.


:




:

































 

 

 

 


ROZDZIAŁ ÓSMY Przesłuchanie




Harry nie mógł powstrzymać zduszonego okrzyku. Poznał loch, do którego wszedł. I nie tylko go kiedyś widział, ale w nim był! To właśnie miejsce odwiedził w myśloodsiewni Dumbledorea: salę rozpraw, w której był świadkiem skazania Lestrangeów na karę dożywocia w Azkabanie.

Ściany były z pociemniałych kamiennych bloków, oświetlonych mdłym blaskiem pochodni. Po obu stronach wznosiły się rzędy pustych ław, ale daleko przed sobą, w najwyższej ławie, ujrzał wiele ciemnych postaci. Rozmawiały przyciszonymi głosami, ale gdy ciężkie drzwi zatrzasnęły się za nim, zapadło złowieszcze milczenie.

Zimny męski głos potoczył się ku niemu z najwyższej ławy.

Spóźniłeś się.

Przepraszam odrzekł ze strachem Harry. Ja-ja nie wiedziałem, że zmienił się termin.

To nie jest wina Wizengamotu. Dziś rano wysłano ci sowę. Zajmij swoje miejsce.

Harry spojrzał na środek sali, gdzie stało krzesło, z którego poręczy zwisały łańcuchy. Kiedyś widział, jak te łańcuchy ożywały i oplatały każdego, kto usiadł na krześle. Ruszył ku niemu, a odgłos jego kroków odbijał się głośnym echem od ścian. Usiadł lękliwie na samym brzeżku krzesła, a łańcuchy zadzwoniły groźnie, ale go nie oplotły. Czując, że robi mu się niedobrze, spojrzał na ludzi siedzących w ławie ponad nim.

Było ich z pięćdziesięciu, wszyscy ubrani w fioletowe szaty z ozdobną literą W wyhaftowaną na piersiach po lewej stronie. Wszyscy wpatrywali się w niego; niektórzy z bardzo surowymi minami, inni ze szczerą ciekawością.

W samym środku siedział Korneliusz Knot, minister magii. Był to korpulentny mężczyzna, zwykle pokazujący się w cytrynowozielonym meloniku, ale dziś z niego zrezygnował, podobnie jak z pobłażliwego uśmiechu, z którym kiedyś rozmawiał z Harrym. Po jego lewej stronie siedziała tęga czarownica o szerokiej, kanciastej szczęce, z krótko ostrzyżonymi siwymi włosami; miała monokl w oku i wyglądała bardzo groźnie. Po prawej stronie siedziała inna czarownica, ale odchyliła się do tyłu i jej twarz ukryta była w cieniu.

No dobrze rzekł Knot. Mamy już... wreszcie... oskarżonego, to zaczynajmy. Jesteś gotowy? dodał głośno, spoglądając w dół, wzdłuż rzędów pustych ław.

Tak, proszę pana odpowiedział gorliwy głos, który Harry dobrze znał.

Percy, brat Rona, siedział na samym końcu pierwszego rzędu ław. Harry spojrzał na niego z nadzieją, spodziewając się jakiegoś sygnału porozumienia, ale nic takiego nie dostrzegł. Oczy Percyego, uzbrojone w rogowe okulary, utkwione były w leżącym przed nim pergaminie. W ręku trzymał pióro.

Dwunasty sierpnia, przesłuchanie dyscyplinarne zagrzmiał głos Knota, a Percy natychmiast zaczął pisać w sprawie złamania przepisów Dekretu o Uzasadnionych Restrykcjach Wobec Niepełnoletnich Czarodziejów i Zasad Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów przez Harryego Jamesa Pottera, zamieszkałego w Little Whinging w Surrey, przy Privet Drive numer cztery. Oskarżyciele: Korneliusz Oswald Knot, minister magii, Amelia Suzann Bones, kierownik Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, Dolores Jane Umbridge, starszy podsekretarz w biurze ministra. Protokolant: Percy Ignacjus Weasley...

