan go jej dał - powiedział Harry. - W Esach i Floresach. Wziął pan do ręki jej stary podręcznik transmutacji i wsunął do środka dziennik, prawda?

Białe dłonie pana Malfoya zacisnęły się, a następnie rozluźniły.

- Udowodnij to - syknął.

- Och, tego nikt nie jest w stanie udowodnić - rzekł Dumbledore, uśmiechając się do Harryego - skoro Riddlea już nie ma w tej książeczce. Radziłbym ci jednak, Lucjuszu, żebyś już więcej nie rozdawał starych rzeczy Lorda Voldemorta. Gdyby coś jeszcze trafiło w niepowołane a niewinne ręce, to na przykład taki Artur Weasley na pewno by wyśledził ich źródło...

Lucjusz Malfoy zesztywniał, a Harry zobaczył, że prawa ręka drgnęła mu lekko, jakby chciał sięgnąć po różdżkę. Powstrzymał się jednak i odwrócił do swojego domowego skrzata.

- Idziemy, Zgredku!

Gwałtownym ruchem otworzył drzwi, a kiedy skrzat podbiegł, wyrzucił go przez nie kopniakiem. Jeszcze długo słyszeli żałosne piski Zgredka. Harry nie ruszał się z miejsca, myśląc nad czymś gorączkowo.

- Panie profesorze - powiedział w końcu - czy mógłbym oddać ten dziennik panu Malfoyowi?

- Oczywiście, Harry - odrzekł spokojnie Dumbledore. - Ale pospiesz się. Wyprawiamy dziś ucztę, pamiętasz?

Harry chwycił dziennik i wypadł z gabinetu. Zza rogu korytarza dobiegły go oddalające się piski Zgredka. Zastanawiając się, czy jego plan wypali, szybko zdjął jeden but, ściągnął obślizgłą, brudną skarpetkę i wepchnął do niej dziennik. Potem pobiegł korytarzem.

Dogonił ich na szczycie marmurowych schodów.

- Panie Malfoy - wydyszał, zatrzymując się w biegu. - Mam coś dla pana.

I wcisnął Malfoyowi do ręki śmierdzącą skarpetkę.

- Co do...

Pan Malfoy zdarł skarpetkę z dziennika, odrzucił ją ze wstrętem i przeniósł wściekłe spojrzenie ze zniszczonej książeczki na Harryego.

- Kiedyś skończysz tak nędznie, jak twoi rodzice, Harry Porterze - wycedził. - Oni też byli wścibskimi głupcami.

Odwrócił się, aby odejść.

- Zgredek! Idziemy! Powiedziałem, idziemy!

Ale Zgredek nie ruszył się z miejsca. Trzymał w ręku obrzydliwą, mokrą skarpetkę Harryego i wpatrywał się w nią, jakby była bezcennym skarbem.

- Mój pan dał Zgredkowi skarpetkę - powiedział zdumionym tonem. - Pan dał ją Zgredkowi.

- Co znowu? - warknął pan Malfoy. - Co powiedziałeś?

- Zgredek dostał skarpetkę - powtórzył skrzat z niedowierzaniem. - Mój pan ją rzucił, a Zgredek ją złapał. Zgredek jest... wolny.

Lucjusz Malfoy zamarł, wpatrując się w skrzata, po czym rzucił się na Harryego.

- Przez ciebie straciłem sługę, głupi chłopaku! Ale Zgredek wrzasnął:

- Nie zrobisz krzywdy Harryemu Potterowi!

 

Rozległ się głośny huk i pana Malfoya odrzuciło do tyłu. Potoczył się po schodach jak worek kartofli, lądując na samym dole. Wstał i natychmiast wyjął różdżkę, ale Zgredek znowu podniósł rękę, grożąc mu długim palcem.

- Teraz odejdziesz - powiedział, celując palec w pana Malfoya. - Nie tkniesz Harryego Pottera. A teraz odejdziesz.

Lucjusz Malfoy nie miał wyboru. Obrzucił ich jadowitym spojrzeniem, zamaszystym ruchem owinął się płaszczem i zniknął im z oczu.

- Harry Potter uwolnił Zgredka! - zawołał skrzat ochrypłym głosem, wpatrując się w Harryego ogromnymi oczami, w których odbijało się światło księżyca. - Harry Potter uwolnił Zgredka!

- To wszystko, co mogłem dla ciebie zrobić, Zgredku - powiedział Harry, uśmiechając się do niego. - Ale przyrzeknij mi, że już nigdy nie będziesz próbował ratować mi życia.

Brzydka, brązowa twarz skrzata rozciągnęła się nagle w szerokim uśmiechu.

- Mam tylko jeszcze jedno pytanie, Zgredku - rzekł Harry, kiedy skrzat trzęsącymi się rękami wciągnął na nogę j ego skarpetkę. - Powiedziałeś mi, że to nie ma nic wspólnego z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, pamiętasz? No więc...

- To była wskazówka, sir - przerwał mu Zgredek, otwierając jeszcze szerzej oczy, jakby to było oczywiste. - Zgredek dał szansę Harryemu Potterowi. Dawne imię Czarnego Pana można było wymawiać, prawda?

