.


:




:

































 

 

 

 


ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Wielki Inkwizytor Hogwartu




Spodziewali się, że następnego ranka będą musieli przeszukiwać najświeższe wydanie Proroka Codziennego, żeby znaleźć artykuł, o którym Percy wspomniał w swoim liście. Jednak gdy tylko sowa, która przyniosła pocztę, odfrunęła z dzbanka z mlekiem, Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk i rozwinęła gazetę, a z pierwszej strony spojrzała na nich wielka fotografia Dolores Umbridge, uśmiechającej się szeroko i mrugającej do nich znad tytułu:

 

MINISTERSTWO CHCE ZREFORMOWAĆ

SYSTEM EDUKACJI

DOLORES UMDRIDGE PIERWSZYM

W HISTORII

WIELKIM INKWIZYTOREM

 

Wielkim Inkwizytorem? mruknął ponuro Harry wypuszczając z ręki na pół zjedzony tost. A cóż to takiego?

Hermiona zaczęła czytać na głos:

 

Zupełnie nieoczekiwanie Ministerstwo Magii wydało wczoraj wieczorem dekret, zapewniający mu bezprecedensowy zakres kontroli nad Szkołą Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

Od pewnego czasu Minister był coraz bardziej zaniepokojony tym, co się dzieje w Hogwarcie, powiedział młodszy asystent Ministra, Percy Weasley. Chciał też w ten sposób odpowiedzieć na liczne głosy zaniepokojonych rodziców, którzy sądzą, że szkoła dryfuje w kierunku, którego nie pochwalają.

Nie po raz pierwszy w ostatnich tygodniach Knot wykorzystuje nowe przepisy prawne, aby wpłynąć na polepszenie sytuacji w szkole czarodziejów. 30 sierpnia został wydany Dekret Edukacyjny Numer 22, zgodnie z którym, jeśli aktualny dyrektor szkoły nie jest w stanie znaleźć kandydata na stanowisko nauczyciela, Ministerstwo może samo wybrać odpowiednią osobę.

Właśnie dzięki temu dekretowi mogła zostać nauczycielem w Hogwarcie Dolores Umbridge, powiedział nam Weasley wczoraj wieczorem. Dumbledore nie mógł znaleźć nikogo, więc Minister mianował Umbridge, która, jak można się było spodziewać, odniosła natychmiastowy sukces...

 

CO ona odniosła? zapytał głośno Harry.

Zaczekaj, to nie wszystko powiedziała ponuro Hermiona.

 

...natychmiastowy sukces, dokonując rewolucyjnych zmian w metodzie nauczania obrony przed czarną magią i dostarczając Ministrowi rzeczowej informacji o tym, co naprawdę dzieje się w Hogwarcie.

Ministerstwo skorzystało też z możliwości, które daje Dekret Edukacyjny Numer 23, powołując nowy urząd, a mianowicie Wielkiego Inkwizytora Hogwartu.

To ekscytująca nowa faza planu Ministerstwa, polegającego na powstrzymaniu zjawiska, określanego jako niepokojące obniżenie standardów w Hogwarde, powiedział Weasley. Inkwizytor będzie miał prawo wizytować wszystkich nauczycieli, żeby upewnić się, czy proces nauczania przebiega zgodnie z ustalonymi standardami. Stanowisko to zostało zaproponowane profesor Umbridge, niezależnie od jej obowiązków nauczycielskich, i mamy przyjemność poinformować, że propozycję tę przyjęła.

Te najnowsze posunięcia Ministerstwa spotkały się z entuzjastycznym poparciem rodziców uczniów Hogwartu.

Czuję się o wiele spokojniejszy, wiedząc, że Dumbledore zostanie poddany sprawiedliwej i obiektywnej ocenie, powiedział pan Lucjusz Malfoy, lat 41, z którym rozmawialiśmy wczoraj wieczorem w jego dworku w Wiltshire. Ponieważ mamy na uwadze dobro naszych dzieci, niepokoiły nas pewne ekscentryczne decyzje Dumbledorea w ostatnich kilku latach i dlatego radzi jesteśmy, widząc, że Ministerstwo panuje jednak nad sytuacją.

Do wspomnianych ekscentrycznych decyzji należą bez wątpienia bardzo kontrowersyjne decyzje personalne, opisywane w naszej gazecie, a więc zatrudnienie w charakterze nauczycieli wiłkołaka Remusa Lupina, półolbrzyma Rubeusa Hagrida i pomylonego eks - aurora, Szalonookiego Moodyego.

Krążą oczywiście pogłoski, że Albus Dumbledore, były Najwyższy Niezależny Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów i Najwyższa Szycha Wizengamotu, nie jest już w stanie kierować prestiżową szkołą w Hogwarde.

Sądzę, że mianowanie Inkwizytora jest pierwszym krokiem w kierunku zapewnienia Hogwartowi dyrektora, do którego będziemy mieć pełne zaufanie, powiedział nam wczoraj wieczorem pewien pracownik Ministerstwa.

Gryzelda Marchbanks i Tyberiusz Ogden zrezygnowali z członkostwa w Wizengamocie na znak protesu przeciw wprowadzeniu urzędu Inkwizytora Hogwartu.

Hogwart jest szkołą, a nie jednym z wydziałów biura Korneliusza Knota, powiedziała pani Marchbanks. To kolejna odrażająca próba zdyskredytowania Albusa Dumbledorea (więcej informacji na temat przypuszczalnych powiązań pani Marchbanks z wywrotową grupą goblinów na s. 17).

 

Hermiona skończyła czytać i spojrzała przez stół na Harryego i Rona.

Teraz już wiemy, skąd się wzięła Umbridge! Knot wydał ten Dekret Edukacyjny, żeby ją tutaj wcisnąć! A teraz daje jej prawo wizytowania innych nauczycieli! Oddychała szybko, a oczy jej płonęły. Nie mogę w to uwierzyć. To odrażające...

Wiem rzekł Harry.

Spojrzał na swoją prawą dłoń, zaciśniętą na krawędzi stołu, i dostrzegł blady zarys słów, do których wyrycia w skórze zmusiła go Umbridge.

Natomiast Ron wyszczerzył zęby w uśmiechu.

A ty co? zapytali jednocześnie Harry i Hermiona, wpatrując się w niego ze zdumieniem.

Och, nie mogę się doczekać wizytacji u McGonagall! Umbridge nie ma pojęcia, na co się naraża, jak zacznie się jej czepiać.

Chodźcie! powiedziała Hermiona, podrywając się na nogi. Jeśli dziś wizytuje Binnsa, to lepiej się nie spóźnić...

Ale profesor Umbridge nie przyszła na lekcję historii magii, tak samo nudną, jak w poprzedni poniedziałek, nie było jej też w lochu Snapea, kiedy przybyli na dwugodzinną lekcję eliksirów, na której Harry dostał z powrotem swoje wypracowanie na temat kamienia księżycowego z wielkim, kosmatym czarnym O w górnym rogu.

Dałem wam stopnie, które byście otrzymali, gdybyście takie prace przedstawili na egzaminie ze Standardowej Umiejętności Magicznej w zakresie eliksirów powiedział Snape ze złośliwym uśmieszkiem, kiedy oddawał im prace domowe. To wam powinno uświadomić, czego się możecie spodziewać na egzaminie.

Przeszedł wzdłuż sali i odwrócił się, by na nich spojrzeć.

Ogólny poziom waszych wypracowań można określić jako denny. Gdyby to był egzamin, większość z was by nie zdała. Oczekuję, że włożycie o wiele więcej wysiłku w wypracowanie na temat różnych odmian antidotów na jady, bo inaczej zacznę karać szlabanem tych nieuków, którzy dostali O.

Uśmiechnął się, gdy Malfoy zachichotał i zapytał teatralnym szeptem:

To są tacy, co dostali O?

Harry spostrzegł, że Hermiona zezuje, żeby zobaczyć, co on dostał. Wsunął szybko swoje wypracowanie do torby, czując, że powinien zachować tę informację dla siebie.

Postanowiwszy, że tym razem nie da Snapeowi okazji do natrząsania się z jego wywaru, Harry przeczytał ze trzy razy każdy punkt wypisanej na tablicy instrukcji, zanim zabrał się do ich wypełnienia. Jego eliksir wzmacniający nie miał tak czystej turkusowej barwy, jak wywar Hermiony, ale był bardziej niebieski niż różowy, jak wywar Nevillea, i kiedy pod koniec lekcji stawiał swoją kolbę na pulpicie Snapea, odczuwał mieszaninę przekory i ulgi.

No, nie było tak źle, jak w zeszłym tygodniu, prawda? zauważyła Hermiona, kiedy wyszli z lochów i skierowali się ku Wielkiej Sali na obiad. I wypracowania też nie poszły nam najgorzej, prawda? A widząc, że obaj milczą, dodała: No wiecie, nie spodziewałam się najwyższej oceny, przecież stawiał stopnie tak jak na egzaminie, ale na tym etapie trzeba się cieszyć z oceny, która gwarantuje zdanie egzaminu, zgadzacie się?

Harry chrząknął wymijająco.

Oczywiście do egzaminów wiele może się zdarzyć, mamy sporo czasu, żeby się poprawić, ale stopnie, które teraz dostajemy, są czymś w rodzaju pozycji wyjściowej, prawda? Czymś, na czym możemy budować...

Usiedli razem przy stole Gryfonów.

Oczywiście byłoby fantastycznie, gdybym dostała W...

Hermiono przerwał jej ostro Harry jeśli chcesz się dowiedzieć, jakie dostaliśmy stopnie, to po prostu zapytaj.

Ja nie... nie chodzi mi... ale jeśli chcecie mi powiedzieć...

Dostałem N powiedział Ron, nalewając sobie zupy. Zadowolona?

Nie ma się czego wstydzić rzekł Fred, który właśnie pojawił się przy stole razem z Georgeem i Lee Jordanem i usiadł po prawej stronie Harryego. Nie ma nic złego w dobrym, zdrowym N.

Ale przecież N oznacza... zaczęła Hermiona.

Nędzny, tak. Ale to lepsze od O, prawda? Bo O to okropny, nie?

Harry poczuł, że robi mu się gorąco i udał, że zakrztusił się kawałkiem bułki. Niestety, kiedy skończył tę komedię, Hermiona nadal rozprawiała o stopniach wystawianych podczas zaliczania sumów.

Więc najwyższy to W, czyli wybitny, a potem jest B...

Nie B, tylko P poprawił ją George. P, czyli powyżej oczekiwań. Zawsze uważałem, że my z Fredem powinniśmy dostać ze wszystkiego P, bo sam fakt, że pojawiliśmy się na egzaminach, był powyżej oczekiwań.

Wszyscy zaczęli się śmiać, tylko Hermiona drążyła z uporem dalej:

Więc po P jest Z, czyli zadowalający, i to jest ostatni stopień, przy którym się zdaje, tak?

Tak odrzekł Fred, zanurzając bułkę w zupie, po czym włożył ją w całości do ust.

A potem jest N, czyli nędzny Ron uniósł obie ręce, jakby świętował swe zwycięstwo i O, czyli okropny.

A potem T przypomniał mu George.

T? zdziwiła się Hermiona. Jeszcze niżej od O? A co to T oznacza?

Trolla odpowiedział szybko George.

Harry znowu się roześmiał, chociaż wcale nie był pewny, czy George żartuje. Wyobraził sobie, jak stara się ukryć przed Hermiona, że dostał T ze wszystkich sumów, i natychmiast postanowił bardziej przykładać się do nauki.

Mieliście już wizytację? zapytał Fred.

Nie odpowiedziała Hermiona. A wy?

Teraz, tuż przed drugim śniadaniem rzekł George. Na zaklęciach.

No i jak było? zapytali równocześnie Harry i Hermiona.

Fred wzruszył ramionami.

Nie tak źle. Umbridge schowała się w kącie i robiła notatki. Znacie Flitwicka, traktował ją jak gościa, w ogóle się nią nie przejmował. Wiele nie mówiła. Wypytała Alicję, co sądzi o lekcjach, a Alicja jej powiedziała, że są bardzo fajne, i to wszystko.

Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby można było przyczepić się do starego Flitwicka rzekł George. U niego zwykle wszyscy zdają.

Co macie po południu? spytał Harryego Fred.

Trelawney...

Jeśli ktoś zasługuje na T, to ona...

...i sama Umbridge.

No to bądź grzecznym chłopcem i nie podskakuj dzisiaj tej Umbridge powiedział George. Angelina dostanie szału, jeśli opuścisz jeszcze jeden trening.