...świadek obrony: Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore rozległ się spokojny głos za plecami Harryego, który odwrócił tak szybko głowę, że kark przeszył mu ostry ból.

Dumbledore kroczył powoli przez salę, ubrany w długą, granatową szatę. Na jego twarzy gościł niczym nie zmącony spokój. Długa, srebrna broda i srebrne włosy zalśniły w blasku pochodni, gdy stanął obok Harryego i spojrzał na Knota przez okulary-połówki, osadzone pośrodku jego długiego, haczykowatego nosa.

Przez ławę sędziów Wizengamotu przebiegły pomruki i szepty. Wszystkie oczy zwrócone były na Dumbledorea. Jedni wyglądali na oburzonych, inni na lekko przestraszonych; tylko dwie starsze czarownice, siedzące z tyłu, pomachały życzliwie rękami.

Na widok Dumbledorea w sercu Harryego wezbrała potężna fala nadziei, podobna tej, którą poczuł kiedyś, słysząc śpiew feniksa. Chciał uchwycić spojrzenie dyrektora, ale ten na niego nie patrzył, wciąż patrzył w górę, na wyraźnie wzburzonego Knota.

Ach... Dumbledore powiedział minister magii i zamilkł na chwilę, jakby się zastanawiał, co powiedzieć dalej. Tak. A więc... ee... dostałeś wiadomość o... ee... zmianie terminu i... ee... miejsca przesłuchania?

Nie dotarła do mnie odrzekł Dumbledore niefrasobliwym tonem. Ale na skutek szczęśliwej pomyłki przybyłem do ministerstwa trzy godziny wcześniej, więc nic się nie stało.

Tak... no cóż... chyba brakuje drugiego krzesła... ja... Weasley, może byś...

Ależ proszę się nie trudzić powiedział łagodnie Dumbledore.

Wyjął różdżkę, machnął nią krótko i tuż obok Harryego pojawił się przysadzisty fotel pokryty perkalem. Usiadł w nim, zetknął końce palców i zmierzył Knota spojrzeniem pełnym uprzejmego zainteresowania. Wśród członków Wizengamotu nadal panowało nerwowe ożywienie, dopiero gdy Knot ponownie przemówił, wszyscy zamilkli i usiedli.

Tak powtórzył Knot, przerzucając leżące przed nim notatki. No więc... zarzuty. Tak.

Wyciągnął ze stosu arkusz pergaminu, wziął głęboki oddech i zaczął czytać:

Zarzuty wobec oskarżonego brzmią, jak następuje: drugiego sierpnia bieżącego roku, o godzinie dziewiątej dwadzieścia trzy wieczorem, oskarżony celowo, z rozmysłem i z pełną świadomością łamania prawa, otrzymawszy uprzednio z Ministerstwa Magii pisemne ostrzeżenie przypominające mu o nielegalności takich poczynań, użył Zaklęcia Patronusa na obszarze zamieszkanym przez mugoli i w obecności mugola, co stanowi pogwałcenie paragrafu C dekretu z 1875 roku o Uzasadnionych Restrykcjach wobec Niepełnoletnich Czarodziejów, a także rozdziału trzynastego Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarów. Ty jesteś Harry James Potter, zamieszkały w Little Whinging w Surrey, przy Privet Drive numer cztery? zapytał, patrząc groźnie znad pergaminu na Harryego.

Tak.

Czy trzy lata temu otrzymałeś już oficjalne ostrzeżenie z ministerstwa na skutek nielegalnego użycia przez ciebie czarów?

Tak, ale...

Czy wyczarowałeś patronusa wieczorem drugiego sierpnia?

Tak, ale...

Wiedząc, że nie wolno ci używać magii poza szkołą, dopóki nie ukończysz siedemnastu lat?

Tak, ale...

Wiedząc, że znajdujesz się na terenie pełnym mugoli?

Tak, ale...

Będąc w pełni świadom, że w tym czasie w pobliżu ciebie znajduje się mugol?

TAK odpowiedział ze złością Harry ale zrobiłem to, ponieważ...

