.


:




:

































 

 

 

 


ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Gwardia Dumbledorea 4




Uratowałeś Weasleyowi tyłek, co? Jeszcze nigdy nie widziałem tak beznadziejnego obrońcy... no, ale on pochodzi ze śmietnika... Jak ci się podobały słowa naszej pieśni, Potter? To ja je napisałem...

Harry odwrócił się bez słowa do innych członków swojej drużyny, którzy lądowali jeden po drugim, wydając okrzyki zachwytu i młócąc powietrze pięściami w geście triumfu. Tylko Ron, który zsiadł z miotły obok słupków bramkowych, bez słowa odszedł samotnie do szatni.

Chcieliśmy dopisać jeszcze parę zwrotek! zawołał Malfoy, gdy Katie i Alicja chwyciły Harryego w objęcia. Tylko nie mogliśmy znaleźć rymów do tłusta i brzydka... a chcieliśmy napisać coś o jego matce...

Żółć ci na mózg padła powiedziała Angelina, patrząc na Malfoya z odrazą.

...nie mogliśmy też wpasować niedorajdy...to o jego ojcu...

Do Freda i Georgea dotarło, o czym Malfoy mówi. Ściskali właśnie dłonie Harryemu i nagle obaj zesztywnieli.

Olej go powiedziała szybko Angelina, biorąc Freda pod ramię. Olej go, Fred, niech sobie powrzeszczy, nie może się pogodzić z przegraną, mały podskakiwacz...

...ale ty lubisz Weasleyów, Potter, co? szydził Malfoy. Spędzasz u nich wakacje, co? Nie pojmuję, jak wytrzymujesz ten smród, ale w końcu wychowałeś się wśród mugoli, więc tobie nawet ta rudera Weasleyów nieźle pachnie...

Harry przytrzymał Georgea, podczas gdy Angelinie, Alicji i Katie udało się jakoś powstrzymać Freda od rzucenia się na Malfoya, który teraz śmiał się otwarcie. Harry poszukał wzrokiem pani Hooch, ale ta wciąż wymyślała Crabbeowi za nieregulaminowe zaatakowanie tłuczkiem szukającego.

A może ty po prostu pamiętasz, Potter rzucił przez ramię Malfoy, zbierając się do odejścia jak cuchnął dom TWOJEJ matki i ten chlew Weasleyów przypomina ci...

Harry nie był świadom, że puścił Georgea, wiedział tylko, że sekundę później obaj rzucili się na Malfoya. Zupełnie zapomniał, że patrzą na niego wszyscy nauczyciele, chciał tylko jednego: dopaść Malfoya i zadać mu ból. Nie miał czasu wyciągnąć różdżki, po prostu zamachnął się pięścią, w której ściskał znicza, i z całej siły uderzył Malfoya w brzuch.

Harry! HARRY! George! Przestańcie!!!

Słyszał wokół siebie krzyki dziewcząt, wycie Malfoya, przekleństwa Georgea, gwizdek i ryk tłumu, ale nie dbał o to aż do chwili, gdy ktoś w pobliżu krzyknął: IMPEDIMENTO! i dopiero gdy siła zaklęcia przewróciła go do tyłu, przestał okładać Malfoya pięściami...

Co ty wyprawiasz, Potter?! krzyknęła pani Hooch, kiedy zerwał się ponownie na nogi; to ona ugodziła go zaklęciem powstrzymującym akcję. W jednej ręce trzymała gwizdek, w drugiej różdżkę, a jej miotła leżała porzucona parę stóp dalej. Malfoy zwijał się na ziemi, jęcząc i skamląc, z nosa ciekła mu krew. George miał spuchniętą wargę, Freda wciąż przytrzymywały trzy ścigające, a za nimi Crabbe puszył się, napinając muskuły.

Jeszcze nigdy nie widziałam takiego zachowania... wracajcie natychmiast do zamku, obaj, i zameldujcie się u swoich opiekunów! No już!