Ale Harry nie musiał czekać do lekcji obrony przed czarną magią, żeby spotkać profesor Umbridge. Wyjmował właśnie swój dziennik snów w dalekim kącie mrocznej klasy wróżbiarstwa, kiedy Ron szturchnął go w bok. Podniósł głowę i zobaczył profesor Umbridge wynurzającą się z otworu w podłodze. Klasa, która gwarzyła sobie beztrosko, natychmiast ucichła. Nagła cisza sprawiła, że profesor Trelawney, która rozdawała im egzemplarze Sennika, też się rozejrzała.

Dzień dobry, pani profesor Trelawney powiedziała Umbridge, uśmiechając się szeroko. Mam nadzieję, że otrzymała pani moją notkę z datą i godziną wizytacji?

Profesor Trelawney skinęła głową i z wyraźnie niezadowoloną miną odwróciła się od profesor Umbridge, powracając do rozdawania książek. Profesor Umbridge, wciąż uśmiechając się promiennie, chwyciła za oparcie najbliższego fotela, przeciągnęła go na sam przód klasy, tuż za fotelem profesor Trelawney, usiadła, wyciągnęła z kwiecistej torby podkładkę do notowania i spojrzała na profesor Trelawney, czekając na rozpoczęcie lekcji.

Profesor Trelawney otuliła się szczelniej szalami (ręce jej lekko drżały) i spojrzała na klasę przez swoje potężnie powiększające okulary.

Dzisiaj będziemy nadal zajmować się snami proroczymi oznajmiła, usiłując dzielnie zachować swój zwykły tajemniczy ton głosu, lecz głos jej lekko drżał. Podzielcie się na pary i zinterpretujcie sobie nawzajem wasze ostatnie sny, korzystając z Sennika.

Już chciała wrócić do swojego fotela, gdy zobaczyła siedzącą tuż obok niego profesor Umbridge i natychmiast skręciła w lewo, kierując się ku Parvati i Lavender, które już były pogrążone w dyskusji na temat ostatniego snu Parvati.

Harry otworzył swój egzemplarz Sennika, obserwując ukradkiem Umbridge, która robiła notatki. Po kilku minutach wstała i zaczęła chodzić za Trelawney, przysłuchując się jej rozmowom z uczniami i od czasu do czasu sama zadając im pytania. Harry szybko pochylił głowę nad książką.

Wymyśl jakiś sen, tylko szybko mruknął do Rona na wypadek, gdyby ta stara ropucha do nas podeszła.

Ja wymyślałem ostatnio zaprotestował Ron. Dziś twoja kolej, ty mi opowiedz swój sen.

Mam okropną pustkę w głowie... powiedział przerażony Harry, nie mogąc sobie przypomnieć żadnego snu z ostatnich kilku nocy. Powiedzmy, że śniłem, że... że utopiłem Snapea w swoim kociołku. Dobra, niech będzie...

Ron zarechotał i otworzył Sennik.

Dobra, musimy dodać twój wiek do daty snu, liczbę liter w temacie... Czy to będzie topienie, kociołek czy Snape?

Obojętne, wybierz, co chcesz rzekł Harry, rzucając ukradkowe spojrzenie przez ramię.

Profesor Umbridge stała teraz tuż przy profesor Trelawney, która pytała Nevillea o jego dziennik snów.

Kiedy śniło ci się to ponownie? zapytał Ron, licząc zawzięcie.

Nie wiem, ostatniej nocy, kiedy chcesz odpowiedział Harry, starając się podsłuchać, co Umbridge mówi do Trelawney. Były teraz oddalone o jeden stolik od nich. Profesor Umbridge robiła notatki, a profesor Trelawney wyglądała na kompletnie wytrąconą z równowagi.

Od jak dawna pracuje pani na tym stanowisku? zapytała Umbridge, wpatrując się w nią.

Profesor Trelawney spojrzała na nią spode łba. Skrzyżowała ręce na piersiach i pochyliła ramiona, jakby chciała na tyle, ile to możliwe, ochronić się przed poniżeniem, jakim była ta wizytacja. Po krótkim zastanowieniu uznała, że pytanie nie było aż tak obraźliwe, by je zignorować, i odpowiedziała rozżalonym głosem:

Prawie szesnaście lat.

To długo zauważyła profesor Umbridge, notując coś na przypiętym do podkładki pergaminie. I mianował panią profesor Dumbledore?

Tak odpowiedziała krótko profesor Trelawney.

Profesor Umbridge znowu coś zanotowała.

I jest pani praprawnuczką słynnej jasnowidzącej Kasandry Trelawney?

Tak odpowiedziała profesor Trelawney, nieco podnosząc głowę.

Kolejna notatka.

Ale wydaje mi się... proszę mnie poprawić, jeśli się mylę... że od czasów Kasandry jest pani pierwszą osobą w rodzinie, która posiada dar jasnowidzenia, tak?

Ten dar często nie objawia się przez... trzy pokolenia.

Żabie wargi profesor Umbridge rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu.

Oczywiście zaśpiewała słodko, robiąc kolejną notatkę. No cóż, czy mogłaby mi pani coś przepowiedzieć?

I spojrzała na nią pytająco, wciąż się uśmiechając. Profesor Trelawney zesztywniała, jakby nie wierzyła własnym uszom.

Nie rozumiem powiedziała, zaciskając palce na szalu w okolicach chudej szyi.

Chciałabym, żeby mi pani przepowiedziała przyszłość oświadczyła dobitnie profesor Umbridge.

Harry i Ron nie byli już jedynymi, którzy obserwowali ukradkiem tę scenę i podsłuchiwali tę wymianę zdań, ukrywszy się za książkami. Większość klasy wpatrywała się jak urzeczona w profesor Trelawney, która wyprostowała się, podzwaniając paciorkami i bransoletkami.

Wewnętrzne oko nie jest na rozkaz! oświadczyła oburzonym tonem.

Rozumiem powiedziała cicho profesor Umbridge, robiąc jeszcze jedną notatkę.

Ja... ale... ale... zaraz! wyrzuciła nagle z siebie profesor Treławney, starając się przemówić swym zwykłym eterycznym głosem; niestety mistyczny efekt tej próby został nieco zniekształcony, bo jej głos drżał z gniewu. Ja... chyba coś WIDZĘ... coś, co dotyczy PANI... Tak, coś wyczuwam... coś mrocznego... coś śmiertelnie groźnego...

