.


:




:

































 

 

 

 


ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Gwardia Dumbledorea 2




Dlaczego?

Bo do tego pokoju można wejść tylko wtedy, kiedy się tego naprawdę potrzebuje. Czasami jest tu, czasami tam, ale kiedy już się pojawia, wyposażony jest dokładnie w to, co akurat jest potrzebne. Zgredek raz go użył, sir powiedział skrzat, ściszając głos, z miną winowajcy kiedy Mrużka była bardzo pijana. Ukrył ją w Pokoju Życzeń, znalazł tam antidota na piwo kremowe, a także zgrabne łóżeczko, akurat na skrzata, żeby mogła się tam wyspać, sir... I Zgredek wie, że pan Filch znalazł tam dodatkowe środki czyszczące, kiedy mu ich zabrakło, sir, a...

...a kiedy bardzo potrzebujesz toalety rzekł Harry, nagle przypominając sobie, co powiedział Dumbledore podczas Balu Bożonarodzeniowego w zeszłym roku to ten pokój napełni się nocnikami, tak?

Zgredek sądzi, że to całkiem możliwe odrzekł skrzat, kiwając gorliwie głową. To zdumiewający pokój, sir.

Ile osób o nim wie? zapytał Harry, prostując się w fotelu.

Niewiele, sir. Ludzie natrafiają na ten pokój, kiedy bardzo go potrzebują, ale później najczęściej już go nie znajdują, bo nie wiedzą, że on zawsze czeka na zawołanie, sir.

To brzmi wspaniale rzekł Harry z bijącym sercem. To wprost idealne miejsce, Zgredku. Kiedy możesz mi go pokazać?

W każdej chwili, sir odpowiedział Zgredek, wyraźnie zachwycony entuzjazmem Harryego. Jak Harry Potter chce, możemy tam iść zaraz!

Przez chwilę Harry poczuł pokusę, by iść za skrzatem natychmiast; już się podnosił z fotela, żeby pójść na górę po pelerynę-niewidkę, kiedy nie po raz pierwszy jakiś głos, bardzo podobny do głosu Hermiony, szepnął mu do ucha: lekkomyślny. W końcu było bardzo późno, a on był już zmęczony.

Nie teraz, Zgredku powiedział, opadając z powrotem na fotel. To dla mnie naprawdę bardzo ważne... nie chcę wszystkiego zepsuć, muszę to dobrze zaplanować... Słuchaj, a nie mógłbyś mi po prostu powiedzieć, gdzie jest ten Pokój Życzeń i jak się do niego dostać?

Porywisty wiatr wzdymał im i szarpał szaty, kiedy szli przez zalane wodą grządki warzywne na dwugodzinną lekcję zielarstwa. Później, podczas lekcji, ledwo słyszeli, co mówi profesor Sprout, bo wielkie krople deszczu bębniły jak grad w dach cieplarni. Popołudniową lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami trzeba było przenieść z błoni do wolnej klasy na parterze i odetchnęli z ulgą, kiedy podczas drugiego śniadania Angelina oznajmiła drużynie, że trening quidditcha został odwołany.

To dobrze szepnął Harry, gdy mu to powiedziała bo znaleźliśmy miejsce na pierwsze spotkanie naszej grupy samoobrony. Wieczorem o ósmej, na siódmym piętrze, naprzeciw tego gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami. Możesz powiedzieć Katie i Alicji?

Angelina była nieco zaskoczona, ale obiecała powiedzieć innym, a Harry rzucił się na kiełbaski z tłuczonymi ziemniakami. Kiedy podniósł głowę, żeby napić się soku dyniowego, napotkał wzrok Hermiony.

Co? zapytał szorstko.

Nic... tylko że pomysły Zgredka nie zawsze są bezpieczne. Nie pamiętasz, jak ci przez niego wyparowały wszystkie kości z ramienia?

Ten pokój nie jest jeszcze jednym zwariowanym pomysłem Zgredka. Dumbledore też o nim wie, wspominał mi o nim podczas Balu Bożonarodzeniowego.

Hermiona wyraźnie się ożywiła.

Dumbledore ci o nim mówił?

Mimochodem odrzekł Harry, wzruszając ramionami.

No, jeśli tak, to w porządku uspokoiła się Hermiona i więcej do tego nie wracała.