Czarownica z monoklem przerwała mu grzmiącym głosem:

Wyczarowałeś w pełni zdatnego do użytku patronusa?

Tak, ponieważ...

Cielesnego patronusa?

Ee... co? zdziwił się Harry.

Czy twój patronus miał wyraźnie określoną postać? To znaczy... nie był tylko czymś w rodzaju strzępu mgły lub dymu?

Tak odrzekł Harry, czując jednocześnie zniecierpliwienie i rozpacz. To był jeleń, to zawsze jest jeleń.

Zawsze? zagrzmiała pani Bones. To znaczy, że już przedtem wyczarowałeś patronusa?

Tak. Robiłem to przez cały rok...

I masz piętnaście lat, tak?

Tak, i...

I nauczyłeś się tego w szkole?

Tak, profesor Lupin nauczył mnie tego w trzeciej klasie, bo...

Jestem pełna podziwu powiedziała pani Bones, obrzucając go zaciekawionym spojrzeniem. Prawdziwy patronus w tym wieku... no, no, to naprawdę wyczyn.

Część członków sądu znowu zaczęła pomrukiwać i szeptać, niektórzy potakiwali, ale inni siedzieli nachmurzeni i kręcili głowami.

Nie zajmujemy się tutaj budzącymi podziw osiągnięciami uczniów powiedział Knot rozdrażnionym tonem ale przypadkiem jawnego złamania prawa. Powiem więcej: im większe wrażenie budzi takie nielegalne użycie czarów, tym gorzej, biorąc pod uwagę fakt, że ten chłopak zrobił to na oczach mugola!

Ci, którzy siedzieli nachmurzeni, zaczęli głośno potakiwać, ale dopiero na widok Percyego, który z świętoszkowatą miną pokiwał głową, Harry nie wytrzymał.

Zrobiłem to z powodu dementorów! prawie krzyknął, zanim ktokolwiek zdołał mu znowu przerwać.

Spodziewał się kolejnej fali szeptów, ale na sali zaległa głucha cisza.

Dementorów? powtórzyła po chwili milczenia pani Bones, podnosząc brwi tak wysoko, że mało brakowało, a monokl wypadłby jej z oczodołu. Co to znaczy?

To znaczy, że w alejce było dwóch dementorów, którzy zaatakowali mnie i mojego kuzyna!

Ach... mruknął Knot ze zjadliwym uśmiechem i popatrzył po członkach Wizengamotu, jakby usłyszał dobry dowcip. Tak. Tak, spodziewałem się, że coś takiego usłyszę.

Dementorzy w Little Whinging? zdumiała się pani Bones. Nie rozumiem...

Nie rozumiesz, Amelio? zapytał Knot, wciąż uśmiechając się ironicznie. Pozwól, że ci wyjaśnię. Ten chłopiec dobrze to sobie przemyślał i uznał, że dementorzy to świetna wymówka. Wprost idealna. Mugole nie mogą zobaczyć dementorów, prawda, chłopcze? To bardzo wygodne, bardzo wygodne... Więc mamy tylko twoje słowa i żadnych świadków...

Ja nie kłamię! zawołał Harry, przekrzykując cichy gwar. Było ich dwóch, każdy nadchodził z innego końca alejki, zrobiło się ciemno i zimno, a mój kuzyn wyczuł ich i zaczął uciekać, i...

Dosyć! Dosyć! przerwał mu Knot i dodał z pogardliwym uśmieszkiem: Przykro mi, ale muszę przerwać tę fascynującą opowieść. Jestem pewny, że byłaby barwna i szczegółowa, ale...

Dumbledore odchrząknął głośno. Zapadła cisza.

Mamy świadka, który może potwierdzić obecność dementorów na tej alejce oświadczył spokojnie. Świadka, którym nie jest Dudley Dursley, rzecz jasna.

Pulchna twarz Knota nagle obwisła, jakby uszło z niej powietrze. Przez chwilę patrzył na Dumbledorea, a potem wziął głęboki oddech, wyprostował się i powiedział:

Obawiam się, że nie mamy czasu na dalsze wysłuchiwanie tych wyssanych z palca opowiastek. Pragnę szybko doprowadzić tę sprawę do końca i...

