Gospodarz wyskoczył z domu za nim i wołał:
Poczekajcie, kapitanie! Nie wiecie jeszcze, jak się młynek zatrzymuje. Wróćcie się, to wam pokażę.
Ale tamten nie słuchał i nie oglądał się za siebie. Bał się, że gospodarz może się rozmyślił i dlatego odwołuje go z powrotem.
Wbiegł na statek, podniósł co prędzej kotwicę, rozwinął żagle i odpłynął.
Kiedy znalazł się na pełnym morzu, postanowił od razu wypróbować swój młynek i kazał mu mleć sól. Posłuszny młynek zatrząsł się, zaterkotał i zaczął pracować tak gorliwie, że wnet napełnił kapitanowi skład na dnie statku. Ale sypał sól i sypał dalej bez ustanku, choć kapitan próbował go zatrzymać na wszelkie sposoby.
Statek zasypany solą byłby zatonął pod ciężarem, więc kapitan z wielkim żalem musiał wrzucić młynek do morza, żeby się ratować.
Teraz młynek leży na dnie i wciąż miele sól, a fale roznoszą tę sól po wszystkich morzach świata.
SPRYTNY LISEK
Kiedy przyszła wiosna i lody spłynęły, młody lis pomyślał jak by to zrobić, żeby zjeść świeżą rybkę.
Wtem patrzy: strumieniem płynie belka, a' na niej siedzą dwie mewy.
Co wy tam robicie? — zapytał lisek.
Owimy ryby.
Weźcie mnie z sobą.
To skacz!
Lisek skoczył. Belka się odwróciła, mewy poleciały, a lisek wpadł do wody. Strumień płynął do morza i poniósł liska z sobą.
Płynie lisek po morzu, rozgląda się — nic, tylko woda dookoła.
No, moje łapy, wiosłujcie — mówi odważnie. — A ty ogonie, steruj.
Płynie lis jak łódka, łapy wodę zagarniają, ogon kręci się to w tę stronę, to w tamtą. Ale steruje na pełne morze, bo lis zapomniał ogonowi powiedzieć, żeby skierował go do brzegu.
Rozgląda się lis, a ziemi wciąż nie widać. Wypłynął na środek morza i wcale nie wie, co dalej. Wtem patrzy: zbliża się foka.
Gdzieżeś ty zapłynął? — pyta foka. — Chyba zabłądziłeś na morzu.
Tak sobie pływam — mówi lis. — Ale zmęczyłem się już. Może mnie podwieziesz do brzegu? Jesteś taka duża, to ci nie będzie ciężko.
Kiedy mi nie po drodze, śpieszę w inną stronę. Płyń sam.
Popatrzył zmęczony lisek naokoło, nigdzie żywego stworzenia, tylko ta foka nieżyczliwa. A on tak nie chciał utonąć! Foka zapytała:
Czego się rozglądasz?
Chciałem zobaczyć, czy nikt inny tu nie pływa, tylko ty jedna. Widać morskie zwierzęta wyginęły.
Nieprawda! — zawołała foka obrażona. — Pełno nas w morzu, fok i morsów, i wielorybów, tylko nas nie widać, bo-pływamy głębiej albo gdzieś daleko. Z pewnością nas jest więcej niż lisów.
Naprawdę? Nie wierzę, póki sam nie zobaczę. Płynę tyle czasu, byłbym kogoś spotkał, ktoś by mi pomógł.
Jak nie wierzysz, to ci pokażę i sam nas policzysz.
Dobrze — zgodził się lisek. — Zwołaj wszystkie morskie zwierzęta z tej okolicy, niech się ustawią rzędem aż do brzegu.
Foka dała nurka i po chwili wypłynęło nieprzeliczone mnóstwo-morsów z wielkimi kłami, fok, olbrzymich wielorybów. Wszystkie ustawiły się szeregiem, a lisek pobiegł po ich grzbietach jak po moście i liczył:
Jedna foka, dwie foki, trzy foki... Jeden mors, dwa morsy„ trzy morsy... Jeden wieloryb, dwa wieloryby, trzy wieloryby...
Tak dobiegł do brzegu. Wyskoczył na ląd, prychnął, otrząsnął się z wody i zawołał do tej foki, która nie chciała go przenieść:
Prawdę powiedziałaś! Dużo was tu w morzu mieszka i dużo macie czasu, kiedy mogłyście zrobić taki długi most. Tylko jak ktoś potrzebuje pomocy, to albo nikogo nie ma, albo mu nie po drodze.
Zdjął kożuszek i rozłożył na kamieniu, a ogon zawiesił na krzaku, żeby prędzej wyschły.
BIAŁY WRÓBEL
Zdarzyła się kiedyś dziwna rzecz: wykluł się z jajeczka biały wróbel.
Kiedy podrósł, okazało się, że jest bardzo dzielny i ładniejszy od szarych. Ale tamtym się nie podobał, bo był inny niż one. Wcale nie chciały się z nim zadawać.
Jak tu żyć bez przyjaciół? Biały wróbel poleciał do niedźwiedzia i zapytał:
Misiu, czy chcesz być moim przyjacielem?
Nie potrzebuję żadnego, sam jestem sobie przyjacielem — mruknął niedźwiedź.
Wilk też nie chciał, jeszcze zęby wyszczerzył.
Koń odpowiedział, że jest za duży, żeby się przyjaźnić z takim maleństwem.