.


:




:

































 

 

 

 


VI Dwie wdowy z Notting Hill




W wieku dziewięciu lat nie umyka uwadze nic z tego, co knują dorośli. Arcady i John Elias porozumieli się bez słowa po powrocie z cmentarza. Rozmawiali i myśleli, wymieniając jedynie spojrzenia. Nie ma sensu przytłaczać się słowami, chyba że dla zabawy. Cisza nie jest wyłącznie domeną głuchych.

Wuj Herbert, babka, ciotki i starzy kuzyni opanowali mieszkanie po pogrzebie, jak gdyby chcieli tu ukryć pewną tajemnicę albo przywłaszczyć sobie dom ich ojca. Później wszyscy ci ludzie wrócili do siebie, pozostawiając dom pełen cieni. Kate przyszła utulić ich na dobranoc, opowiedzieć kilka bajek o błogosławieństwie i o raju, cały czas jednak po jej policzkach toczyły się łańcuszki łez. I to one, dzieci, musiały ją odtąd co wieczór pocieszać, wyjaśniać jej, że George jest blisko, że patrzy na nich swoimi różnobarwnymi oczami, jednym niebieskim z tego świata, a drugim zielonym z tamtego.

Dwa tygodnie później w burzowy jesienny wieczór Kate zaczęła się uśmiechać. Zapowiedziała synom niespodziankę: Margaret, ich ciotka, przepłynie ocean, żeby ich poznać. Jedna ciotka więcej, jedna mniej, nowina nie zrobiła na chłopcach wrażenia, ale uśmiech Kate obiecywał wiele. Arcady i John Elias jeszcze przez kilka miesięcy obserwowali jej starania, by wyzwolić się od smutku, lecz ona sama rozdrapywała rany obydwiema rękoma. Pewnego wieczoru, późną porą, zaciągnęła ich do pokoju, w którym złożono ojca do trumny. Stał tam stół i trzy krzesła, naprzeciw łóżka, u wezgłowia którego paliła się świeca.

Kto tu jest? spytała Kate po rozsadzeniu ich i przykazaniu, by ułożyli rączki na blacie stołu.

Była zima, lodowaty wicher wstrząsał dachami i kominami przy akompaniamencie grzmotów. Od czasu do czasu przesycony deszczem powiew zdawał się wyłamywać ramę okienną. Naraz alfabet zaczął odpowiadać na cyfry głosem Kate, a stół wystukał o podłogę jedną, a następnie drugą nogą: raz, dwa, trzy, cztery, pięć Czy na pewno pięć? Numery należało przetłumaczyć na litery i słowa.

A-R-C-A-D-Y J-O-H-N E-L-I-A-S K-O-C-H-A-M W-A-S

Czy to wszystko? Bliźniacy nie mieli wątpliwości, że ojciec ich kochał. Mimo że ta zabawa podobała im się świeczniki, trzęsący się stół i tajemnicze odgłosy to powieki ciążyły im bardziej niż ziemia rzucona na trumnę. Kate musiała ich podtrzymywać, odprowadzając do łóżek. Innym razem stół uniósł się w górę niczym mały balon. Arcady nie mógł uwierzyć, że jego ojciec, jeszcze niedawno tak rozsądny, powracał z zaświatów, by płatać takie psoty. John Elias zgadzał się z bratem i choć tamten nie wypowiedział się jeszcze ani słowem, oświadczył znienacka:

Panie Splitfoot, kiedy skończy pan te swoje błazenady?

Kate podskoczyła na krześle, pozwalając stołowi opaść na podłogę.

Któż wam o nim opowiadał? wyjąkała.

Bliźniacy przyglądali się matce z wyjątkową uwagą, jaką obdarza się bliską osobę, która ma zamiar przyznać się do jakiejś wady lub ukrywanej perwersji.

Ależ ty sama, mamo! powiedział Arcady. Kiedy przechadzasz się nocą po pokojach

Chłopcy, chłopcy! zawołała, nie umiejąc znaleźć lepszych słów, i przytuliła ich głowy do piersi.