Przez większość dnia wyszukiwali tych, którzy wpisali się na listę, żeby im przekazać czas i miejsce spotkania. Harry odczuł lekki zawód, że to Ginny, a nie on, pierwsza odnalazła Cho Chang i jej przyjaciółkę, ale pod koniec kolacji był już przekonany, że wiadomość dotarła do tych wszystkich, którzy pojawili się w gospodzie Pod Świńskim Łbem.

O wpół do ósmej Harry, Ron i Hermiona opuścili pokój wspólny Gryffindoru. Harry ściskał w garści pewien stary pergamin. Piątoklasistom wolno było przebywać na korytarzach do dziewiątej, ale wszyscy troje rozglądali się nerwowo dookoła, kiedy szli na siódme piętro.

Zaczekajcie powiedział Harry, kiedy tam dotarli. Rozwinął pergamin, stuknął weń różdżką i mruknął: Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.

Na czystej powierzchni pergaminu pojawiła się mapa Hogwartu. Maleńkie czarne kropki, opatrzone nazwiskami, pokazywały, gdzie w tej chwili znajdują się różne osoby.

Filch jest na drugim piętrze rzekł Harry, przyglądając się mapie z bliska a Pani Norris na czwartym.

A Umbridge? zapytała z niepokojem Hermiona.

W swoim gabinecie. Harry pokazał palcem. Dobra, idziemy.

Ruszyli korytarzem do miejsca, które Zgredek opisał Harryemu. Był to kawałek pustej ściany naprzeciw wielkiego gobelinu, na którym uwieczniono bardzo nierozsądną próbę Barnabasza Bzika nauczenia trolli pozycji i kroków baletowych.

W porządku powiedział cicho Harry, kiedy nadgryziony przez mole troll przestał na chwilę okładać maczugą niedoszłego instruktora tańca, żeby zobaczyć, co z niego zostało. Zgredek powiedział, że trzeba przejść trzy razy wzdłuż tego kawałka ściany, skupiając się mocno na tym, czego potrzebujemy.

I zaczęli spacerować, zawracając tuż za pustym kawałkiem ściany, po czym robiąc to samo przy stojącej z drugiej strony wazie wysokości człowieka. Ron mrużył w skupieniu oczy, Hermiona szeptała coś pod nosem, a Harry zaciskał pięści, wpatrując się przed siebie.

Potrzebne nam jest miejsce, żeby nauczyć się walczyć, pomyślał. Miejsce do ćwiczeń... gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie...

Harry! powiedziała nagle Hermiona, kiedy zawrócili po trzecim przejściu wzdłuż ściany.

W ścianie pojawiły się wypolerowane, błyszczące drzwi. Ron gapił się w nie z trochę nieufną miną. Harry wyciągnął rękę, chwycił za mosiężną gałkę, otworzył drzwi i wszedł pierwszy do obszernego pokoju, oświetlonego migotliwymi pochodniami takimi samymi jak te, które oświetlały lochy osiem pięter niżej.

Wzdłuż ściany stały drewniane szafy z książkami, a zamiast krzeseł na podłodze leżały jedwabne poduszki. W dalekim końcu pokoju na półkach leżały różne magiczne instrumenty, takie jak fałszoskopy, czujniki tajności, i wielki, popękany monitor wrogów Harry był pewien, że to ten sam, który w ubiegłym roku wisiał w gabinecie fałszywego Moodyego.

Przydadzą się, jak będziemy ćwiczyć oszałamianie ucieszył się Ron, szturchając stopą jedną z poduszek.

I spójrzcie na te książki! powiedziała podniecona Hermiona, przebiegając palcem po grzbietach wielkich, oprawionych w skórę tomów. Kompendium popularnych zaklęć i przeciwzaklęć... Jak przechytrzyć czarnoksiężnika... Podręcznik magicznej samoobrony... Uau! Odwróciła do Harryego uradowaną twarz, a on zrozumiał, że widok tych setek książek ostatecznie rozwiał jej obawy i wątpliwości. Harry, to cudowne, mamy tu wszystko, czego potrzebujemy!

I natychmiast wyciągnęła z półki Uroki dla zauroczonych, usiadła na jednej z poduszek i zaczęła wertować książkę.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Przybyli Ginny, Neville, Lavender, Parani i Dean.

O kurczę! Dean rozglądał się po pokoju, szczerze zdumiony. Co to za miejsce?

Harry zaczął mu wyjaśniać, ale zanim skończył, przybyło więcej osób i musiał zacząć od początku. O ósmej wszystkie poduszki były już zajęte. Harry podszedł do drzwi i przekręcił klucz wystający z zamka; zamek szczęknął głośno i wszyscy ucichli, czekając w napięciu. Hermiona założyła jakąś stronę w Urokach dla zauroczonych i odłożyła książkę na bok.