Harry i George wymaszerowali ze stadionu, dysząc ciężko i nie odzywając się do siebie. Ryki widzów powoli słabły, a kiedy znaleźli się w sali wejściowej, słyszeli już tylko odgłos swoich stóp. Harry uświadomił sobie nagle, że coś szamoce mu się w zaciśniętej prawej dłoni, której knykcie poranił sobie o szczękę Malfoya. Spojrzał na nią i zobaczył srebrne skrzydełka znicza wystające spomiędzy palców.

Zaledwie stanęli przed drzwiami gabinetu profesor McGonagall, gdy nadeszła za nimi korytarzem, trzęsącymi się rękami zrywając z szyi szalik w barwach Gryffindoru.

Do środka! rozkazała gniewnie, wskazując na drzwi.

Harry i George weszli. Stanęła za biurkiem, dygocąc z wściekłości, i cisnęła kokardkę Gryfonów na podłogę.

No więc? zapytała. Jeszcze nigdy nie widziałam tak haniebnego zachowania. Dwóch na jednego! Czekam na wyjaśnienia!

Malfoy nas sprowokował burknął Harry.

Sprowokował was?! krzyknęła profesor McGonagall, waląc pięścią w biurko z taką siłą, że puszka z herbatnikami spadła na podłogę i rozsypały się piernikowe traszki. Właśnie przegrał mecz, więc nic dziwnego, że chciał was sprowokować! Ale co wam takiego powiedział, że uznaliście obaj za stosowne...

Obraził moich rodziców warknął George. i matkę Harryego.

A wy, zamiast poczekać na panią Hooch, rzuciliście się na niego we dwóch, dając pokaz mugolskiej bójki, tak? ryknęła profesor McGonagall. Czy wy w ogóle wiecie, co...

YHM, YHM.

George i Harry obrócili się jak na komendę. W drzwiach stała Dolores Umbridge w pelerynie z zielonego tweedu, co jeszcze bardziej upodobniło ją do wielkiej ropuchy, i uśmiechała się tak złowieszczo, że Harryemu natychmiast zrobiło się niedobrze, bo już wiedział, że za chwilę stanie się coś strasznego.

Czy mogę pani pomóc, pani profesor McGonagall? zapytała słodkim głosem, ociekającym jadem.

Policzki profesor McGonagall powlekły się ciemnym rumieńcem.

Pomóc? powtórzyła napiętym głosem. Co pani przez to rozumie?

Profesor Umbridge wkroczyła do gabinetu. Na twarzy wciąż miała ohydny uśmiech.

Pomyślałam sobie, że może przydałby się pani jakiś autorytet z zewnątrz.

Harry nie byłby wcale zaskoczony, gdyby z nozdrzy profesor McGonagall wystrzeliły iskry.

Myli się pani powiedziała, odwracając się do Umbridge plecami. A wy dwaj posłuchajcie mnie uważnie. Nie obchodzi mnie, czym Malfoy was sprowokował. Nie obchodzi mnie, czy obraził całe wasze rodziny, czy tylko niektórych członków. Zachowaliście się w sposób budzący odrazę i każdy z was ma u mnie tygodniowy szlaban! Nie patrz tak na mnie, Potter, zasłużyliście na to! A jeśli któryś z was kiedykolwiek...

Yhm, yhm.

Profesor McGonagall zamknęła oczy, jakby modliła się o cierpliwość, i odwróciła się do profesor Umbridge.

Proszę?

Uważam, że zasłużyli sobie na coś więcej niż szlaban odpowiedziała profesor Umbridge, wciąż uśmiechając się szeroko.

Profesor McGonagall otworzyła oczy.

Tak? Widać było, że próbuje się uśmiechnąć, ale udało się jej tylko skrzywić, jakby nagle dostała szczękościsku. Bardzo mi przykro, Dolores, ale liczy się tylko moja opinia, bo to ja jestem opiekunką ich domu.

No cóż, Minerwo wycedziła Umbridge będziesz się jednak musiała pogodzić z faktem, że moja opinia też się liczy. Zaraz, gdzie ja to mam... Właśnie dostałam od Korneliusza... to znaczy, oczywiście uśmiechnęła się fałszywie, grzebiąc w torebce od pana ministra... Ach, już mam...