I wycelowała trzęsący się palec w profesor Umbridge, która wciąż uśmiechała się ironicznie, patrząc na nią z uniesionymi brwiami.

Obawiam się... obawiam się, że jest pani w śmiertelnym zagrożeniu! skończyła profesor Trelawney dramatycznym tonem.

Zapadło milczenie. Profesor Umbridge miała wciąż uniesione brwi.

Słusznie powiedziała cicho, skrobiąc coś na pergaminie. Cóż, jeśli to już naprawdę wszystko, na co panią stać...

I odwróciła się, pozostawiając profesor Trelawney, stojącą nieruchomo z falującym biustem. Harry zerknął na Rona i zrozumiał, że Ron myśli dokładnie to samo, co on: obaj wiedzieli, że profesor Trelawney jest starą oszustką, ale z drugiej strony tak bardzo nienawidzili Umbridge, że byli całym sercem po stronie Trelawney dopóki nie podeszła do nich parę sekund później.

No więc? zagadnęła Harryego, strzelając długimi palcami przed jego nosem, niezwykle ożywiona. Proszę mi pokazać początek twojego dziennika snów.

A kiedy zaczęła piskliwym głosem interpretować jego sny (wszystkie, nawet ten o jedzeniu owsianki, zapowiadały jego nagłą i przedwczesną śmierć), poczuł, że lubi ją coraz mniej. Przez cały czas profesor Umbridge stała w pobliżu, robiąc notatki, a gdy zabrzmiał dzwonek, pierwsza zeszła po srebrnej drabinie, tak że kiedy weszli do klasy obrony przed czarną magią, już tam na nich czekała, nucąc pod nosem i uśmiechając się do siebie.

Wyjmując swoje egzemplarze Teorii obrony magicznej, Harry i Ron opowiedzieli Hermionie, która miała numerologię, o tym, co się wydarzyło na wróżbiarstwie, ale zanim zdążyła zapytać o szczegóły, profesor Umbridge przywołała całą klasę do porządku i zaległa cisza.

Odłóżcie różdżki poleciła im z uśmiechem, a ci, którzy byli na tyle naiwni, że je wyjęli, pochowali je do toreb. Ponieważ na ostatniej lekcji skończyliśmy rozdział pierwszy, proszę otworzyć książki na stronie dziewiętnastej i przeczytać rozdział drugi, Popularne teorie obronne i ich pochodzenie. I proszę nie rozmawiać.

I ze swym zwykłym, szerokim uśmiechem samozadowolenia usiadła przy biurku. Wszyscy westchnęli głośno, otwierając jednocześnie książki na stronie dziewiętnastej. Harryemu błąkała się po głowie myśl, czy starczy im rozdziałów na cały rok, i już miał zerknąć na spis treści, kiedy zauważył, że Hermiona znowu podniosła rękę.

Profesor Umbridge też to zauważyła, a co więcej, jej zachowanie wskazywało na to, że przygotowała sobie inną taktykę na taką okoliczność. Zamiast udawać, że jej nie dostrzega, wstała, obeszła pierwszy rząd stolików, stanęła twarzą w twarz z Hermioną, pochyliła się i wyszeptała, tak, żeby reszta klasy tego nie dosłyszała:

O co tym razem chodzi, panno Granger?

Ja już przeczytałam rozdział drugi.

To przejdź do rozdziału trzeciego.

Trzeci też już czytałam. Przeczytałam całą książkę.

Profesor Umbridge zamrugała, ale natychmiast odzyskała równowagę.

No to na pewno potrafisz mi powiedzieć, co Slinkhard mówi o przeciwurokach w rozdziale piętnastym.

Mówi, że przeciwuroki niesłusznie są tak nazywane odpowiedziała Hermiona. Twierdzi, że ludzie nazywają przeciwurokami uroki, kiedy chcą, żeby to lepiej brzmiało.

Profesor Umbridge uniosła brwi, a Harry wyczuł, że gładka wypowiedź Hermiony mimo woli zrobiła na niej wrażenie.

Ale ja się z tym nie zgadzam dodała Hermiona.

Brwi profesor Umbridge uniosły się nieco wyżej, a jej spojrzenie wyraźnie ochłodło.

Nie zgadzasz się?

Tak, nie zgadzam się powtórzyła Hermiona, która w przeciwieństwie do Umbridge nie mówiła szeptem, tylko wyraźnym, donośnym głosem, zwracając na siebie uwagę całej klasy. Pan Slinkhard po prostu nie lubi uroków, prawda? Natomiast ja uważam, że mogą być bardzo użyteczne, kiedy są wykorzystywane w obronie.

Och, więc tak uważasz? powiedziała profesor Umbridge już nie szeptem i wyprostowała się. No cóż, obawiam się, że w tej klasie obowiązuje opinia pana Slinkharda, a nie twoja, panno Granger.

Ale... zaczęła Hermiona.

Dość tego przerwała jej profesor Umbridge. Wróciła na przód klasy i stanęła przed nimi, a beztroska, którą przejawiała na początku, całkowicie z niej uleciała. Panno Granger, dom Gryffindoru traci pięć punktów.

W klasie rozległ się cichy pomruk rozżalenia.

Za co? zapytał ze złością Harry.

Nie wtrącaj się! szepnęła do niego z naciskiem Hermiona.

Za przerywanie mojej lekcji bezsensownymi wypowiedziami oznajmiła profesor Umbridge śpiewnym głosem. Jestem tutaj po to, żeby was uczyć przy użyciu zaaprobowanej przez ministerstwo metody, która nie przewiduje zachęcania uczniów do wyrażania swojej opinii na temat spraw, których nie rozumieją. Wasi poprzedni nauczyciele tego przedmiotu mogli wam pozwalać na więcej, ale skoro żaden z nich... może z wyjątkiem profesora Quirrella, który przynajmniej ograniczał się do tematów odpowiednich dla waszego wieku... więc skoro żaden z nich, powtarzam, nie otrzymałby pozytywnej noty po wizytacji ministerialnej...

Tak, Quirrell to był świetny nauczyciel powiedział głośno Harry. Miał tylko jedną wadę: z tyłu głowy wystawał mu Lord Voldemort.

Po jego słowach w klasie zrobiło się tak cicho, jak chyba nigdy przedtem w ciągu czterech lat jego nauki w Hogwarcie. A potem...