No więc... zaczął trochę nerwowo Harry to jest miejsce, w którym będziemy ćwiczyć i widzę, że... ee... chyba się wam podoba...

Jest fantastyczne! powiedziała Cho, a kilkanaście osób głośno wyraziło to samo.

To dziwne zauważył Fred, marszcząc czoło i rozglądając się po pokoju ale kiedyś ukryliśmy się tu przed Filchem, pamiętasz, George? Tylko że wtedy była to po prostu komórka na miotły...

Hej, Harry, a co to takiego? zapytał Dean z głębi pokoju, wskazując na fałszoskopy i monitor wrogów.

Wykrywacze czarnej magii odrzekł Harry, podchodząc do półek. Pokazują, kiedy w pobliżu są jacyś czarnoksiężnicy lub wrogowie... ale lepiej na nich za bardzo nie polegać, bo można je oszukać...

Wpatrywał się przez chwilę w monitor wrogów, na którym widać było jakieś poruszające się, niewyraźne postacie, a potem odwrócił się.

Więc zastanawiałem się, co powinniśmy najpierw zrobić i... ee... Zauważył podniesioną rękę. O co chodzi, Hermiono?

Myślę, że powinniśmy wybrać przywódcę.

Harry jest przywódcą powiedziała natychmiast Cho, patrząc na Hermionę jak na wariatkę, a w brzuchu Harryego znowu coś podskoczyło.

Tak, ale uważam, że powinniśmy to jednak przegłosować oświadczyła Hermiona. W ten sposób nasza decyzja uzyska status oficjalnej, a autorytet Harryego wzrośnie. No więc... kto uważa, że przywódcą powinien być Harry?

Wszyscy podnieśli ręce, nawet Zachariasz Smith, który jednak zrobił to bez entuzjazmu.

Ee... no... dziękuję powiedział Harry, czując, że palą go policzki. I... co znowu, Hermiono?

Uważam też, że powinniśmy się jakoś nazywać oświadczyła Hermiona, nadal trzymając rękę w górze. To wzmocni poczucie, że tworzymy jeden zespół, nie uważacie?

Co powiecie na Ligę Antyumbridgeańską? zapytała Angelina.

A na grupę Ministerstwo Magii To Sami Kretyni? zaproponował Fred.

Miałam raczej na myśli powiedziała Hermiona, rzucając Fredowi mordercze spojrzenie taką nazwę, która nie powie osobom postronnym, co naprawdę robimy, taką, której moglibyśmy używać również poza tymi spotkaniami.

Grupa Defensywy? podsunęła Cho. W skrócie GD, więc nikt się nie domyśli, o czym mówimy...

Tak, GD jest dobre powiedziała Ginny ale jako skrót od Gwardia Dumbledorea, bo tego właśnie ministerstwo najbardziej się obawia, prawda?

Rozległ się szmer zadowolonych głosów i śmiechy.

Kto jest za GD? zapytała Hermiona zdecydowanym tonem, klękając na poduszce i licząc podniesione ręce. Większość... Więc przegłosowaliśmy!

Wstała, przyłożyła do ściany pergamin z listą ich nazwisk i napisała u góry: GWARDIA DUMBLEDOREA.

Świetnie rzekł Harry, kiedy Hermiona usiadła. Możemy zabrać się do ćwiczeń? Pomyślałem sobie, że najpierw powinniśmy przećwiczyć Expeliarmus, no wiecie, zaklęcie rozbrajające. To jedno z podstawowych zaklęć, ale nieraz mi się przydało...

Daj spokój! przerwał mu Zachariasz Smith, podnosząc oczy do góry i krzyżując ręce na piersiach. Co, myślisz, że Expeliarmus pomoże nam przeciw Sam-Wiesz-Komu?

Mnie pomógł powiedział spokojnie Harry. W czerwcu to zaklęcie uratowało mi życie.

Smithowi opadła szczęka. Reszta siedziała cicho.

Ale jeśli uważasz, że to poniżej twojej godności, to możesz wyjść powiedział Harry.

Smith nie ruszył się z miejsca. Wszyscy wpatrywali się w Harryego.

W porządku rzekł Harry trochę bardziej oschłym tonem. No, to dobieramy się w pary i ćwiczymy.

