Pan Malfoy zrobił się jeszcze bardziej blady niż zwykle, ale jego oczy miotały iskry wściekłości.
- No i co... udało ci się już powstrzymać te napaści? - zapytał drwiącym tonem. Schwytałeś już złoczyńcę?
- Tak, dokonaliśmy tego - odrzekł z uśmiechem Dumbledore.
- Tak? - zapytał ostro pan Malfoy. - I kim on jest?
- To ta sama osoba, co ostatnio, Lucjuszu. Ale tym razem Lord Voldemort działał przez kogoś innego. Posłużył się tym dziennikiem.
Podniósł małą czarną książeczkę, z wypaloną w środku dziurą, obserwując Malfoya uważnie. Harry jednak obserwował Zgredka.
Skrzat wyczyniał dziwne rzeczy. Utkwił w Harrym swoje wielkie oczy, wybałuszył je znacząco i wciąż wskazywał to na dziennik, to na pana Malfoya, a jednocześnie grzmocił się pięścią po głowie.
- Ach tak... - powiedział wolno pan Malfoy.
- Sprytny plan - rzekł Dumbledore, wciąż patrząc panu Malfoyowi prosto w oczy. - Bo gdyby ten oto Harry... - pan Malfoy obrzucił Harryego krótkim, ostrym spojrzeniem - i jego przyjaciel Ron nie znaleźli książeczki... no cóż, cała wina spadłaby na biedną Ginny Weasley. Nikt nie zdołałby udowodnić, że nie działała z własnej woli.
Pan Malfoy milczał. Jego twarz przypominała teraz maskę.
- A wyobraź sobie - ciągnął Dumbledore - co mogłoby się wówczas stać... Weasleyowie należą do naszych najbardziej prominentnych rodzin czystej krwi. Łatwo sobie wyobrazić konsekwencje tego wszystkiego dla Artura Weasleya i jego Ustawy o Ochronie Mugoli, gdyby się okazało, że jego rodzona córka atakuje i uśmierca czarodziejów urodzonych w mugolskich rodzinach. Na szczęście dziennik znaleziono, a wspomnienia Riddlea zostały z niego usunięte. Kto wie, do czego by mogło dojść, gdyby tak się nie stało...
Pan Malfoy zmusił się do wypowiedzenia dwóch słów.
- Wielkie szczęście - powiedział bezbarwnym głosem.
A schowany za nim Zgredek wciąż wskazywał to na dziennik, to na Lucjusza Malfoya, okładając się pięścią po głowie.
Harry nagle zrozumiał. Skinął na Zgredka, a ten cofnął się do kąta, gdzie zaczął się tarmosić za uszy.
- Nie chciałby nam pan powiedzieć, w jaki sposób ten dziennik trafił w ręce Ginny, panie Malfoy? - zapytał Harry.
Lucjusz Malfoy odwrócił się do niego.
- A niby skąd mam wiedzieć, gdzie go znalazła ta głupia dziewczyna? - warknął.
|
|
- Bo to pan go jej dał - powiedział Harry. - W Esach i Floresach. Wziął pan do ręki jej stary podręcznik transmutacji i wsunął do środka dziennik, prawda?
Białe dłonie pana Malfoya zacisnęły się, a następnie rozluźniły.
- Udowodnij to - syknął.
- Och, tego nikt nie jest w stanie udowodnić - rzekł Dumbledore, uśmiechając się do Harryego - skoro Riddlea już nie ma w tej książeczce. Radziłbym ci jednak, Lucjuszu, żebyś już więcej nie rozdawał starych rzeczy Lorda Voldemorta. Gdyby coś jeszcze trafiło w niepowołane a niewinne ręce, to na przykład taki Artur Weasley na pewno by wyśledził ich źródło...
Lucjusz Malfoy zesztywniał, a Harry zobaczył, że prawa ręka drgnęła mu lekko, jakby chciał sięgnąć po różdżkę. Powstrzymał się jednak i odwrócił do swojego domowego skrzata.
- Idziemy, Zgredku!
Gwałtownym ruchem otworzył drzwi, a kiedy skrzat podbiegł, wyrzucił go przez nie kopniakiem. Jeszcze długo słyszeli żałosne piski Zgredka. Harry nie ruszał się z miejsca, myśląc nad czymś gorączkowo.
- Panie profesorze - powiedział w końcu - czy mógłbym oddać ten dziennik panu Malfoyowi?