Sądzę, że jeszcze jeden tygodniowy szlaban dobrze ci zrobi, Potter powiedziała śpiewnym głosem profesor Umbridge.

* * *

Ledwo rozcięcie na wierzchu dłoni Harryego się zagoiło, następnego ranka już znowu krwawiło. Nie skarżył się jednak przez cały wieczór spędzony w gabinecie Umbridge. Postanowił nie dać jej satysfakcji i choć wciąż i wciąż wypisywał: Nie będę opowiadać kłamstw, a rozcięcie pogłębiało się z każdą literą, nie pozwolił sobie nawet na westchnienie.

Najgorszą stroną tego drugiego tygodnia szlabanu była, jak przewidział George, reakcja Angeliny. Osaczyła go, gdy tylko pojawił się we wtorek rano przy stole Gryffindoru i nakrzyczała na niego tak głośno, że profesor McGonagall opuściła stół nauczycielski i podeszła do nich, żeby dać jej reprymendę.

Panno Johnson, jak pani śmie robić taki hałas w Wielkiej Sali! Gryffindor traci pięć punktów!

Ale pani profesor... on znowu zarobił sobie na szlaban...

Co to znaczy, Potter? spytała ostro profesor McGonagall. Szlaban? Od kogo?

Od profesor Umbridge wybąkał Harry, starając się nie patrzyć w paciorkowate oczy profesor McGonagall, spoglądające na niego srogo zza prostokątnych okularów.

Chcesz mi powiedzieć zniżyła głos tak, żeby nie słyszała tego grupa zaciekawionych Krukonów za jej plecami że po tym, jak cię ostrzegłam w ubiegły poniedziałek, znowu straciłeś nad sobą panowanie na lekcji profesor Umbridge?

Tak bąknął Harry w stronę podłogi.

Potter, musisz się wziąć w garść! Zmierzasz prosto do poważnych kłopotów! Gryffindor traci kolejne pięć punktów!

Ale... Co? Pani profesor, nie! Harry zaprotestował z oburzeniem na tę niesprawiedliwość. Ja już zostałem ukarany przez nią, dlaczego pani też odbiera nam punkty?

Bo najwyraźniej szlabany nie wywierają na tobie żadnego wrażenia! odpowiedziała cierpko profesor McGonagall. Nie, nie chcę już słyszeć żadnych uskarżań się, Potter! A co do pani, panno Johnson, proszę sobie wrzeszczeć na stadionie quidditcha, a nie tutaj, bo przestanie pani być kapitanem drużyny!

I odeszła energicznym krokiem do stołu nauczycielskiego. Angelina spojrzała na Harryego z najwyższą odrazą i też odeszła, a Harry opadł na ławkę obok Rona, dygocąc z gniewu.

Odjęła punkty Gryffindorowi, bo co wieczór kroją mi żywcem rękę! I to ma być sprawiedliwość?

Wiem, stary rzekł Ron współczującym tonem, nakładając bekon na talerz Harryego. Wściekła się bez powodu.

Hermiona nic nie powiedziała, tylko nadal przerzucała Proroka Codziennego.

Więc uważasz, że McGonagall miała rację, tak? zwrócił się Harry ze złością do wielkiego zdjęcia Korneliusza Knota zakrywającego jej twarz.

Nie powinna odejmować punktów, ale myślę, że miała rację, ostrzegając cię, żebyś panował nad swoim temperamentem w obecności Umbridge odpowiedział głos Hermiony, podczas gdy Knot gestykulował gwałtownie z pierwszej strony, najwyraźniej wygłaszając jakąś mowę.

Harry nie odzywał się do Hermiony przez całe zaklęcia, ale kiedy weszli do klasy transmutacji, zapomniał o złości. Profesor Umbridge, ze swą nieodłączną podkładką do notowania, siedziała w kącie klasy. Na ten widok zapomniał o wszystkim, co się wydarzyło podczas śniadania.

Wspaniale szepnął Ron, kiedy usiedli tam, gdzie zwykle. Zaraz zobaczymy, jak Umbridge wreszcie dostanie nauczkę.

Profesor McGonagall wmaszerowała do klasy, nie zdradzając niczym, że zdaje sobie sprawę z obecności profesor Umbridge.

Dosyć już powiedziała i natychmiast zapadła cisza. Finnigan, podejdź tu, z łaski swojej, i rozdaj prace domowe... Panno Brown, proszę wziąć to pudło z myszami... nie bądź niemądra, nie ugryzą cię... i rozdać każdemu po jednej...

Yhm, yhm zakasłała głośno profesor Umbridge, podobnie jak podczas uczty powitalnej, kiedy chciała przerwać Dumbledoreowi.

Profesor McGonagall nie zwracała na nią uwagi. Seamus wręczył Harryemu jego wypracowanie; Harry wziął je, nie patrząc na niego, i poczuł ulgę, widząc, że dostał Z.

A teraz, bardzo proszę, wszyscy uważnie słuchają... Thomas, jeśli jeszcze raz zrobisz to tej myszy, dostaniesz u mnie szlaban... Większość z was zdołała już sprawić, by zniknęły wasze ślimaki, a nawet ci, którym zostały kawałki skorupek, znają już istotę tego zaklęcia. Dzisiaj będziemy...

Yhm, yhm zakasłała profesor Umbridge.

Proszę? powiedziała profesor McGonagall, odwracając się i marszcząc brwi tak, że utworzyły jedną długą, groźną linię.

Ja się tylko zastanawiam, pani profesor, czy dostała pani moją notkę z datą i godziną mojej wizy...

Oczywiście, że ją dostałam, bo inaczej zapytałabym panią, co pani robi w mojej klasie przerwała jej profesor McGonagall i odwróciła się od niej plecami. Wielu uczniów wymieniło zachwycone spojrzenia. Więc, jak mówiłam, dzisiaj będziemy ćwiczyć razem to samo zaklęcie na czymś trudniejszym, a mianowicie na myszach. Zaklęcie powodujące znikanie...

Yhm, yhm.

Zastanawiam się powiedziała profesor McGonagall z chłodną wściekłością w jaki sposób zamierza pani poznać moje metody nauczania, skoro wciąż mi pani przerywa? Zwykle nie pozwalam ludziom odzywać się, kiedy ja mówię.