Kate porozumiała się z siostrą za pośrednictwem telefonu, z centrali pocztowej. Margaret dobiła właśnie do portu w Londynie i zadzwoniła z biura towarzystwa morskiego w umówionym dniu i o umówionej porze. Tak, nic się nie zmieniło, czekano na nią pod wskazanym adresem, w mieszkaniu w Notting Hill. Kate nie zdziwił zachrypnięty i apatyczny głos po drugiej stronie słuchawki, który przypisała zmęczeniu podróżą.

Kiedy jednak siostra stanęła w drzwiach w towarzystwie dwóch tragarzy obarczonych skrzyniami, nie zdołała powstrzymać odrazy na widok jej zniszczonej twarzy.

Postarzałam się, co? powiedziała łagodnie Margaret, by wybawić ją z zakłopotania. Niedługo będę nadawać się tylko do przetopienia! Ale ty się niewiele zmieniłaś. Mówi się, że mamy twarz naszego serca

Kiedy wniesiono bagaże i Margaret zdjęła wierzchnie okrycie, siostry usiadły naprzeciw siebie, para unosząca się znad dzbanka z herbatą falowała między nimi, rozmowa potoczyła się, jakby nigdy nie została przerwana, a rozdźwięk między rzeczywistym starzeniem się a ulotnością jednego dziesięciolecia spędzonego z dala od siebie zatarł się zupełnie. Czyż Margaret nie nosiła od zawsze wypalonego krzyża swojego przeznaczenia? Już prosiła o wino, piwo, whisky, by dojść do siebie po uciążliwej podróży.

Ale gdzie są moi siostrzeńcy? spytała, nieco zmieszana swoim brakiem obycia.

U swojego wuja Herberta z okazji urodzin małej kuzynki.

Nie mogę się doczekać, kiedy ich poznam! oświadczyła Margaret, nalewając sobie z butelki, którą jeszcze zdążył otworzyć George. Chcesz jeszcze? Dwie siostry w żałobie

Za dużo pijesz szepnęła Kate.

To mnie pociesza, przypomina stare czasy Zabierzesz mnie do Metropolitan? Chciałabym zobaczyć też stare uliczki, pałace, kościoły. Ach! Mogłybyśmy zbić fortunę w tym wielkim mieście!

Skończyłam ze spirytyzmem.

Rozumiem, musisz dbać o siebie. Mimo że co rusz oszukujemy, budzimy niebezpieczne siły

Co? zawołała Kate. A więc oszukiwałaś?

Wszyscy oszukują, co ty sobie wyobrażasz, nie zawsze ma się natchnienie, poza tym zdarzają się wieczory, kiedy duchy są na nas obrażone. Cóż więc robić, kiedy siedzisz przed publicznością, która życzy sobie stukania, lewitacji i całej reszty? Serwujemy im lipę, sztuczki, sama wiesz, każdy musi czasami oszukać. I nie znam ani jednego tak zwanego medium, którego by się nie dało zatrzymać pewnego dnia z kieszeniami pełnymi sznurków.

Oparłszy brodę na złączonych pięściach, Kate przyglądała się starszej siostrze z najwyższym zakłopotaniem, nawet nie za sprawą wyznań, które zarazem rozbawiły ją i oburzyły, ale z powodu przemiany, jaka biła od jej osoby. Jej głos, język i fizjonomia musiały znosić w ciągu ostatnich dziesięciu lat wiele upokorzeń. Kate zastanawiała się, drżąc, jak musiało wyglądać jej życie po śmierci Elishy Kanea.

Patrzysz na mnie jak na obcą osobę zauważyła Margaret. Jestem tą samą, nie obawiaj się. Doznałam jedynie rozpaczy i przeciwności losu, jak wiele kobiet w naszym kraju. A Leah mi nie pomogła Nie masz nic innego do picia?

Nie rozstały się przez całą noc, wspominały dawne czasy, minione radości i wszystkie ulotne duchy, pięknego Lee z Rapstown, dzieci z Hydesville, Pecquota, Lily Brown i Harriett, dziewczynę z rancza, gdzie powiesił się niewolnik, a także Pearl, swoją nauczycielkę.