Dziwnie się czuł, wydając polecenia, ale jeszcze dziwniej, kiedy zobaczył, że wszyscy go słuchają. Wstali natychmiast i podzielili się na pary. Jak można było przewidzieć, Neville został bez partnera.

Możesz ćwiczyć ze mną powiedział mu Harry. Dobra... liczę do trzech. Raz... dwa... trzy...

Pokój wypełnił się nagle okrzykami Expeliarmus! , różdżki pomknęły w różne strony, niecelne zaklęcia uderzyły w książki na półkach, wysyłając je w powietrze. Harry okazał się za szybki dla Nevillea, któremu różdżka wyleciała z ręki, trafiła w sufit, krzesząc fontannę iskier, i wylądowała z hukiem na szczycie szafy z książkami, skąd Harry ściągnął ją zaklęciem przyzywającym. Rozejrzał się wokoło i pomyślał, że dobrze zrobił, zaczynając od prostego zaklęcia, bo wielu osobom w ogóle nie udało się rozbroić przeciwnika: ich partnerzy odskakiwałi tylko o kilka kroków do tyłu, albo krzywili się, gdy niecelne zaklęcie świstało im koło uszu.

Expeliarmus! krzyknął Neville, i Harry, który się tego nie spodziewał, poczuł, jak różdżka wyrywa mu się z ręki.

UDAŁO MI SIĘ! zawołał uradowany Neville. Po raz pierwszy w życiu... UDAŁO MI SIĘ!

Zuch z ciebie! pochwalił go Harry, rezygnując z uwagi, że w prawdziwym pojedynku przeciwnik nie gapiłby się w inną stronę z opuszczoną różdżką u boku. Słuchaj, Neville, może poćwiczysz trochę na zmianę z Ronem i Hermioną, a ja przejdę się i zobaczę, jak radzą sobie inni.

Przeszedł na środek pokoju. Coś dziwnego działo się z Zachariaszem Smithem: za każdym razem, gdy otwierał usta, żeby rozbroić Anthonyego Goldsteina, różdżka wylatywała mu z ręki, chociaż nic nie wskazywało, by Anthony wypowiedział zaklęcie pierwszy. Tajemnica szybko się jednak wyjaśniła: Fred i George stali tuż za Smithem i po kolei celowali różdżką w jego plecy.

Przepraszam, Harry powiedział szybko George, kiedy spostrzegł, że jest obserwowany. Nie mogłem się powstrzymać...

Harry obchodził inne pary, starając się poprawić tych, którym zaklęcie nie wychodziło. Ginny ćwiczyła z Michaelem Cornerem. Radziła sobie całkiem nieźle, natomiast Michael albo nie potrafił, albo nie chciał jej rozbroić. Ernie Macmillan niepotrzebnie wymachiwał różdżką, co dawało jego partnerowi czas na uprzedzenie ataku. Bracia Creeveyowie ćwiczyli z zapałem, ale byli niedokładni; to oni głównie byli odpowiedzialni za fruwające w powietrzu tomy. Luna Lovegood też popełniała błędy, od czasu do czasu rozbrajając Justyna Finch-Fletchleya, ale częściej powodując tylko, że włosy stawały mu dęba.

Dobrze, stop! krzyknął Harry. Stop! STOP!

Przydałby mi się gwizdek, pomyślał, i natychmiast spostrzegł gwizdek leżący na najbliższej półce z książkami. Złapał go i zagwizdał. Wszyscy opuścili różdżki.

Nie było tak źle powiedział Harry ale niektórym sporo brakuje do doskonałości. Zachariasz Smith łypnął na niego spode łba. Spróbujmy jeszcze raz...

I zaczął ponownie obchodzić pokój, zatrzymując się to tu, to tam, żeby komuś coś podpowiedzieć. Coraz lepiej dawali sobie radę. Przez jakiś czas Harry unikał zbliżenia się do Cho i jej przyjaciółki, ale po dwukrotnym obejściu wszystkich pozostałych par uznał, że nie może już dłużej ich ignorować.

Och, nie! jęknęła Cho na jego widok. Expelliarmious! To znaczy... Expellimellius! Och... przepraszam cię, Marietto!

Rękaw szaty jej kędzierzawej przyjaciółki zajął się ogniem. Marietta ugasiła go własną różdżką i spojrzała na Harryego tak, jakby to była jego wina.

Rozkojarzyłeś mnie, przedtem szło mi bardzo dobrze! poskarżyła się Cho Harryemu.