Profesor Umbridge wyglądała, jakby ktoś ją chlasnąl w twarz. Nic nie powiedziała, tylko rozprostowała pergamin na podkładce i zaczęła na nim gwałtownie pisać. Profesor McGonagall udała, że w ogóle ją to nie obchodzi i ponownie zwróciła się do klasy.

Jak mówiłam, zaklęcie powodujące znikanie jest tym trudniejsze, im bardziej złożone jest zwierzę, które ma zniknąć. Ślimak, jako bezkręgowiec, nie sprawia większych trudności, natomiast mysz, jako ssak, wymaga o wiele większego skupienia. Tego nie można zrobić, myśląc o obiedzie. A zatem... znacie formułę zaklęcia, zobaczymy, na co was stać...

I jak ona może mi robić wykłady na temat panowania nad sobą w obecności Umbridge! powiedział cicho Harry do Rona, ale minę miał uradowaną; złość na profesor McGonagall całkowicie z niego wyparowała.

Profesor Umbridge nie chodziła za profesor McGonagall po całej klasie, jak to robiła na lekcji profesor Trelawney. Być może uznała, że McGonagall nie zgodzi się na to. Robiła jednak mnóstwo notatek, siedząc w kącie, a kiedy profesor McGonagall zakończyła lekcję, wstała z groźną miną.

No, to dopiero początek powiedział Ron, podnosząc długi, wijący się mysi ogon i wrzucając go do pudła, które obnosiła Lavender.

Kiedy wychodzili z klasy, Harry dostrzegł, że Umbridge podchodzi do biurka nauczycielskiego. Trącił Rona, a ten trącił Hermionę i cała trójka cofnęła się, żeby podsłuchać.

Jak długo pani naucza w Hogwarcie? zapytała profesor Umbridge.

W grudniu minie trzydzieści dziewięć lat odpowiedziała szorstko profesor McGonagall, zatrzaskując torbę.

Profesor Umbridge zapisała coś na pergaminie.

Wyniki tej wizytacji pozna pani za dziesięć dni oświadczyła.

Nie mogę się doczekać powiedziała chłodno profesor McGonagall i ruszyła ku drzwiom. Wy troje, pospieszcie się dodała, zaganiając przed sobą Harryego, Rona i Hermionę. Harry nie mógł się oprzeć pokusie, by się do niej nie uśmiechnąć i mógłby przysiąc, że i ona się do niego uśmiechnęła.

Myślał, że ponownie zobaczy Umbridge dopiero późnym popołudniem, w jej gabinecie, ale się mylił. Kiedy zeszli po trawiastym zboczu na skraj Zakazanego Lasu, na lekcję opieki nad magicznymi zwierzętami, ujrzeli ją i jej podkładkę do notowania obok profesor Grubbly - Plank.

Więc pani zwykle nie prowadzi tych lekcji, tak? usłyszał Harry pytanie Umbridge, kiedy podeszli do stołu na krzyżakach, gdzie grupka pojmanych nieśmiałków węszyła za stonogami.

Zgadza się odpowiedziała profesor Grubbly-Plank, trzymając ręce za plecami i kołysząc się na piętach. Bo ja to zastępuję profesora Hagrida.

Harry wymienił pełne niepokoju spojrzenie z Ronem i Hermioną. Malfoy szeptał z Crabbeem i Goyleem; na pewno wykorzysta tę wymarzoną okazję, aby opowiedzieć o Hagridzie osobie z ministerstwa.

Hmm mruknęła profesor Umbridge, ściszając nieco głos, ale Harry wciąż słyszał ją całkiem wyraźnie. To dziwne... dyrektor jakoś się nie kwapił, by mnie o tym poinformować... Czy może mi pani powiedzieć, co jest powodem przedłużającej się nieobecności profesora Hagrida?

Harry zauważył, że Malfoy przestał szeptać i przysłuchuje się z uwagą tej rozmowie.

Chyba nie odpowiedziała z werwą profesor Grubbly-Plank. Wiem o tym tyle, co pani. Dostałam sowę od Dumbledorea, czy bym nie pouczyła przez parę tygodni, zgodziłam się... i to wszystko. No to... może już zacznę, co?

Tak, proszę powiedziała profesor Umbridge, robiąc notatki.

Podczas tej wizytacji Umbridge przyjęła inną taktykę i krążyła wśród uczniów, zadając im pytania na temat magicznych stworzeń. Większość udzielała poprawnych odpowiedzi, co trochę ucieszyło Harryego, bo pomyślał, że przynajmniej oni nie pogrążą Hagrida.

A tak ogólnie zwróciła się do profesor Grubbly-Plank profesor Umbridge po gruntownym przepytaniu Deana Thomasa to jak pani, jako tymczasowy członek ciała pedagogicznego... jako bezstronny obserwator z zewnątrz, można by powiedzieć... jak pani ocenia Hogwart? Otrzymuje pani dostateczne wsparcie ze strony kierownictwa szkoły?

No jasne, Dumbledore to wspaniały gość odpowiedziała profesor Grubbly-Plank z entuzjazmem. Mnie tu wszystko bardzo odpowiada, naprawdę.

Umbridge, z wyrazem uprzejmego niedowierzania na twarzy, zrobiła krótką notatkę i ciągnęła dalej:

A co pani zamierza przerobić z tą klasą w tym roku... założywszy, oczywiście, że profesor Hagrid nie wróci?

Och, zapoznam ich ze stworzeniami, które najczęściej trafiają się przy zaliczaniu suma. Niewiele tego zostało, przerobili już jednorożce i niuchacze, myślę, że powinniśmy przerobić kudłonie i kuguchary, muszę ich nauczyć rozpoznawać psidwaki i szpiczaki...

Odnoszę wrażenie, że przynajmniej PANI wydaje się wiedzieć, na czym polega opieka nad magicznymi stworzeniami pochwaliła ją profesor Umbridge, stawiając na pergaminie znaczek, który niewątpliwie był plusem.

Harryemu nie podobał się nacisk położony na słowie pani, a jeszcze mniej pytanie, które Umbridge zadała teraz Goyleowi.

Słyszałam, że dochodziło tu do zranień, czy to prawda?

Goyle uśmiechnął się głupkowato. Z odpowiedzią pospieszył Malfoy.

To ja zostałem poraniony. Przez hipogryfa.

Przez hipogryfa? powtórzyła profesor Umbridge, notując gorączkowo.