Spotkałam ją w Rochester powiedziała Margaret. Została wpływową osobistością, walczącą o prawa kobiet. Pisze powieści

A jej ojciec, pastor?

Nie żyje i mam nadzieję, że smaży się w piekle. Na piekło papistów trzeba sobie zasłużyć!

Nazajutrz, kiedy bliźniacy wrócili, Margaret przytulała ich, całowała, opłakując wszystkie dzieci, których sama mieć nie będzie, śmiejąc się jednocześnie z samej siebie, a nawet śpiewając jak stary pionier:

O boys, were goinfar to-night

Yeo-ho, yeo-ho, yeo-ho!46

Zapewne na zasadzie kontrastu w ciągu kolejnych tygodni zachowywała się nad wyraz spokojnie, nieobecna w dzień, nocą zatopiona w lekturze religijnych dzieł. Ponieważ przestała pić i nie unosiła się już co chwila, mówiąc o Leah, najwyższej uzurpatorce w królestwie duchów, Kate uznała, że zmiana otoczenia ją uspokoiła. Maggie wypoczywała w Londynie od tej całej ekstrawagancji, spirytystycznego poruszenia i licznych konfliktów kipiących w amerykańskim kotle.

Zagubiona, nie pragnąc niczego prócz wsparcia poza tym światem, Margaret przemierzała kościoły i świątynie. Mimo pofarbowanych włosów i pudru na czole wiek zniekształcił kojące odbicie, widoczne jeszcze wczoraj w cudzych spojrzeniach i w lustrach. Opróżniona z poczucia siebie owej ciepłej, zanikającej krągłości, trwającej na jawie i we śnie, swoistego wewnętrznego sanktuarium, w którym czekamy na to nieokreślone coś wałęsała się, ukryta za zmienną maską, raz tragiczną, a raz obojętną jak londyńskie niebo, od kaplicy w donżonie do kościoła St Marylebone, który tak bardzo przypominał nowojorskie świątynie, od katedry St Paul do St Clement Danes w pobliżu Covent Garden. Ów splendor pod cienistym sklepieniem, opustoszały między dwiema falami tłumu w godzinach mszy, uspokajał ją; nawet nie próbowała zrozumieć natury kultu anglikańskiego, metodystycznego czy prezbiteriańskiego. Nędza miasta poza gmachami i strzeżonymi parkami w Whitechapel, East Endzie, w pobliżu St George, gdzie zmęczone prostytutki paradowały wśród brudnych dzieci, pijaków i kalekich żebraków, w Limehouse i Lisson Grove, gdzie potoki ludzkiej rozpaczy płynęły między torami kolejowymi i włazami do kanałów wydała jej się czymś nieznanym po drugiej stronie Atlantyku, czymś odwiecznym, kwitnącym na własnych wrzodach i jakby przyrośniętym do tonącego statku.

Wędrując tak, to właśnie w sercu Londynu, na obrzeżach dzielnicy Whitechapel, w pobliżu City of Westminster znalazła wreszcie swój port. Przepych opactwa oczarował ją, lecz nie wzruszył. Ani królewskie grobowce za ołtarzem, ani rycerskie sztandary z herbami nad stallami nawet na chwilę nie przykuły jej uwagi. Zatrzymała się przed rzeźbą Dziewicy otoczonej kamiennym kręgiem apostołów i świętych.

Przez wiele kolejnych dni powracała do Lady Chapel, a następnie, być może wiedziona podziwem, skierowała się w stronę placu budowy, gdzie miała powstać katedra, do kapliczki ocalałej ze starego kościoła katolickiego, przylegającej do budowli służącej za prezbiterium. Margaret weszła do sanktuarium z mieszaniną uczuć przytłoczenia i wolności. Gąszcz świec i niebieski dym kadzideł u stóp obrazu przedstawiającego Niepokalane Poczęcie, a także cień rzucany przez wielką postać Chrystusa na krzyżu przywodziły jej na myśl aranżację gabinetów mediumicznych. Trwała tak długo przed Dziewicą, z nieobecnym, błagającym spojrzeniem, że zaniepokoiło to pewnego pogrążonego w modlitwie księdza. Zjawa podeszła i nachyliła się ku niej, szczupła w swojej czarnej, lamowanej sukni z czerwonymi guzikami.