- Nooo... tak - zgodził się Harry. - Ale na mnie już czas. Wyprawiają ucztę, a moja przyjaciółka Hermiona już się pewnie przebudziła...

Zgredek objął go serdecznie w pasie.

- Harry Potter jest o wiele większy, niż się Zgredkowi wydawało! - załkał. - Zegnaj, Harry Porterze!

Błysnęło, strzeliło i Zgredek rozpłynął się w powietrzu.

Harry brał już udział w kilku ucztach w Hogwarcie, ale jeszcze nigdy nie był na takiej jak ta. Wszyscy byli w piżamach, a zabawa trwała całą noc. W końcu nie wiedział już, co było w tym wszystkim najlepsze, czy Hermiona biegnąca ku niemu z krzykiem: Rozwiązałeś to! Rozwiązałeś!, czy Justyn zrywający się od stołu Puchonów, żeby uścisnąć mu rękę i po raz któryś przepraszać za swoje podejrzenia, czy Hagrid, który zjawił się o pół do czwartej nad ranem i rąbnął po plecach jego i Rona tak mocno, że powpadali nosami w talerze z ciastem biszkoptowym z kremem i owocami, czy ogłoszenie wszem i wobec, że on i Ron zdobyli dla Gryffindoru czterysta punktów w rozgrywce o Puchar Domów, czy profesor McGonagall powstająca, by ogłosić, że odwołuje się wszystkie egzaminy (Och, nie!, krzyknęła Hermiona), czy Dumbledore oznajmiający z wielkim żalem, że profesor Lockhart nie będzie mógł już ich uczyć, ponieważ musi wyjechać i odzyskać pamięć. Wśród wiwatujących po ogłoszeniu tej ostatniej nowiny nie brakowało nauczycieli.

- Szkoda - powiedział Ron, zabierając się do kolejnego pączka z konfiturą. - Już zacząłem go wychowywać.

 

Reszta semestru letniego minęła w cudownej mgiełce gorącego słońca. Wszystko znowu było tak samo, prócz paru drobiazgów: zniesiono lekcje obrony przed czarną magią (Nie martw się, przecież mieliśmy sporo ponadprogramowych ćwiczeń z tego przedmiotu, powiedział Ron rozczarowanej Hermionie), a Lucjusz Malfoy został odwołany z rady nadzorczej. Draco nie chodził już po szkole, patrząc na wszystkich z góry, jakby zamek był jego własnością. Przeciwnie, był przygaszony i pokorny. Natomiast Ginny Weasley odzyskała humor.

Wkrótce - może nawet za szybko - nadszedł czas ich powrotu do domów na letnie wakacje. Przyjechał ekspres Hogwart-Londyn, a Harry, Ron, Hermiona, George

i Ginny zdobyli przedział tylko dla siebie. Wykorzystali skwapliwie ostatnie parę godzin, w których wolno im było używać czarów przed wakacjami. Grali w Eksplodującego Durnia, wystrzelili ostatnie z fajerwerków Filibustera i ćwiczyli na sobie rozbrajanie przeciwnika. Harry był najlepszy w tej konkurencji.

Dojeżdżali już do dworca Kings Cross, kiedy Harry coś sobie przypomniał.

- Ginny... co właściwie robił Percy, kiedy go zobaczyłaś, a później nie chciałaś tego nikomu powiedzieć?

- Ach, to - powiedziała Ginny, chichocąc. - Bo... wiecie, Percy ma dziewczynę.

Fred upuścił stertę książek na głowę Georgea.

- Co?

- Prefekt Krukonów, Penelopa Clearwater - oznajmiła Ginny. - To do niej pisał przez całe ubiegłe lato. A w szkole spotykał się z nią w tajemnicy. Wlazłam na nich, jak się całowali w pustej klasie. Był taki zrozpaczony, kiedy została... no wiecie... zaatakowana. Ale nie będziecie się z niego śmiać, co? - dodała z niepokojem.

- Nawet o tym nie marz - powiedział Fred, który miał minę, jakby zbliżały się jego urodziny.

- Absolutnie - dodał George i zarechotał.

Ekspres Hogwart-Londyn zwolnił i w końcu się zatrzymał.

Harry wyciągnął pióro i kawałek pergaminu i zwrócił się do Rona i Hermiony.

- To jest coś, co mugole nazywają numerem telefonu - powiedział Ronowi, wypisując dwukrotnie rząd cyfr, przedzierając pergamin i dając jedną część jemu, a drugą Hermionie. - W zeszłym roku powiedziałem waszemu ojcu, jak się korzysta z telefonu, będzie wiedział. Zadzwonicie do mnie do Dursleyów, dobrze? Nie wytrzymam dwóch miesięcy z samym Dudleyem...

- Twoja ciotka i wuj będą z ciebie dumni, prawda? - powiedziała Hermiona, kiedy wyszli z wagonu i przyłączyli się do tłumu zmierzającego ku zaczarowanej barierce. - Jak usłyszą, czego dokonałeś w tym roku...

- Dumni? Zwariowałaś? Tyle razy byłem bliski śmierci i przeżyłem? Będą wściekli...

I razem przeszli przez bramę do świata mugoli.


KILKA SŁÓW OD TŁUMACZA,





:


: 2017-01-28; !; : 285 |


:

:

. .
==> ...

1663 - | 1593 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.029 .