Może się mylę przerwał mu beztrosko Dumbledore ale wydaje mi się, że zgodnie z Kartą Praw Wizengamotu oskarżony ma prawo powoływania świadków na swą obronę, czyż nie? Czy nie taka jest linia postępowania Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, pani Bones? zwrócił się do czarownicy z monoklem.

Racja przyznała pani Bones. Święta racja.

Och... no dobrze, już dobrze wycedził Knot. Gdzie jest ten świadek?

Przyprowadziłem go ze sobą odrzekł Dumbledore. Jest za drzwiami. Mam go...

Nie... Weasley, ty idź po świadka Knot warknął na Percyego, który zerwał się natychmiast, zbiegł po kamiennych stopniach i przeleciał obok Dumbledorea i Harryego, nie patrząc na nich.

W chwilę później wrócił, prowadząc panią Figg. Wyglądała na przestraszoną i jeszcze bardziej stukniętą niż zwykle. Harry jęknął w duchu na widok jej kapci w kratkę.

Dumbledore wstał i wskazał pani Figg swój fotel, po czym wyczarował dla siebie drugi.

Imiona i nazwisko? burknął Knot, gdy pani Figg przysiadła lękliwie na brzegu fotela.

Arabella Doreen Figg odpowiedziała roztrzęsionym głosem.

Kim pani właściwie jest? zapytał lekceważącym tonem Knot.

Jestem mieszkanką Little Whinging, mieszkam blisko Harryego Pottera.

Poza Harrym Potterem nie mamy w rejestrach żadnej czarownicy ani żadnego czarodzieja mieszkającego w Little Whinging oznajmiła natychmiast pani Bones. Monitorujemy sytuację bardzo dokładnie, biorąc pod uwagę... pewne wydarzenia z przeszłości.

Jestem charłakiem powiedziała pani Figg więc nie dziw, że nie ma mnie w rejestrze, prawda?

Charłakiem? powtórzył Knot, przyglądając się jej podejrzliwie. Sprawdzimy to. Zostawi pani szczegółowe dane mojemu asystentowi, Weasleyowi. A propos, czy charłak może zobaczyć dementora? dodał, spoglądając po siedzących po jego obu stronach członkach Wizengamotu.

No pewnie, że możemy! oburzyła się pani Figg.

Knot znowu na nią popatrzył z uniesionymi brwiami.

No dobrze powiedział chłodno. Co świadek ma do powiedzenia w tej sprawie?

Wyszłam kupić pokarm dla kotów w sklepie na rogu przy końcu Wisteria Walk, krótko po dziewiątej wieczorem drugiego sierpnia wyrecytowała pani Figg, jakby się tego wszystkiego wyuczyła na pamięć kiedy usłyszałam hałas dochodzący z alejki pomiędzy Magnolia Crescent a Wisteria Walk. Kiedy doszłam do alejki, zobaczyłam dementorów biegnących...

Biegnących? przerwała jej pani Bones ostrym tonem. Dementorzy nie biegają, oni szybują nad ziemią.

To właśnie miałam na myśli powiedziała pani Figg, a na jej zwiędłych policzkach pojawiły się różowe plamy. Szybowali alejką ku dwóm chłopcom.

Jak wyglądali? zapytała pani Bones, mrużąc oczy tak, że krawędzie monokla zginęły pod fałdami skóry.

No... jeden był taki duży i gruby, a drugi raczej chudy...

Nie, nie przerwała jej niecierpliwie pani Bones. Dementorzy... Ich proszę opisać.

Och... Teraz różowa plama rozlała się na jej szyję. Byli wielcy. Wielcy i w pelerynach.