Potrzebuje pani pomocy? Każdy z nas cierpiał smutek. Czy jest pani katoliczką?

Tych kilka słów, wypowiedzianych przez duchownego przypadkowo napotkanego w ruinach świątyni, poruszyło Margaret, która po długiej rozmowie i spowiedzi przystała, drżąc, na konwersję. Pozwoliła księdzu wpłynąć na siebie bezgranicznie. Dowiedziała się później, podczas sakramentu chrztu, do którego przystąpiła wraz z innymi nawróconymi, że był nim sam arcybiskup Westminsteru, kardynał Henry Manning, jeden z najbardziej wpływowych katolickich teologów, a też gorący zwolennik idei społecznej sprawiedliwości Johna Wesleya. Sam również należał do grona konwertytów, pozostawiwszy za sobą heretycką przeszłość. Nosił na palcu wraz z biskupim pierścieniem obrączkę młodej mężatki, zmarłej rychło po zawarciu ich związku. Utajony nekromanta, niepocieszony prałat z bystrością pojął emocje rządzące nową doktryną. Margaret była dla niego łatwą ofiarą i swoistym trofeum: oddana już Dziewicy Marii, dała się przekonać, jak niegdyś swojemu mężowi, przerażającej wizji potępienia. Czyż wszystko w spirytyzmie nie wynikało z demonicznych praktyk? Ujarzmiona czarami liturgii katolickiej, a zarazem odpowiednio otrzeźwiona, czuła się lepiej w ciągu kilku kolejnych miesięcy, w okresie rekonwalescencji, podczas której jej jedynymi lekami były woda święcona i opłatek.

Kate nie poznawała już siostry. Nigdy nie rozmawiały z sobą o wiecznym dziewictwie Marii albo o adoracji eucharystycznej. Jeszcze mniej na temat uczestnictwa Trójcy w istocie boskiej. Różnorodność wad i grzechów, wewnętrzna rozkosz lub świadoma i dobrowolna transgresja nie zaprzątały do tej pory ich myśli. Margaret wracała grzecznie wieczorem, nie przeklinała ani nie rozglądała się za butelką. Wstrzemięźliwa i skromna, postrzegała wszystko jako łaskę. Z natury hojna, Kate troszczyła się o jej szczęście, oferując wiele ponad to, na co pozwalała jej asceza. Od śmierci Georgea korzystała, nie przeliczając, ze swojej skromnej części spadku; niestety, nic nie mogło powstrzymać zbliżającej się ruiny. Wynajmujący i księgowi adwokata w końcu przestali przymykać oczy na długi wdowy.

Kiedy przyszło oddać klucze do mieszkania, Margaret sprzedała biżuterię i kilka sukni, żeby pokryć koszty przeprowadzki. Wraz z bliźniakami, siostrą i dwoma wozami mebli pani Fox-Jencken urządziła się w East Endzie. Ponieważ obowiązek szkolny wygasał wraz z ukończeniem przez dziecko dziesięciu lat, co pokrywało się wówczas z najniższym wiekiem rekrutacji do pracy w fabryce albo w kopalniach węgla, Kate sama zajęła się edukacją synów, łącząc dyscypliny, ucząc na równi tego, co zmyślone, i tego, co konieczne, wprowadzając wiedzę o złych duchach i kilka pojęć z algebry. Na szczęście dzięki Maggie, która rozdarta między ekstazą i jasnością umysłu powoli wróciła do picia, bliźniacy mogli pobierać nauki w pewnej katolickiej instytucji. Ani przez chwilę, z początku zmuszonej do wyrzeczeń, a w końcu pogrążonej w ubóstwie Kate nie przyszło do głowy zwrócenie się o pomoc do łączącej sknerstwo z konwenansami rodziny zmarłego męża lub sprzedanie na jednej ze scen musicalowych Londynu swoich mediumicznych zdolności.