Nie było źle! skłamał Harry, ale kiedy uniosła brwi, dodał szybko: No, to ostatnie ci nie wyszło, ale wiem, że potrafisz zrobić to poprawnie, bo cię obserwowałem...

Roześmiała się. Marietta obrzuciła ich cierpkim spojrzeniem i odwróciła się.

Nie przejmuj się nią mruknęła Cho. Sama nigdy by tu nie przyszła, ale ją zmusiłam. Rodzice zabronili jej robienia czegokolwiek, co mogłoby rozzłościć Umbridge... jej mama pracuje w ministerstwie.

A twoi rodzice?

No wiesz, oni też zabronili mi sprzeciwiać się Umbridge odpowiedziała Cho, prostując się dumnie ale jeśli myślą, że po tym, co się stało z Cedrikiem, nie będę walczyć z Sam-Wiesz-Kim, to...

Urwała, zmieszana, i zapadło kłopotliwe milczenie. Różdżka Terryego Boota śmignęła Harryemu koło ucha i ugodziła Alicję Spinnet prosto w nos.

A mój ojciec bardzo popiera każdą akcję przeciw ministerstwu! rozległ się tuż za plecami Harryego głos Luny Lovegood, która najwyraźniej podsłuchiwała ich rozmowę, korzystając z tego, że Justyn Finch-Fletchley zaplątał się we własną szatę, która stanęła dęba, zakrywając mu głowę. Zawsze powtarza, że po Knocie można się spodziewać wszystkiego, w końcu ile goblinów pozabijał! Poza tym Knot wykorzystuje Departament Tajemnic, żeby tam wytwarzać okropne trucizny, które potajemnie podaje każdemu, kto mu się sprzeciwia. I ten jego umgubulamy kociokwik...

Nie pytaj mruknął Harry do Cho, kiedy ta zrobiła wielkie oczy i otworzyła usta.

Cho zachichotała.

Hej, Harry! zawołała Hermiona z drugiego końca pokoju. Sprawdzałeś czas?

Spojrzał na zegarek i zrobiło mu się gorąco. Było dziesięć po dziewiątej, a to oznaczało, że muszą natychmiast wracać do swoich domów, jeśli nie chcą być przyłapani przez Filcha i ukarani za przebywanie na korytarzach po dziewiątej. Dmuchnął w gwizdek. Okrzyki Expeliarmus! ucichły i ostatnie kilka różdżek spadło na podłogę.

Było bardzo dobrze powiedział Harry ale trochę się zagapiłem, musimy szybko wracać do domów. Za tydzień o tej samej porze, w tym samym miejscu, tak?

Wcześniej! krzyknął Dean Thomas i wiele osób pokiwało gorliwie głowami.

Niedługo rozpoczyna się sezon quidditcha powiedziała szybko Angelina. Musimy też trenować!

Więc proponuję w przyszłą środę rzekł Harry. I wtedy zadecydujemy, czy chcemy więcej spotkań... No dobrze, ale lepiej się pospieszmy...

Wyciągnął Mapę Huncwotów i sprawdził, czy na siódmym piętrze nie kręci się przypadkiem jakiś nauczyciel. Wypuszczał ich po troje i czworo, obserwując z niepokojem ich kropki, żeby się upewnić, czy dotarli bezpiecznie do swoich domów: Puchoni do korytarza w piwnicy, który prowadził też do kuchni, Krukoni do wieży w zachodniej części zamku, Gryfoni do korytarza na siódmym piętrze i portretu Grubej Damy.

Harry, było naprawdę super powiedziała Hermiona, kiedy w końcu zostali tylko w trójkę.

Tak, fantastycznie! zgodził się podniecony Ron, kiedy wyszli i odczekali, aż drzwi rozpłyną się w kamiennej ścianie. Widziałeś, jak rozbroiłem Hermionę?

Tylko raz oświadczyła urażona Hermiona. A ja ciebie... no, nie liczyłam...

Raz? Załatwiłem cię przynajmniej ze trzy razy...

No, jeśli liczyć ten raz, kiedy się potknąłeś i wytrąciłeś mi różdżkę łokciem...

Sprzeczali się przez całą drogę do pokoju wspólnego, ale Harry ich nie słuchał. Zerkał na Mapę Huncwotów, ale myślami był gdzie indziej. Wciąż sobie przypominał, jak Cho powiedziała, że ją rozkojarzył...