Wyciągnęła zwitek pergaminu, rozwinęła go i zanim zaczęła czytać, odchrząknęła dwa razy.

Yhm, yhm... Dekret Edukacyjny Numer Dwadzieścia Pięć...

Co, jeszcze jeden? zaprotestowała gwałtownie profesor McGonagall.

Tak, Minerwo, i prawdę mówiąc, to ty podsunęłaś mi myśl, że potrzebne są nowe regulacje... Pamiętasz, jak mi się sprzeciwiłaś, kiedy wyraziłam opinię, że drużyna Gryffindoru nie powinna być reaktywowana? Jak interweniowałaś u Dumbledorea, który uparł się, by ta drużyna grała jednak dalej? No więc przyjmij do wiadomości, że nie mogłam pozwolić, by to się powtórzyło. Natychmiast skontaktowałam się z ministrem, który w pełni zgodził się ze mną, że Wielki Inkwizytor musi mieć prawo pozbawiania uczniów przywilejów, bo w przeciwnym razie miałby... to znaczy, ja bym miała... mniejszy autorytet niż zwykły nauczyciel! No i chyba musisz teraz przyznać, Minerwo, że miałam rację, próbując zapobiec reaktywowaniu drużyny Gryffindoru, prawda? To okropne zachowanie... nieokiełznane temperamenty... W każdym razie pozwól, że odczytam ci nowe ustalenia... yhm, yhm... Wielki Inkwizytor będzie miał odtąd prawo podejmowania decyzji w zakresie uśmierzania kar, nakładania sankcji i pozbawiania przywilejów uczniów Hogwartu, a także dokonywania zmian w decyzjach innych członków ciała pedagogicznego w zakresie wymierzania kar, nakładania sankcji i pozbawiania przywilejów uczniów Hogwartu. Podpisano: Korneliusz Knot, Minister Magii, Order Merlina Pierwszej Klasy et cetera, et cetera...

Zwinęła pergamin i włożyła go z powrotem do torebki, wciąż uśmiechając się jadowicie.

A zatem... uznałam za stosowne podjąć decyzję o dożywotniej dyskwalifikacji tych dwóch uczniów z rozgrywek quidditcha oświadczyła, spoglądając na Harryego, potem na Georgea, a potem znowu na Harryego.

Harry poczuł, jak znicz szamoce mu się rozpaczliwie w dłoni.

Dyskwalifikacji?... powtórzył, a własny głos wydał mu się dziwnie odległy. Dożywotniej?

Tak, Potter, dożywotniej, czyli do końca życia. Myślę, że dopiero to da spodziewany efekt powiedziała profesor Umbridge, uśmiechając się coraz szerzej na widok jego miny. To dotyczy ciebie i obecnego tu Weasleya. I myślę też, że bezpieczniej będzie, jak dyskwalifikacja obejmie również bliźniaczego brata tego młodego człowieka, bo jestem pewna, że i on rzuciłby się na pana Malfoya, gdyby go koleżanki nie powstrzymały. Ich miotły mają zostać skonfiskowane i przekazane mnie, będę je trzymać w moim gabinecie, żeby zapobiec próbom obejścia mojej decyzji. Nie jestem jednak nierozsądna, pani profesor dodała, odwracając się do McGonagall, która wpatrywała się w nią, stojąc jak posąg wyrzeźbiony z bryły lodu. Reszta drużyny może grać dalej. U żadnego z pozostałych jej członków nie dostrzegłam skłonności do gwałtownych zachowań. No, to chyba wszystko. Do widzenia.

I z wyrazem głębokiej satysfakcji na twarzy opuściła gabinet, w którym zapadła głucha cisza.

* * *

Dyskwalifikacja powtórzyła Angelina bezbarwnym głosem. Dyskwalifikacja. Nie mamy szukającego, nie mamy pałkarzy... I co my teraz zrobimy?

W pokoju wspólnym Gryffindoru panowała taka atmosfera, jakby nie wygrali tego meczu. Gdziekolwiek Harry spojrzał, widział zrozpaczone lub rozwścieczone twarze. Drużyna zgromadziła się wokół kominka byli wszyscy oprócz Rona, którego od końca meczu nikt nie widział.