Kiedy Maggie, stęskniona za ojczyzną i ogarnięta wątpliwościami co do swojego powołania, wsiadła na pokład statku do Nowego Jorku, pogrążona w smutku Kate zaczęła po cichu spijać resztki z butelek pozostawionych przez siostrę, między jedną a drugą wizytą w olbrzymim parku Kensal Cemetery na obrzeżach Notting Hill, gdzie wznosiło się pośród posągów archaniołów i płaczek mauzoleum rodziny Jenckenów, budowla w kształcie antycznej świątyni. Naprzeciw grobu swojego męża Kate zauważyła samotną mogiłę porośniętą margerytkami. Nazwiska nie dało się odczytać, lecz zachowało się epitafium:

Id rather hear something to make me laugh47.

Rada zza grobu zabrzmiała w jej uszach jak szyderstwo. Pomyślała o bliźniakach i uciekła czym prędzej z cmentarza do swojej dzielnicy, East Endu.

VII Mens agitat molem48

Nowy Jork dymił niczym tysiąc lokomotyw zakopanych w śniegu. Z fabryk i manufaktur, licznych placów budowy, skąd wyrastały ku górze piramidy z cegieł i żelaza wśród nich emblematyczna konstrukcja w kształcie żurawia portowego przy ujściu rzeki Hudson, przyszła Statua Wolności na granitowym forcie z promów o stożkowatych lub płaskich dachach, przemierzających rzekę i cieśninę, unosiły się ku niebu obłoki szarej i czarnej pary gęstsze niż mgła w górach. Można by pomyśleć, że to śnieg spływa z nieba nieprzerwaną falą.

O trzeciej po południu dzień, który ledwo co wstał, już powoli gasł. Leah Underhill stała oparta o zagłówek fotela przy oknie na rogu South Street Seaport z panoramicznym widokiem na nowy port, redy nadbrzeża i ujście rzeki w stronę Governors Island. Zastanawiała się, czy jej kłopoty ze zdrowiem i inne przeciwności losu zgodzą się na zawieszenie wyroku na okres świąt. Osoba w jej wieku może mogłaby znosić drobne dolegliwości jeszcze przez wiele lat, ale pod warunkiem że nie będzie nieustannie dręczona przeróżnymi niedogodnościami. Za serio na świat patrzysz, kto się nazbyt troszczy o niego, ten go sobie zraża49 usłyszała niedawno w Standard Theatre na premierze Kupca weneckiego. Uważała, że od kiedy oddała się sprawie spirytyzmu, przypadły jej w udziale całe tony zmartwień za sprawą jarmarcznych kuglarzy, hipnotyzerów, iluzjonistów, sprzedawców mikstur i innych nieuczciwych konkurentów, przybyłych zwartym szeregiem, by przeinaczyć wiadomości z zaświatów. Na całym terytorium Stanów Zjednoczonych organizowano kongresy mediumiczne w namiotach cyrkowych, kościołach i salach balowych, nie zapraszając jej wcale. George P. Colby, gdzieś na Florydzie, ogłosił się urbi et orbi prorokiem spirytyzmu. Anglikański kaznodzieja William Stainton Moses mistrz w dziedzinie głębokiego transu twierdził, że pod dyktando spisał warunki życia w zaświatach. Emma Hardinge Britten wierzyła, że zna wszystkie szczegóły dotyczące wydarzeń i cudów, za które odpowiadają bezcieleśni. A co powiedzieć o tej Eusapii Palladino, która wydostała się ze swojego perispirit całkiem bez rozumu? Albo o nadętej Frickie Wonder, która takdoskonale potrafiła piersią i biodrem przykuwać uwagę uniwersyteckich starców w najgorszych burdelach, albo jeszcze o tym bufonie Williamie Mac Orpheusie, jednej z głównych gwiazd nowego cyrku Barnum z trzema estradami! Lista obłudników i przeniewierców wypełniłaby almanach! Nie do pojęcia! Leah czuła się zbyt stara i zbyt często oszukiwana, by próbować odróżnić plewy od ziaren. Nie dbała już o to zresztą, gdyż jako jedyna zbierała laury. Modern spiritualism był wyłącznie jej dziełem, nikt nie mógł temu zaprzeczyć, a już na pewno nie jej młodzi, apatyczni i kapryśni wspólnicy. Niczym Jan Chrzciciel dała impuls nowej religii, która dziś szerzyła się w całym świecie, sprawiając, że tłumy doznawały objawienia. Dzięki niej wszyscy zmarli byli Łazarzami gotowymi odezwać się i potwierdzić swą obecność. Runął mur między światami żywych i duchów. Wspierała również wyzwolenie kobiet, białych i czarnych niewolnic, oferując im twierdzę duchową nie do zdobycia przez większość mężczyzn zadufanych w swojej brutalnej sile.