Ale tylko dlatego, że był za głupi, żeby słuchać Hagrida powiedział ze złością Harry.

Ron i Hermiona jęknęli. Profesor Umbridge powoli odwróciła głowę w stronę Harryego.

Chyba spędzisz jeszcze jeden wieczór w moim gabinecie powiedziała cicho. No cóż, bardzo pani dziękuję, pani profesor Grubbły-Plank, myślę, że to mi wystarczy. Rezultaty wizytacji otrzyma pani w ciągu dziesięciu dni.

Wspaniale skwitowała to profesor Grubbly-Plank, a profesor Umbridge ruszyła przez błonia w kierunku zamku.

* * *

Była już prawie północ, kiedy Harry opuścił gabinet Umbridge. Ręka krwawiła mu tak mocno, że krew przesiąkła przez chusteczkę, którą sobie ją obwiązał. Nie spodziewał się, że zastanie kogoś w pokoju wspólnym, ale czekali tam na niego Ron i Hermiona. Ucieszył się na ich widok, zwłaszcza że Hermiona spojrzała na niego ze współczuciem, a nie krytycznie.

Masz powiedziała z niepokojem, podsuwając mu miseczkę z jakimś żółtym płynem. Wymocz w tym rękę, to jest roztwór z marynowanych czułków szczuroszczeta, powinno ci pomóc.

Harry włożył krwawiącą i obolałą dłoń do miseczki i ogarnęło go cudowne uczucie ulgi. Krzywołap otarł się o jego nogi, mrucząc głośno, a potem wskoczył mu na kolana i usadowił się na nich wygodnie.

Dzięki powiedział z wdzięcznością, drapiąc kota lewą ręką za uszami.

Nadal uważam, że powinieneś się poskarżyć powiedział cicho Ron.

Nie.

McGonagall dostałaby szału, jakby się dowiedziała...

Bardzo możliwe zgodził się Harry. I bardzo możliwe, że wkrótce wydano by dekret, w którym znalazłby się następujący punkt: każdy, kto narzeka na Wielkiego Inkwizytora, zostaje natychmiast wyrzucony ze szkoły!

Ron otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nic sensownego nie przyszło mu do głowy, więc zamknął je z miną przegranego.

To jest straszna kobieta powiedziała cicho Hermiona. STRASZNA. Wiesz co, jak tu wchodziłeś, właśnie mówiłam do Rona, że... że musimy coś z tym zrobić.

Zaproponowałem truciznę mruknął posępnie Ron.

Nie... nie o to chodzi. Chodzi o to, jak ona nas uczy, jaka jest okropna pod tym względem... no i że my nie nauczymy się od niej żadnej obrony.

No dobra, ale co my możemy na to poradzić? powiedział Ron, ziewając. Jest chyba trochę za późno, nie? Mianowali ją i nikt jej stąd nie wyrzuci, Knot już o to zadba.

No tak... ale... Hermiona zawiesiła głos, jakby się zastanawiała, czy im to powiedzieć. Wiecie, dużo dzisiaj rozmyślałam... rzuciła nerwowe spojrzenie na Harryego ...i pomyślałam sobie... że może już nadszedł czas, żebyśmy po prostu... po prostu zajęli się tym sami.

Czym? zapytał podejrzliwie Harry, nadal mocząc dłoń w wyciągu z czułków szczuroszczeta.

No... sami nauczyli się obrony przed czarną magią.

Daj spokój jęknął Ron. Za mało mamy roboty? Zdajesz sobie sprawę z tego, że Harry i ja znowu jesteśmy do tyłu z pracami domowymi, a to dopiero drugi tydzień roku?

To jest o wiele ważniejsze od pracy domowej!

Harry i Ron wytrzeszczyli na nią oczy.

Nie sądziłem, że jest coś ważniejszego na świecie od pracy domowej powiedział Ron.

Nie bądź głupi, oczywiście, że jest! wybuchnęła Hermiona, a Harry spostrzegł z pewnym strachem, że jej twarz zapłonęła nagle żarliwym uniesieniem, jak wówczas, gdy mówiła o stowarzyszeniu WESZ. Tu chodzi o przygotowanie nas, jak powiedział Harry na pierwszej lekcji z Umbridge, do tego, co nas czeka. Tu chodzi o zapewnienie sobie możliwości samoobrony. Skoro nie będziemy się tego uczyć przez cały rok...

Sami wiele się nie nauczymy przerwał jej Ron zrezygnowanym tonem. To znaczy... oczywiście możemy pójść do biblioteki i wyszukać mnóstwo zaklęć, a potem je ćwiczyć, ale...

Zgoda, to już nie ten etap, kiedy mogliśmy po prostu uczyć się tego z książek powiedziała Hermiona. Potrzebny nam jest odpowiedni nauczyciel, który pokaże nam, jak rzucać zaklęcia i poprawić nas, kiedy będziemy to robić źle.

Jeśli masz na myśli Lupina... zaczął Harry.

Nie, nie mówię o Lupinie. Jest zbyt zajęty sprawami Zakonu, zresztą moglibyśmy najwyżej spotykać się z nim podczas wypadów do Hogsmeade, a to stanowczo za rzadko.

Więc kto? zapytał Harry, marszcząc czoło.

Hermiona westchnęła głęboko.

Czy to nie oczywiste? Mówię o TOBIE, Harry.

Zapadło milczenie. Lekki nocny wiatr zabębnił w szyby okien za plecami Rona, a ogień w kominku zamigotał.

O mnie? Niby co miałbym robić? zapytał Harry.

Uczyć nas obrony przed czarną magią.

Harry spojrzał najpierw na nią, a potem na Rona, gotów wymienić z nim pełne irytacji spojrzenie, co czasem robili, kiedy Hermiona rozwodziła się nad swoimi wyszukanymi ideami i pomysłami, takimi jak WESZ. Ale ku jego zdumieniu, na twarzy Rona nie było ani śladu irytacji. Ron zmarszczył nieco czoło, najwyraźniej myśląc. A potem powiedział:

To jest pomysł.

Co za pomysł? zapytał Harry.

Żebyś ty nas uczył.

Ale...

Harry uśmiechnął się. Było jasne, że się z niego nabijają.

Ale ja nie jestem nauczycielem, nie mogę...

Harry, jesteś najlepszy z obrony przed czarną magią stwierdziła Hermiona.