Harry poczuł okropny ucisk w brzuchu. To, co mówiła pani Figg, brzmiało tak, jakby widziała najwyżej obrazek przedstawiający dementora, a obrazek nigdy nie odda tego, czym są te istoty: niesamowitego sposobu, w jaki się poruszają, sunąc w powietrzu parę cali nad ziemią, odoru zgnilizny, jaki wydzielają, okropnego, świszczącego odgłosu, jaki wydają, wsysając powietrze... Przysadzisty czarodziej z wielkimi czarnymi wąsami, siedzący w drugim rzędzie, pochylił się ku swojej sąsiadce, czarownicy o kędzierzawych włosach i szepnął coś do niej. Parsknęła śmiechem i kiwnęła głową.

Wielcy i w pelerynach powtórzyła chłodno pani Bones, a Knot prychnął ironicznie. Rozumiem. Coś jeszcze?

Tak odpowiedziała pani Figg. Czułam ich. Zrobiło się zimno, a to był bardzo ciepły letni wieczór. I czułam... tak jakby całe szczęście uciekło ze świata... i przypomniałam sobie... straszne rzeczy...

Głos jej się załamał i umilkła.

Oczy pani Bones rozszerzyły się lekko. Harry dostrzegł czerwony ślad pod jedną z brwi, tam, gdzie wbił się uprzednio monokl.

Co ci dementorzy zrobili? zapytała, a Harry poczuł przypływ nadziei.

Rzucili się na chłopców odpowiedziała pani Figg o wiele głośniej i bardziej przekonującym tonem, a rumieniec znikł z jej twarzy. Jeden z chłopców upadł. Drugi cofał się, próbując powstrzymać dementora. To był Harry. Próbował dwa razy, ale wyczarował tylko strzęp srebrnej mgiełki. Za trzecim razem wyczarował patronusa, który natarł na pierwszego dementora, a potem, zachęcony okrzykiem Harryego, odpędził drugiego dementora od jego kuzyna. No więc... więc to właśnie się wydarzyło zakończyła nieco kulawo pani Figg.

Pani Bones patrzyła na nią w milczeniu, natomiast Knot grzebał w swoich papierach. W końcu podniósł wzrok i zapytał trochę napastliwym tonem:

Więc to właśnie pani widziała, tak?

To właśnie się wydarzyło powtórzyła pani Figg.

Dobrze rzekł Knot. Świadek jest wolny.

Pani Figg przeniosła wystraszone spojrzenie z Knota na Dumbledorea, po czym wstała i poczłapała do drzwi. Harry usłyszał, jak zatrzasnęły się za nią z łoskotem.

Nie bardzo przekonujący świadek stwierdził wyniośle Knot.

Och, dla mnie to nie takie oczywiste... zadudnił głos pani Bones. Opisała skutek ataku dementora bardzo dokładnie. I trudno sobie wyobrazić, dlaczego miałaby opowiadać, że ich widziała, gdyby ich nie widziała...

Dementorzy wałęsający się po podmiejskim osiedlu mugolskim i dziwnym zbiegiem okoliczności trafiający na czarodzieja... prychnął Knot. Prawdopodobieństwo bardzo, bardzo znikome, nawet Bagman by się nie założył...

Och, nie sądzę, by ktoś z nas uwierzył, że dementorzy znaleźli się tam przypadkowo rzucił niedbale Dumbledore.

Czarownica siedząca na prawo od Knota, z twarzą w cieniu, poruszyła się lekko, ale reszta siedziała nieruchomo, milcząc.

Niby co miała znaczyć ta uwaga? zapytał chłodno Knot.

A to, że według mnie zostali tam wysłani odrzekł Dumbledore.

A ja myślę, że gdyby ktoś wysłał dwóch dementorów, żeby sobie pospacerowali po Little Whinging, to w aktach byłaby na ten temat stosowna notatka!

Niekoniecznie odparł spokojnie Dumbledore. Może nastały takie czasy, że dementorzy słuchają rozkazów kogoś innego, kogoś spoza Ministerstwa Magii. Już ci przedstawiałem moje poglądy na ten temat, Korneliuszu.