- Oczywiście, Harry - odrzekł spokojnie Dumbledore. - Ale pospiesz się. Wyprawiamy dziś ucztę, pamiętasz?
Harry chwycił dziennik i wypadł z gabinetu. Zza rogu korytarza dobiegły go oddalające się piski Zgredka. Zastanawiając się, czy jego plan wypali, szybko zdjął jeden but, ściągnął obślizgłą, brudną skarpetkę i wepchnął do niej dziennik. Potem pobiegł korytarzem.
Dogonił ich na szczycie marmurowych schodów.
- Panie Malfoy - wydyszał, zatrzymując się w biegu. - Mam coś dla pana.
I wcisnął Malfoyowi do ręki śmierdzącą skarpetkę.
- Co do...
Pan Malfoy zdarł skarpetkę z dziennika, odrzucił ją ze wstrętem i przeniósł wściekłe spojrzenie ze zniszczonej książeczki na Harryego.
- Kiedyś skończysz tak nędznie, jak twoi rodzice, Harry Porterze - wycedził. - Oni też byli wścibskimi głupcami.
Odwrócił się, aby odejść.
- Zgredek! Idziemy! Powiedziałem, idziemy!
Ale Zgredek nie ruszył się z miejsca. Trzymał w ręku obrzydliwą, mokrą skarpetkę Harryego i wpatrywał się w nią, jakby była bezcennym skarbem.
- Mój pan dał Zgredkowi skarpetkę - powiedział zdumionym tonem. - Pan dał ją Zgredkowi.
- Co znowu? - warknął pan Malfoy. - Co powiedziałeś?
- Zgredek dostał skarpetkę - powtórzył skrzat z niedowierzaniem. - Mój pan ją rzucił, a Zgredek ją złapał. Zgredek jest... wolny.
Lucjusz Malfoy zamarł, wpatrując się w skrzata, po czym rzucił się na Harryego.
|
|
- Przez ciebie straciłem sługę, głupi chłopaku! Ale Zgredek wrzasnął:
- Nie zrobisz krzywdy Harryemu Potterowi!
Rozległ się głośny huk i pana Malfoya odrzuciło do tyłu. Potoczył się po schodach jak worek kartofli, lądując na samym dole. Wstał i natychmiast wyjął różdżkę, ale Zgredek znowu podniósł rękę, grożąc mu długim palcem.
- Teraz odejdziesz - powiedział, celując palec w pana Malfoya. - Nie tkniesz Harryego Pottera. A teraz odejdziesz.
Lucjusz Malfoy nie miał wyboru. Obrzucił ich jadowitym spojrzeniem, zamaszystym ruchem owinął się płaszczem i zniknął im z oczu.
- Harry Potter uwolnił Zgredka! - zawołał skrzat ochrypłym głosem, wpatrując się w Harryego ogromnymi oczami, w których odbijało się światło księżyca. - Harry Potter uwolnił Zgredka!
- To wszystko, co mogłem dla ciebie zrobić, Zgredku - powiedział Harry, uśmiechając się do niego. - Ale przyrzeknij mi, że już nigdy nie będziesz próbował ratować mi życia.
Brzydka, brązowa twarz skrzata rozciągnęła się nagle w szerokim uśmiechu.
- Mam tylko jeszcze jedno pytanie, Zgredku - rzekł Harry, kiedy skrzat trzęsącymi się rękami wciągnął na nogę j ego skarpetkę. - Powiedziałeś mi, że to nie ma nic wspólnego z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, pamiętasz? No więc...
- To była wskazówka, sir - przerwał mu Zgredek, otwierając jeszcze szerzej oczy, jakby to było oczywiste. - Zgredek dał szansę Harryemu Potterowi. Dawne imię Czarnego Pana można było wymawiać, prawda?
- Nooo... tak - zgodził się Harry. - Ale na mnie już czas. Wyprawiają ucztę, a moja przyjaciółka Hermiona już się pewnie przebudziła...
Zgredek objął go serdecznie w pasie.
- Harry Potter jest o wiele większy, niż się Zgredkowi wydawało! - załkał. - Zegnaj, Harry Porterze!
Błysnęło, strzeliło i Zgredek rozpłynął się w powietrzu.
