.


:




:

































 

 

 

 


Siadła na ławie i zaczęła płakać.




Wtem kociołek, który stał przed nią na stole, poprosił cichutko:

Wyczyść mnie, wyczyść mnie, wyczyść mnie...

Przestała płakać, ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy, potem skoczyła po szmatkę, nagarnęła na nią popiołu spod blachy i zaczęła czyścić kociołek. Tarła go, tarła, aż błysnął jak srebrny. Wtedy powiedział:

Skoczę, skoczę, skoczę...

Dokąd skoczysz, kochany kociołku?

Skoczę do bogatego gospodarza i przyniosę to, czego wam potrzeba.

Zeskoczył ze stołu, przesadził próg i hop! hop! hop! pobiegł bokiem gościńca, wzdłuż rowu.

Bogata gospodyni właśnie zamiesiła słodkie, tłuste ciasto na kołacze, a ono tak urosło, że chciało wykipieć z dzieży. Rozglądała się więc po kuchni za jakimś naczyniem, do którego mogłaby część ciasta przełożyć.

Tymczasem kociołek wskoczył cichutko do kuchni i stanął obok dzieży. Gospodyni popatrzyła na niego i zastanowiła się. Czyj to taki zgrabny, błyszczący kociołek? Nie mój, to pewne. Ktoś go tu widać postawił i zapomniał zabrać. Ale to nic, wezmę go sobie, bo mi się przyda. Nikt tego przecież nie widzi".

Nałożyła pełno ciasta do kociołka i odwróciła się, żeby wymieść żar z pieca. Kociołek zamruczał cichutko:

Skoczę, skoczę, skoczę... i wyskoczył z kuchni na podwórze, z podwórza na gościniec, a gościńcem hop! hop! hop! przycwałował do chatki biedaków.

Przeskoczył próg i stanął.

Patrz, mężu, co kociołek nam przyniósł zawołała staruszka i klasnęła w ręce. Skąd on to wziął? Chyba gospodyni przypomniała sobie o nas i przysłała nam część swojego ciasta, ona zawsze piekła wyborne kołacze.

Staruszek zabrał się zaraz do rozpalania w piecu, żeby żona mogła ciasto upiec. Dawno nie jedli takich pyszności.

Bogata gospodyni bała się gniewu męża, więc nie powiedziała mu, że zjawił się tajemniczy kociołek i uciekł z ciastem.

Nazajutrz rano, skoro świt, kociołek zeskoczył z półki, stanął obok łóżka i poprosił staruszkę:

Wyczyść mnie, wyczyść mnie, wyczyść mnie!

Staruszka tak go wypucowała szmatkami, że błyszczał jeszcze piękniej niż za poprzednim razem. Kociołek zawołał:

Skoczę! Skoczę! Skoczę!

Dokąd skoczysz, kochany kociołku?

Skoczę do bogatego gospodarza i przyniosę, czego wam potrzeba.

Przesadził próg i hop! hop! hop! pobiegł skrajem gościńca.

U gospodarza po całym podwórzu rozlegały się miarowe uderzenia cepów, to parobcy młócili pszenicę na klepisku. Sam gospodarz wysypiał się jeszcze pod pierzyną, ale oni zdążyli już namłócić tyle zboża, że nie mieli gdzie go zsypywać.

Kociołek wskoczył cichutko i stanął pod ścianą stodoły. Wydął się, napęczniał i zrobił się wielki jak piec.

Patrzaj no zawołał jeden z parobków ślepi byliśmy, czy co, żeśmy tego kotła nie widzieli? Martwimy się, gdzie sypać, a tu stoi kocioł wielki jak byk i czeka.

Nasypali do kotła pszenicy po brzegi i zabrali się z powrotem do młocki. Kocioł mruknął sam do siebie:

Skoczę, skoczę, skoczę...

Wyskoczył ze stodoły za plecami młocarzy i pobiegł do chaty biedaków.

Staruszkowie czekali na powrót kociołka i spodziewali się czegoś dobrego. Ale kiedy wtoczyło się na ich podwórko olbrzymie kotlisko, aż im dech zaparło z wrażenia. Staruszek wspiął się na palce, zajrzał do środka i zawołał:

Pełen pszenicy, najdorodniejszej pszenicy! To chyba nasz gospodarz przypomniał sobie, że nam nie wypłacił ordynarii i przysyła ją teraz.

Jego żona śmiała się z radości. Wiedziała, że przez całą zimę nie zaznają głodu.

Kiedy go opróżnili, kociołek zrobił się znowu mały i grzecznie wskoczył na półkę.

Parobcy bali się gospodarza, więc mu się nie przyznali, że tajemniczy kocioł wyniósł część pszenicy.

Na trzeci dzień rano staruszka już nie czekała, aż kociołek poprosi, żeby go wyczyściła. Zaledwie wstała, tarła go szmatkami poty, aż zabłysnął jak księżyc w pełni.

Kociołek zawołał wesoło:

Skoczę! Skoczę! Skoczę!

Dokąd skoczysz, kochany kociołku?

Skoczę do bogatego gospodarza i przyniosę, czego wam potrzeba.

Przesadził próg i pobiegł tak prędko, że zakurzyło się za nim na gościńcu.

Gospodarz był sam w swojej izbie. Zamknął drzwi na zasuwę, ale zapomniał zamknąć dokładnie okno i zostawił je uchylone. Siedział na ławie i liczył swoje pieniądze.

Tylu złodziei kręci się po świecie, lepiej złoto zakopać nocą nic nikomu nie mówiąc, nawet żonie, bo rozgada. Ale w czym zakopać? Póki było pod łóżkiem, mogłem je trzymać w skrzynce zamkniętej na kłódkę, ale w ziemi skrzynka zgnije".

Tymczasem kociołek uchylił okno szerzej, wskoczył cicho do izby i stanął na ławie obok gospodarza. Kiedy ten go spostrzegł, zdziwił się bardzo.,,Skąd on się tu wziął?", zastanawiał się. Ja takiego kociołka nie miałem. Ale to nic, że nie mój. Wezmę go sobie, bo mi się przyda".

Podczas gdy gospodarz sypał do niego złote monety, kociołek ani drgnął. Ale kiedy poczuł, że jest pełny po brzegi, brzęknął pieniędzmi i zawołał:





:


: 2017-01-28; !; : 305 |


:

:

, ; , .
==> ...

1962 - | 1747 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.011 .