Tak, przedstawiałeś warknął Knot ale nie mam powodów, by uważać twoje poglądy za coś innego jak brednie. Dementorzy są tam, gdzie być powinni, czyli w Azkabanie, i robią to, co im każemy.

Wobec tego musimy zadać sobie pytanie, dlaczego drugiego sierpnia ktoś z ministerstwa wysłał dwóch dementorów na alejkę w Little Whinging powiedział spokojnie, lecz bardzo wyraźnie Dumbledore.

W głuchej ciszy, jaka zapadła po tych słowach, czarownica siedząca po prawej stronie Knota wychyliła się do przodu tak, że Harry ujrzał wreszcie jej twarz.

Pomyślał, że wygląda jak wielka, blada ropucha. Była przysadzista, miała dużą, obwisłą twarz, szyję krótką jak wuj Vernon i bardzo szerokie usta. Oczy miała wielkie, okrągłe i lekko wyłupiaste. Nawet czarna aksamitna kokardka, przypięta na czubku głowy do jej krótkich, kędzierzawych włosów, przywodziła na myśl wielką muchę, którą miała właśnie schwytać swym długim, lepkim językiem.

Przewodniczący udziela głosu Dolores Jane Umbridge, starszemu podsekretarzowi w kancelarii ministra oznajmił Knot.

Ku zdumieniu Harryego, który spodziewał się ochrypłego rechotu żaby, czarownica przemówiła drżącym z przejęcia, piskliwym dziewczęcym głosikiem.

Jestem pewna, że musiałam pana źle zrozumieć, profesorze Dumbledore powiedziała ze sztucznym uśmiechem, choć jej wielkie okrągłe oczy nadal były zimne jak u gada. Czyżby pan sugerował, że Ministerstwo Magii wydało polecenie, by napaść na tego chłopca? Nie, to niemożliwe, musiało mi się coś pomylić!

Srebrzysty śmiech, którym zakończyła swą wypowiedź, sprawił, że Harryemu włosy zjeżyły się na karku. Kilku członków Wizengamotu również parsknęło śmiechem, choć widać było, że żadnego wcale to nie rozśmieszyło.

Jeśli to prawda, że dementorzy słuchają wyłącznie rozkazów Ministerstwa Magii powiedział spokojnie Dumbledore oraz że tydzień temu dwóch dementorów zaatakowało Harryego i jego kuzyna, to logiczny wydaje się wniosek, że ktoś z ministerstwa mógł wydać rozkaz, by go zaatakowano. Oczywiście ci dementorzy, o których mowa, mogli być poza kontrolą ministerstwa...

Nie ma żadnych dementorów poza kontrolą ministerstwa! warknął Knot, którego twarz przybrała kolor świeżej cegły.

Dumbledore skłonił lekko głowę.

A więc nie mam wątpliwości, że ministerstwo przeprowadzi drobiazgowe śledztwo, by uzyskać odpowiedź na pytanie, dlaczego dwóch dementorów znalazło się tak daleko od Azkabanu i dlaczego napadli na kogoś bez upoważnienia.

Nie do ciebie należy decydowanie o tym, co ministerstwo ma robić lub czego nie robić, Dumbledore! krzyknął Knot, a jego twarz przybrała teraz odcień karmazynu, z którego wuj Vernon na pewno byłby dumny.

To przecież oczywiste, że nie do mnie rzekł łagodnie Dumbledore. Ja tylko wyraziłem swoje przekonanie, że ta sprawa zostanie w pełni wyjaśniona.

Zerknął na panią Bones, która poprawiła sobie monokl, a potem znowu spojrzał na Knota, marszcząc lekko czoło.

Pragnę wszystkim przypomnieć, że zachowanie tych dementorów, jeśli rzeczywiście nie są wytworami wyobraźni tego chłopca, nie jest przedmiotem tego przesłuchania! powiedział Knot. Jesteśmy tutaj, żeby przesłuchać Harryego Pottera w sprawie pogwałcenia przez niego Dekretu o Uzasadnionych Restrykcjach wobec Niepełnoletnich Czarodziejów!