 

 


ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Lew i wąż

Przez następne dwa tygodnie Harry czuł się tak, jakby nosił w piersi jakiś talizman, drogocenny sekret, który dodawał mu siły na lekcjach Umbridge, a nawet pozwalał uśmiechać się ironicznie, patrząc w jej wyłupiaste oczy. On i cała GD grali jej na nosie, robiąc akurat to, czego ona i ministerstwo najbardziej się obawiali, a kiedy podczas lekcji kazała im czytać podręcznik Wilberta Slinkharda, tylko udawał, że czyta, a w rzeczywistości rozpamiętywał ich ostatnie spotkania, wspominał, jak Nevilleowi udało się rozbroić Hermionę, jak Colin Creevey opanował w końcu zaklęcie spowalniające, ćwicząc zawzięcie przez trzy spotkania, jak Parvati Patii tak dobrze rzuciła zaklęcie redukujące, że zmniejszyła stół z fałszoskopami do rozmiarów pyłka.

Nie udało mu się ustalić jednego stałego dnia tygodnia na spotkania GD, bo musieli zmieścić w tygodniu trzy treningi quidditcha, które trzeba było często przekładać ze względu na pogodę, ale uznał, że to może i lepiej, bo czas tych spotkań był trudny do przewidzenia. Gdyby ktoś wpadł na trop tajnej grupy, niełatwo by mu było wyśledzić, kiedy i gdzie się spotykają.

Wkrótce Hermiona wymyśliła bardzo sprytny sposób przekazywania wszystkim członkom GD daty i godziny następnego spotkania bez wzbudzania podejrzeń, jakie mogłyby budzić zbyt częste rozmowy uczniów z trzech różnych domów podczas posiłków w Wielkiej Sali. Dała każdemu fałszywego galeona (Ron bardzo się podniecił, kiedy po raz pierwszy zobaczył koszyk pełen złota, bo myślał, że Hermiona rozdaje prawdziwe monety).

Widzicie te cyfry wokół krawędzi monety? zapytała ich Hermiona pod koniec czwartego spotkania. Na prawdziwym galeonie jest to po prostu numer seryjny oznaczający goblina, który wykonał odlew. Na fałszywych monetach te cyfry będą się zmieniać, wskazując godzinę i datę następnego spotkania. Kiedy data ulegnie zmianie, monety trochę urosną, tak że poczujecie to, nosząc galeona w kieszeni. Każdy dostanie jednego, a kiedy Harry ustali datę i godzinę spotkania, zmieni cyfry na swojej monecie, a ponieważ rzuciłam na nie Zaklęcie Proteusza, wasze też się zmienią.

Po tych słowach Hermiony zapadła głucha cisza. Trochę zmieszana, rozejrzała się po zwróconych ku niej twarzach.

No... myślałam, że to dobry pomysł powiedziała niepewnym głosem. Bo nawet jak Umbridge każe nam wywrócić kieszenie na lewą stronę, to co znajdzie? Każdy może mieć galeona w kieszeni, prawda? No, ale... jeśli nie chcecie...

Potrafisz rzucić Zaklęcie Proteusza? zapytał Terry Boot.

Tak.

Ale to jest przecież... to jest poziom owutemów...

Ach... Hermiona starała się zrobić skromną minę. Och... no, tak... chyba tak...

Jak to się stało, że nie jesteś w Ravenclawie? zapytał, przypatrując się jej ze zdumieniem. Z takim mózgiem?

Prawdę mówiąc, Tiara Przydziału poważnie się zastanawiała, czy nie przydzielić mnie do Ravenclawu, ale w końcu uznała, że trafię do Gryffindoru. Czy to oznacza, że skorzystamy z moich galeonów?

Wszyscy głośno wyrazili zgodę, a potem kolejno podchodzili, by wziąć sobie jedną monetę z koszyka. Harry zerknął z ukosa na Hermionę.

Wiesz, co mi to przypomina?

Nie, a co?

Blizny śmierciożerców. Voldemort dotyka jednej z nich, a blizny wszystkich pieką, w ten sposób wiedzą, że ich wzywa.

No... tak powiedziała cicho Hermiona. Właśnie to podsunęło mi ten pomysł... ale zauważ, że postanowiłam wyryć datę w kawałku metalu, a nie w ludzkiej skórze...

To mi bardziej odpowiada rzekł Harry z uśmiechem, chowając galeona do kieszeni. Grozi nam tylko, że przypadkiem je wydamy.





:


: 2018-11-11; !; : 171 |


:

:

- , , .
==> ...

1798 - | 1579 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.081 .