Ja? Harry jeszcze szerzej się uśmiechnął. Przecież byłaś ode mnie lepsza w każdym teście...

Tak się składa, że nie przerwała mu chłodno Hermiona. Byłeś ode mnie lepszy w trzeciej klasie... a tylko wtedy mieliśmy razem testy i nauczyciela, który znał się na przedmiocie. Ale ja nie mówię o wynikach testów, Harry. Pomyśl o tym, co ZROBIŁEŚ!

Co masz na myśli?

Wiesz co, chyba nie mam ochoty, żeby uczył mnie ktoś tak tępy powiedział Ron do Hermiony, uśmiechając się lekko. Potem zwrócił się do Harryego. Zaraz, pomyślmy rzekł, robiąc taką minę, jak Goyle, kiedy próbował się skupić. Zaraz... w pierwszej klasie... no tak... uratowałeś Kamień Filozoficzny przed Sam-Wiesz-Kim.

To był szczęśliwy przypadek, a nie moje umiejętności...

W drugiej klasie przerwał mu Ron zabiłeś bazyliszka i zniszczyłeś Riddlea.

Tak, ale gdyby nie pojawił się Fawkes...

W trzeciej klasie przerwał mu znowu Ron, tym razem głośniej dałeś sobie radę z setką dementorów naraz...

Przecież wiesz, że miałem szczęście, bo gdyby zmieniacz czasu nie...

W zeszłym roku Ron już prawie krzyczał ponownie zwyciężyłeś Sam-Wiesz-Kogo...

Posłuchajcie mnie! rozzłościł się Harry, bo Ron i Hermiona wciąż uśmiechali się szeroko. Po prostu mnie wysłuchajcie, dobrze? To wszystko bardzo pięknie brzmi, ale tak naprawdę, za każdym razem miałem więcej szczęścia niż rozumu. Na początku zwykle w ogóle nie wiedziałem, co robię, nie planowałem niczego, po prostu robiłem to, co udało mi się w ostatniej chwili wymyślić, no i prawie zawsze pojawiała się jakaś pomoc...

Ron i Hermiona wciąż się uśmiechali i Harry poczuł, że ogarnia go złość, choć nie bardzo wiedział dlaczego.

Przestańcie szczerzyć zęby, tak jakbyście wiedzieli lepiej ode mnie, jak było. Was tam nie było. To ja wiem, co się za każdym razem naprawdę wydarzyło, tak? I jeśli udało mi się z tego za każdym razem wyjść cało, to nie dlatego, że jestem taki dobry z obrony przed czarną magią... ale dlatego... dlatego, że zawsze pomoc przyszła we właściwej chwili... albo udało mi się przewidzieć... ale ja po prostu błądziłem po omacku, nie miałem pojęcia, co właściwie robię... PRZESTAŃCIE SIĘ ŚMIAĆ!

Miseczka z wyciągiem ze szczuroszczeta spadła na podłogę i rozbiła się na kawałki. Harry zdał sobie sprawę, że stoi, chociaż nie pamiętał, by wstawał. Krzywołap schował się pod kanapą. Ron i Hermiona przestali się uśmiechać.

Wy nie wiecie, jak to jest! Żadne z was... żadne z was nie musiało stanąć z nim twarzą w twarz, prawda? Myślicie, że wystarczy po prostu zapamiętać kilka zaklęć i rzucić je na niego, tak jak to się robi w klasie? Przez cały czas masz pełną świadomość, że między tobą a śmiercią jesteś tylko ty... twój mózg, twoja odwaga, bo ja wiem... i nie myślisz trzeźwo, kiedy wiesz, że za chwilę zostaniesz zamordowany albo będą cię torturować, albo będziesz musiał patrzeć, jak mordują twoich przyjaciół... nie, nas nigdy tego nie uczyli, jak sobie radzić w takich sytuacjach... a wy sobie tu siedzicie i zachowujecie się tak, jakbym był mądrym chłopczykiem, bo wciąż stoję przed wami żywy, i jakby Diggory był głupi, bo nawalił, bo dał się zabić... wy wciąż nie rozumiecie, że równie dobrze mogłem to być ja, że gdybym nie był Voldemortowi potrzebny...

Harry, my nic takiego nie powiedzieliśmy rzekł Ron, wyraźnie wstrząśnięty. My w ogóle nie mówiliśmy o Diggorym... chyba zupełnie źle nas zrozumiałeś...

Spojrzał zrozpaczony na Hermionę, która miała urażoną minę.

Harry zaczęła nieśmiało czy ty nie rozumiesz? To jest... właśnie dokładnie to... Właśnie dlatego potrzebujemy ciebie... Musimy wiedzieć, co to znaczy naprawdę... stanąć z nim twarzą w twarz... zmierzyć się z... V-Voldemortem.

Po raz pierwszy, odkąd ją poznał, wymieniła to nazwisko i właśnie to najbardziej go uspokoiło. Wciąż oddychając szybko, zapadł się w fotel i poczuł, że dłoń znowu go strasznie rozbolała. Pożałował, że rozbił miseczkę z wyciągiem ze szczuroszczeta.

Po prostu... przemyśl to sobie powiedziała cicho Hermiona. Dobrze?

Harry nie wiedział, co odpowiedzieć. Poczuł wstyd z powodu swojego wybuchu. Kiwnął głową, ledwo zdając sobie sprawę z tego, na co się zgadza.

Hermiona wstała.

Idę spać oznajmiła, wyraźnie siląc się, by jej głos zabrzmiał naturalnie. To... dobranoc.

Ron też wstał z fotela.

Idziesz? zapytał nieśmiało Harryego.

Taak... Za... za minutę. Tylko to posprzątam.

Wskazał na szczęści miseczki na podłodze. Ron kiwnął głową i wyszedł.

Reparo mruknął Harry, celując różdżką w kawałki porcelany. Zbiegły się z powrotem w miseczkę, ale wyciągu ze szczuroszczeta już w niej nie było.

Nagle poczuł się tak zmęczony, że miał ochotę zapaść się w fotel i zasnąć. Wstał jednak i poszedł za Ronem. Przez całą niespokojną noc błądził we śnie długimi korytarzami, natykając się na zamknięte drzwi, a kiedy obudził się następnego dnia, blizna znowu go piekła.






:


: 2018-11-11; !; : 190 |


:

:

,
==> ...

1885 - | 1804 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.28 .