Harry brał już udział w kilku ucztach w Hogwarcie, ale jeszcze nigdy nie był na takiej jak ta. Wszyscy byli w piżamach, a zabawa trwała całą noc. W końcu nie wiedział już, co było w tym wszystkim najlepsze, czy Hermiona biegnąca ku niemu z krzykiem: Rozwiązałeś to! Rozwiązałeś!, czy Justyn zrywający się od stołu Puchonów, żeby uścisnąć mu rękę i po raz któryś przepraszać za swoje podejrzenia, czy Hagrid, który zjawił się o pół do czwartej nad ranem i rąbnął po plecach jego i Rona tak mocno, że powpadali nosami w talerze z ciastem biszkoptowym z kremem i owocami, czy ogłoszenie wszem i wobec, że on i Ron zdobyli dla Gryffindoru czterysta punktów w rozgrywce o Puchar Domów, czy profesor McGonagall powstająca, by ogłosić, że odwołuje się wszystkie egzaminy (Och, nie!, krzyknęła Hermiona), czy Dumbledore oznajmiający z wielkim żalem, że profesor Lockhart nie będzie mógł już ich uczyć, ponieważ musi wyjechać i odzyskać pamięć. Wśród wiwatujących po ogłoszeniu tej ostatniej nowiny nie brakowało nauczycieli.
- Szkoda - powiedział Ron, zabierając się do kolejnego pączka z konfiturą. - Już zacząłem go wychowywać.
|
|
Reszta semestru letniego minęła w cudownej mgiełce gorącego słońca. Wszystko znowu było tak samo, prócz paru drobiazgów: zniesiono lekcje obrony przed czarną magią (Nie martw się, przecież mieliśmy sporo ponadprogramowych ćwiczeń z tego przedmiotu, powiedział Ron rozczarowanej Hermionie), a Lucjusz Malfoy został odwołany z rady nadzorczej. Draco nie chodził już po szkole, patrząc na wszystkich z góry, jakby zamek był jego własnością. Przeciwnie, był przygaszony i pokorny. Natomiast Ginny Weasley odzyskała humor.
Wkrótce - może nawet za szybko - nadszedł czas ich powrotu do domów na letnie wakacje. Przyjechał ekspres Hogwart-Londyn, a Harry, Ron, Hermiona, George
i Ginny zdobyli przedział tylko dla siebie. Wykorzystali skwapliwie ostatnie parę godzin, w których wolno im było używać czarów przed wakacjami. Grali w Eksplodującego Durnia, wystrzelili ostatnie z fajerwerków Filibustera i ćwiczyli na sobie rozbrajanie przeciwnika. Harry był najlepszy w tej konkurencji.
Dojeżdżali już do dworca Kings Cross, kiedy Harry coś sobie przypomniał.
- Ginny... co właściwie robił Percy, kiedy go zobaczyłaś, a później nie chciałaś tego nikomu powiedzieć?
- Ach, to - powiedziała Ginny, chichocąc. - Bo... wiecie, Percy ma dziewczynę.
Fred upuścił stertę książek na głowę Georgea.
- Co?
- Prefekt Krukonów, Penelopa Clearwater - oznajmiła Ginny. - To do niej pisał przez całe ubiegłe lato. A w szkole spotykał się z nią w tajemnicy. Wlazłam na nich, jak się całowali w pustej klasie. Był taki zrozpaczony, kiedy została... no wiecie... zaatakowana. Ale nie będziecie się z niego śmiać, co? - dodała z niepokojem.
- Nawet o tym nie marz - powiedział Fred, który miał minę, jakby zbliżały się jego urodziny.
- Absolutnie - dodał George i zarechotał.
Ekspres Hogwart-Londyn zwolnił i w końcu się zatrzymał.
Harry wyciągnął pióro i kawałek pergaminu i zwrócił się do Rona i Hermiony.
- To jest coś, co mugole nazywają numerem telefonu - powiedział Ronowi, wypisując dwukrotnie rząd cyfr, przedzierając pergamin i dając jedną część jemu, a drugą Hermionie. - W zeszłym roku powiedziałem waszemu ojcu, jak się korzysta z telefonu, będzie wiedział. Zadzwonicie do mnie do Dursleyów, dobrze? Nie wytrzymam dwóch miesięcy z samym Dudleyem...
- Twoja ciotka i wuj będą z ciebie dumni, prawda? - powiedziała Hermiona, kiedy wyszli z wagonu i przyłączyli się do tłumu zmierzającego ku zaczarowanej barierce. - Jak usłyszą, czego dokonałeś w tym roku...
- Dumni? Zwariowałaś? Tyle razy byłem bliski śmierci i przeżyłem? Będą wściekli...
I razem przeszli przez bramę do świata mugoli.
KILKA SŁÓW OD TŁUMACZA,