Jej boleści łagodniały na widok śniegu. Owa wełnista, niemal niezauważalna powolność, którą tak lubi otulać się dusza, musiała być właściwością aniołów. Mimo to w głowie Leah siedział niejeden demon. Udziały w fortunie Underhillów i akcje kolejowe przynosiły jej wystarczająco dużo, by mogła spędzić w Nowym Jorku jeszcze wiele istnień gdyby Bóg postanowił wynagrodzić jej trudy nie musząc już wygłaszać przemówień podczas konferencji. Spirytualizm od spirytyzmu różniła zaledwie jedna sylaba, często beztrosko podmieniana przez trzecie objawienie Boga.

Leah wiedziała, że gotowa jest znieść wszystko: linczujących, sceptyków, naukowców niezdolnych przyznać, iż nie ma cudu bez wiary, tuziny szarlatanów, a na koniec i spirytyzm, który podkradał jej znalezisko, podobnie jak prześladowca Paweł z Tarsu przypisał sobie słowa powracającego na ziemię Jezusa. Zbyt już posunięta w latach, by przejść do ofensywy, mogłaby się cieszyć emeryturą, gdyby tylko wróg trzymał się na dystans. Ten jednak stroił miny, stojąc w progu od czasu powrotu jej sióstr. Pozbawiona dochodów, wciąż rozdarta między pijaństwem a szaleństwem, zmuszana przez nieuczciwego impresaria Margaret za kilka dolarów dawała groteskowe występy w salach koncertowych, mając za jedyną ambicję oczernienie jej, Leah Underhill, która w wieku siedemdziesięciu pięciu lat jako jedyna dźwigała dziedzictwo Hydesville. A żałosna Kate, która tej jesieni wysiadła na brzeg w Nowym Jorku ze swoimi jędzowatymi bliźniakami, dała prawdziwy pokaz postępującej degeneracji. Swojemu doradcy, skutecznemu i w naturalny sposób pełnemu szacunku dla konwenansów człowiekowi, powierzyła złożenie wniosku do wymiaru sprawiedliwości, by uciszyć skandalistki. O ile nie udało mu się umieścić pierwszej w zakładzie psychiatrycznym, o tyle procedura odebrania dzieci drugiej pod zarzutem zaniedbania i znęcania się psychicznego była na dobrej drodze.

Ból głowy i pleców skłonił Leah do opuszczenia okna i powrotu do sypialni. Jej dwa bolończyki, Horace i Wildy, wskoczyły na łóżko, kiedy tylko się położyła. Domagając się pieszczot, merdały ogonkami. Rozczulona, wsunęła chude palce w białą wełnistą sierść.

Moje kochane powiedziała, czując, że powieki coraz bardziej jej ciążą. Wy nigdy nie zrobiłybyście przykrości waszej mamusi, wy

Sen przypominał łagodną śmierć, bez cierpienia i zakłócających wizji. Z czasem Leah naprawdę uwierzyła w istnienie duchów. Najwięcej ich pojawiało się w ulotnych marzeniach sennych. Kobieta interesów cierpi znacznie bardziej z powodu bezczynności i samotności, a jej pupile nic nie mogą na to poradzić. Jej pamięć chłostały fale wspomnień z młodości w Rapstown. Urodzona wśród rasy przeznaczonej ziemi i stajniom, zdołała się zbuntować, gotowa na wszystko, by upodobnić się do dam z komitetów działalności dobroczynnej przybywających z miasta. Spędzała całe noce nad książkami pożyczonymi od pastora, uczyła młode, wykształcone dziewczęta, byleby tylko uzyskać wstęp na salony. Jej pierwszą ambicją wieku dojrzewania było nauczenie się gry na pianinie. Bogaci hodowcy dekorowali z dumą swoje rancza instrumentami. A pastor cieszył się, że ma do dyspozycji młodą osobę, która tchnie życie w przenośne organy podarowane kościołowi przez kongregację.