To też jest oczywiste zgodził się Dumbledore ale obecność tych dementorów w alejce jest bardzo istotna. Paragraf siódmy tego dekretu mówi, że w nadzwyczajnych okolicznościach niepełnoletni czarodziej może użyć magii w obecności mugoli, a skoro wśród tych nadzwyczajnych okoliczności wymienia się zagrożenie życia owego czarodzieja lub czarownic, czarodziejów i mugoli obecnych na miejscu zdarzenia...

Znamy paragraf siódmy, proszę sobie darować! warknął Knot.

Nie wątpię odparł Dumbledore uprzejmym tonem. Zgadzamy się więc, że Harry Potter użył Zaklęcia Patronusa w okolicznościach, które dokładnie odpowiadają owej nadzwyczajności, o której mowa w tym paragrafie?

Jeśli byli tam dementorzy, w co wątpię...

Słyszeliśmy zeznanie naocznego świadka przerwał mu Dumbledore. Jeśli są wątpliwości co do jego prawdomówności, trzeba go ponownie wezwać i przesłuchać. Jestem pewny, że pani Figg nie będzie miała nic przeciwko temu.

Ja... to... nie! wybuchnął Knot, przerzucając nerwowo papiery. To jest... Ja chcę tę sprawę zakończyć dzisiaj, Dumbledore!

Ale oczywiście zgodzisz się na przesłuchanie świadka nawet kilka razy, gdyby alternatywą miało być poważne pogwałcenie prawa.

Poważne pogwałcenie! ryknął Knot. Z całym szacunkiem, Dumbledore, czy zadałeś sobie trochę trudu, by zliczyć te wszystkie wyssane z palca banialuki, które opowiadał ten chłopiec, próbując zatuszować swoje wybryki polegające na oczywistym używaniu magii poza szkołą? Chyba zapomniałeś o Zaklęciu Swobodnego Zwisu, którego użył trzy lata temu...

To nie ja, to skrzat domowy! krzyknął Harry.

WIDZISZ? zagrzmiał Knot, wskazując teatralnym gestem na Harryego. Skrzat domowy! W domu mugoli! Pytam się...

Skrzat domowy, o którym mowa, jest obecnie zatrudniony w Hogwarcie przerwał mu Dumbledore. Mogę go tu natychmiast wezwać, gdybyś uznał, że jego zeznanie jest potrzebne.

Ja... nie... Nie mam czasu, by wysłuchiwać skrzatów domowych! A zresztą to nie jeden przypadek... Na miłość boską, on wydmuchał pod sufit swoją ciotkę! krzyknął Knot, waląc pięścią w pulpit i przewracając kałamarz.

A ty wspaniałomyślnie nie naciskałeś, by go postawić w stan oskarżenia, rozumiejąc, jak przypuszczam, że nawet najlepszy czarodziej nie zawsze jest w stanie panować nad swoimi emocjami rzekł spokojnie Dumbledore, podczas gdy Knot próbował wytrzeć atrament ze swoich notatek.

A jeszcze nie wspomniałem o tym, co wyprawia, kiedy jest w szkole...

Ponieważ ministerstwo nie może karać uczniów Hogwartu za ich nieodpowiednie zachowanie w szkole, postępowanie Harryego w szkole nie ma związku z tym przesłuchaniem powiedział Dumbledore, jak zwykle uprzejmie, ale nieco chłodniej.

Oho! Więc to nie nasz interes, co on wyrabia w szkole, tak? Tak sądzisz?

Ministerstwo nie może wyrzucić ucznia z Hogwartu, Korneliuszu. Przypomniałem ci o tym wieczorem drugiego sierpnia. Nie ma również prawa skonfiskowania mu różdżki, dopóki wykroczenie nie zostanie udowodnione, o czym ci również przypomniałem wieczorem drugiego sierpnia. Wydaje mi się, że w swoim godnym uznania gorliwym dążeniu, by stać na straży przestrzegania prawa, sam, zapewne nieumyślnie, zapominasz o niektórych przepisach prawnych.

Prawo można zmienić warknął Knot.