To po prostu niesprawiedliwe powiedziała Alicja. A co z Crabbeem i tym tłuczkiem, którego odbił już po gwizdku? Jego też zdyskwalifikowała?

Nie mruknęła cicho Ginny, która razem z Hermioną siedziała obok Harryego. Kazała mu coś przepisywać. Słyszałam, jak Montague śmiał się z tego podczas kolacji.

Ale żeby ukarać dyskwalifikacją Freda, który nic nie zrobił! krzyknęła ze złością Alicja, waląc pięścią w kolano.

To nie moja wina, że nie zrobiłem rzekł Fred ze wściekłą miną. Stłukłbym tego gnojka na miazgę, gdybyście mnie we trzy nie przytrzymały.

Harry spojrzał smętnie w ciemne okno, za którym padał śnieg. Schwytany przez niego znicz fruwał po pokoju i wszyscy wpatrywali się w niego jak zahipnotyzowani, a Krzywołap skakał z fotela na fotel, próbując go złapać.

Idę spać oznajmiła Angelina, podnosząc się powoli. Może to wszystko jest jakimś koszmarnym snem... Może obudzę się jutro i okaże się, że tego meczu jeszcze nie było...

Niedługo po niej wyszły Alicja i Katie, nieco później Fred i George, łypiąc spode łba na każdego, a po nich Ginny. Przy kominku zostali tylko Harry i Hermiona.

Widziałeś Rona? zapytała cicho.

Harry pokręcił głową.

Myślę, że on nas unika powiedziała Hermiona. Gdzie on...

Ale właśnie w tym momencie za ich plecami coś zaskrzypiało i przez dziurę pod portretem Grubej Damy przelazł Ron. Był bardzo blady, a na włosach miał śnieg. Na widok Harryego i Hermiony zamarł w bezruchu.

Gdzie ty byłeś? zapytała Hermiona, zrywając się na równe nogi.

Na spacerze wymamrotał Ron. Wciąż miał na sobie szatę do quidditcha.

Wyglądasz na przemarzniętego. Chodź tu i usiądź!

Ron podszedł do kominka i opadł na fotel z dala od Harryego, nie patrząc na niego. Skradziony znicz polatywał nad ich głowami.

Przepraszam bąknął Ron, gapiąc się na swoje stopy.

Za co? zapytał Harry.

Za to, że myślałem, że umiem grać w quidditcha. Jutro rano złożę rezygnację.

Jeśli to zrobisz powiedział Harry to w drużynie zostanie tylko trzech zawodników. A kiedy Ron spojrzał na niego ze zdumieniem, dodał: Dostałem dożywotnią dyskwalifikację. Razem z Fredem i Georgeem.

Co?!

Hermiona opowiedziała, co się stało, bo Harry nie był już w stanie tego powtórzyć. Kiedy skończyła, Ron zrobił jeszcze bardziej przerażoną minę.

To wszystko moja wina...

Przecież nie kazałeś mi rzucić się na Malfoya warknął Harry.

...gdybym tak nie nawalił...

...to nie ma z tym nic wspólnego...

...to ta piosenka tak mnie wnerwiła...

...chyba każdego by wnerwiła...

Hermiona podeszła do okna, by popatrzeć na płatki śniegu spadające na parapet. Nie chciała uczestniczyć w tej sprzeczce.

Słuchaj, Ron, może byś już przestał, co? wybuchnął Harry. Sytuacja i tak już jest parszywa bez twojego użalania się nad sobą!

Ron nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się żałośnie w mokry skraj swojej szaty.

Jeszcze nigdy nie czułem się tak podle powiedział po chwili martwym głosem.

Witaj w klubie mruknął z goryczą Harry.

Wiecie co? odezwała się Hermiona nieco drżącym głosem. Jest coś, co może wam poprawić humor.

Tak myślisz? zapytał ironicznie Harry.

Tak odpowiedziała, odwracając się od czarnego okna z szerokim uśmiechem na twarzy. Wrócił Hagrid.

 

 






:


: 2018-11-11; !; : 173 |


:

:

,
==> ...

1903 - | 1733 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.033 .