Gdy świadomość, asymetryczna jak rytm jej serca, zanurzała się we śnie, najstarsza z sióstr Fox odniosła wrażenie, że splądrowano starannie uporządkowane półki jej wspomnień. Obrazy z życia zlewały się z sobą bez żadnego związku, sprowadzając wielki ocean światła do potrzeby oddania moczu lub stapiając twarze zmarłych i żywych, jakby były zrobione z ciasta. Ona sama płonęła, niczym czarownica na stosie, gdzie każdy język ognia odpowiadał jednemu dniowi jej życia. Igra pani z niebezpiecznymi siłami szeptał jej w twarz starzec z kompasem i sekstantem, zdzierając przy tym z siebie płaty skóry, które wyrzucone w górę, odlatywały z ptasim skrzekiem. Jak uciec przed kostnicą snów? Głowy, członki i kadłuby ciał zdjętych ze stołów do sekcji zwłok tańczyły wokół niej groteskową sarabandę samobójców, topielców i morderców. Odziani w skóry galijscy przodkowie nadbiegali teraz ze wszystkich stron, by podkraść jej biedną bieliznę starej kobiety. Czyż tysiąclecia w zaświatach nie mają tej samej wartości co jedna chwila? Z ucha wyskoczyła jej purpurowa papuga i przepędziła duchy, po czym wbiła w nią dziób demoniczne ptaszysko nie przestając ogłuszać jej słowami mens agitat molem. Nawet martwa wydawało jej się, że słyszy swoje myśli musiałaby włożyć wiele sił w zrozumienie tego fenomenu.

Opary rozwiały się w końcu. Powstała z grobu, z umysłem w rozsypce, Leah Underhill wydała z siebie głuchy jęk, który przeraził pieski. Usiadła. Każde kolejne tyknięcie zegara na ścianie sprawiało, że czuła się pewniej. Po chwili wstała i pokuśtykała w stronę okna w salonie, trzymając się za biodra. Śnieg obrysowywał żebra i podpory mostu Brooklyńskiego. Ledwo można było dostrzec wzniesienia po drugiej stronie cieśniny, a wyspy przy ujściu rzeki znikły w półmroku. Nie w pełni dobudzona, pocierała długo głowę, jak gdyby chciała usunąć resztki snu, po czym wzięła ze stolika srebrny dzwoneczek.

Niecierpliwie potrząsnęła nim kilkakrotnie. Stwierdziła, że na nic się jej zdała drzemka w środku dnia. Irytował ją świst w lewym uchu, a jeszcze bardziej nieuniknione spóźnienie na spotkanie w Kręgu Spirytualistycznym przy Union Square, gdzie podejmowano pacyfistycznego pułkownika Henryego Steela Olcotta i pana Williama Quana Judgea, członków założycieli Towarzystwa Teozoficznego. Tępili oni na swoim terenie źródło ich inspiracji, niejaką Helenę Bławatską, również pretendującą do tytułu medium. I chwała im za to! Było rzeczą oczywistą, że idea spirytualistyczna, zamiast występować z brzegów, powinna dawać przykład zdrowemu ekumenizmowi.

Leah przywołała wreszcie wielce zasmuconą służącą z Wirginii, z głową w papilotach.

Zdążyłabym umrzeć ze sto razy rzuciła jej z fałszywym spokojem.

Dała mi pani wolne popołudnie

Nawet gdyby to były trzy dni albo cały miesiąc, trzeba mimo wszystko stawiać się, kiedy dzwonię!

Rude włosy i wytrzeszczone oczy pracownicy przywiodły jej na myśl purpurową papugę z sennego koszmaru. Leah znieruchomiała, podejrzliwa.

Mens agitat molem! zawołała. Mens agitat molem? Co to może znaczyć?





:


: 2017-03-18; !; : 211 |


:

:

, .
==> ...

1769 - | 1519 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.044 .