Oczywiście zgodził się Dumbledore, skłaniając głowę. I wydaje się, że właśnie tego dokonujesz, Korneliuszu. Powiedz mi, na przykład, dlaczego w ciągu zaledwie kilku tygodni od czasu, gdy usunięto mnie z Wizengamotu, stało się już zwyczajem, że przeprowadza się proces kryminalny w przypadku zwykłego użycia czarów przez niepełnoletnich czarodziejów?

Kilku członków Wizengamotu poruszyło się niespokojnie. Twarz Knota przybrała odcień brązowofioletowy. Ropuchowata czarownica po jego lewej stronie wpatrywała się w Dumbledorea z twarzą pozbawioną wyrazu.

Jeśli się nie mylę ciągnął Dumbledore nie ma jeszcze takiego prawa, które by głosiło, że ten sąd może ukarać Harryego za każde zaklęcie, jakie kiedykolwiek na kogoś czy na coś rzucił. Został mu przedstawiony określony zarzut, a on przedstawił argumenty na swoją obronę. I jemu, i mnie pozostaje tylko czekać na werdykt.

Dumbledore ponownie zetknął palce i zamilkł. Knot obrzucił go wściekłym spojrzeniem. Harry zerknął na Dumbledorea, oczekując jakiegoś sygnału otuchy, bo wcale nie był pewny, czy dyrektor dobrze postąpił, wzywając Wizengamot do szybkiego podjęcia decyzji. Dumbledore jednak i tym razem nie zwracał na niego uwagi. Patrzył spokojnie na ławy sędziowskie, z których dochodził teraz przytłumiony gwar gorączkowej wymiany zdań.

Harry wbił wzrok w swoje stopy. Wydawało mu się, że serce nagle urosło mu w piersiach i tłucze się głośno o żebra. Spodziewał się, że przesłuchanie potrwa o wiele dłużej. Miał wątpliwości, czy zrobił dobre wrażenie. Właściwie niewiele powiedział. Dręczyło go poczucie, że powinien wyjaśnić im lepiej całe to zdarzenie, opowiedzieć, jak się przewrócił i jak mało brakowało, a on i Dudley zostaliby obdarzeni straszliwym pocałunkiem...

Dwukrotnie spojrzał na Knota i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale nabrzmiałe serce uciskało mu przewód oddechowy, więc za każdym razem nabierał tylko powietrza w płuca i z powrotem wbijał wzrok w buty.

Wreszcie szepty umilkły. Harry chciał spojrzeć na sędziów, ale stwierdził, że przyglądanie się swoim butom jest o wiele łatwiejsze.

Niech podniosą rękę ci, którzy uważają, że oskarżonego trzeba oczyścić ze wszystkich zarzutów! zadudnił głos pani Bones.

Harry poderwał głowę. Zobaczył wiele podniesionych rąk... Więcej niż połowa! Oddychając szybko, zaczął liczyć, ale zanim skończył, pani Bones oznajmiła:

Teraz ci, którzy uważają, że oskarżonemu udowodniono przewinienie!

Knot natychmiast podniósł rękę, a za nim zrobił to z tuzin innych sędziów, w tym czarownica po jego prawej stronie, czarodziej z sumiastymi wąsami i kędzierzawa czarownica w drugim rzędzie.

Knot, który wyglądał jakby mu coś utkwiło w gardle, rozejrzał się, a potem opuścił rękę. Dwukrotnie głęboko odetchnął, po czym powiedział głosem zniekształconym przez ledwo powstrzymywaną wściekłość:

No dobrze już... dobrze... Oczyszczony ze wszystkich zarzutów.

Wspaniale rzekł dziarskim tonem Dumbledore, po czym zerwał się, wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem unicestwił oba fotele. No, na mnie już czas. Moje uszanowanie państwu.

I, nie spojrzawszy nawet na Harryego, pospiesznie opuścił loch.

 






:


: 2018-11-11; !; : 172 |


:

:

, ; , .
==> ...

1915 - | 1698 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.101 .