Dziewczyna zajrzała do prawego ucha staruszki i przestraszyła się.
Co tam zobaczyłaś? — zapytała staruszka.
Babciu, w twoim uchu siedzi jakaś dziewczyna.
To czemu jej nie zawołasz? Zawołaj ją, ona ci pomoże. Ucieszyła się najmłodsza siostra i zawołała tamtą dziewczynę do pomocy. Wtem z ucha staruszki wyskoczyła nie jedna, tylko aż cztery młode dziewczęta. Wszystkie zabrały się do roboty: wygniatają skóry, skrobią, kroją, zeszywają. Pięć robotnic to nie to samo co jedna, wszystko uszyły w mig.
Wtedy staruszka schowała swoje cztery córki do ucha i wyszła z jurty.
Wieczorem Kotura wrócił z polowania i pyta:
Uszyłaś wszystko, co ci kazałem?
Uszyłam.
Pokaż, to obejrzę i przymierzę.
Pomacał Kotura odzież — skóry miękkie. Nałożył na siebie — wszystko w sam raz. Nie za wąskie, nie za szerokie, skrojone w miarę, zeszyte mocno i równo. Uśmiechnął się i powiada:
Spodobałaś mi się. Mojej matce i moim czterem siostrom także się podobasz. Pracujesz dobrze. I dzielna jesteś, przyszłaś odważnie w taką wichurę i zamieć, żeby twój lud nie zginął. Bądź moją żoną! Zostań w mojej jurcie.
Zaledwie to powiedział, w całej tundrze wicher przestał wiać, śnieg przestał padać i zawierucha ucichła. Ludzie zamiast się kryć i marznąć, powychodzili ze swoich jurt i cieszyli się.
Staruszek wyszedł także z jurty. Uśmiechnął się. Wiedział, że jego ukochana córka ocalała.
RAK NIEBORAK
Lezie rak-nieborak. Coś mu się pomyliło — zamiast do swojej jamki pod kamieniem, zalazł aż do wsi.
Ludzie z tej wsi nigdy jeszcze nie widzieli raka. Bardzo się zdziwili i przestraszyli.
Co to za zwierzę — pytali jedni drugich — co ma tyle nóg i chodzi w przód i w tył, i taki pancerz ma na sobie?
Wysunął się z gromady jakiś mędrek i powiedział:
Czy nie widzicie, że nosi przed sobą dwie pary nożyczek? To nie zwierzę, to krawiec.
Wieśniacy ucieszyli się. Stary krawiec niedawno umarł, a młody umiał tylko szyć, ale nie umiał skroić ubrania. Przyda się krojczy.
Rozłożyli kawał sukna na stole, posadzili na nim raka i patrzą, co będzie.
Biedny rak chciałby znaleźć swoją rzeczkę, chciałby uciec. Łazi po suknie to w tę stronę, to w tamtą. To otwiera kleszcze, to znów zamyka.
Oho — mówią ludzie — krawiec nam pokazuje, gdzie mamy krajać.
Tną za rakiem, ciach — mach! Pocięli całe sukno na drobne kawałki i teraz dopiero zrozumieli, że je popsuli.
Ach, ty nicponiu — zaczęli wykrzykiwać potrząsając pięściami nad rakiem — oszukałeś nas! Nie ujdzie ci to na sucho.
Sołtys chciał raka chwycić, ale przestraszony rak jak go nie utnie nożycami! Sołtys wrzasnął:
Ratujcie, dobrzy ludzie, bo mnie zamorduje!
Chłopi odczepili raka i zaraz urządzili nad nim gromadzki sąd.
Wyrok zapadł taki:
Nikt z nas nie wie, co to za zwierzę. Ale oszukało nas, bo udawało krawca, a wcale nie jest krawcem. Na dodatek próbowało uciąć palec samemu sołtysowi. Więc chociaż nie wiemy, jak się nazywa, wiemy, że to jest oszust i rozbójnik. Skazujemy go na śmierć przez utopienie.
Podsunęli rakowi pod nos deskę, a kiedy rak na nią wlazł, zanieśli go ostrożnie na most.
Cała gmina zeszła się nad rzekę, żeby się przyjrzeć, co teraz będzie.
Przechylili deskę nad wodą i — chlup! rak spadł do rzeki.
Ktoś z tłumu krzyknął:
Dobrze mu tak!
Tymczasem rak dał co prędzej nurka na dno. Schował się do jamki i zawołał:
No, nareszcie jestem w domu! Jacy to zacni ludzie, że mnie odnieśli z powrotem do rzeki!
CZWORO PRZYJACIÓŁ
W dalekim, dalekim kraju płynęła rzeka. Nad jednym jej brzegiem stał wysoki, gęsty las. Nad drugim była łączka. Dokoła łączki rosły krzaki i drzewa.
Pośrodku była norka, a w tej norce mieszkała polna mysz z my szatkami.
Mysz bardzo kochała swoje dzieci. Przynosiła im smaczne rzeczy do jedzenia. Wyprowadzała je na spacer. Opowiadała im bajki.
A kiedy wychodziła sama, bez nich, to mówiła:
Teraz posiedźcie grzecznie w norce i nigdzie nie wychodźcie beze mnie, bo jesteście za małe. Mogłoby was coś zjeść.
Nad rzeką, na skraju łączki, mieszkał żółw. Mógł chodzić po ziemi i pływać w wodzie. Grzał się na słońcu, a potem chlup! do wody i pływa. A jak ma dosyć pływania, to wyłazi na brzeg i znów grzeje się na słońcu albo śpi pod krzakiem. Taki to był ten żółw.
Mysz z początku bała się żółwia, ale potem zaprzyjaźniła się z nim. Wieczorem, kiedy pokładła myszątka spać, przychodziła nad rzekę. Żółw wyłaził z wody i zaczynały się wieczorne pogwarki.
Na wysokim drzewie nad łączką mieszkał stary kruk. Widział nieraz, jak mysz i żółw rozmawiali sobie nad rzeką, ale nie słyszał, co mówili. Bardzo był tego ciekaw.
Raz nie wytrzymał z ciekawości i sfrunął na brzeg rzeki. Żółw i mysz przestraszyli się i chciały uciekać, ale kruk powiedział: