.


:




:

































 

 

 

 


Czasem Twardowski potrafił wywołać ducha zmarłej osoby nawet bez lustra, tak że ukazywała się na chwilę pośród żywych.




Właśnie w tym czasie zmarła królowi umiłowana małżonka, piękna Barbara Radziwiłłówna. Zygmunt August nie mógł pocieszyć się po tej stracie wychudł, pobladł, obawiano się o życie młodego króla. Zwierzył się kiedyś dworzanom, że dałby nie wiedzieć co, byle mógł choć przez chwilę zobaczyć ducha Barbary.

Dworacy sprowadzili wróżów, obiecali im wspaniałe nagrody, czarodzieje próbowali rozmaitych zaklęć i sztuk wszystko na próżno.

Wtem zjawił się nie wołany mistrz Twardowski. Obawiano się wzywać go z powodu jego konszachtów z mocami piekielnymi, ale kiedy przyszedł i oświadczył, że gotów jest ukazać królowi jego zmarłą małżonkę, Zygmunt August koniecznie chciał go wypróbować.

Twardowski ostrzegał króla:

Miłościwy panie, gdyby wasza królewska mość poruszyła się z miejsca albo wyrzekła bodaj jedno słowo, nie ręczę za życie waszej królewskiej mości.

Król obiecał zastosować się do tej przestrogi.

Jakich zaklęć, czarodziejskich narzędzi i magicznych figur użył Twardowski do pomocy, nie wiadomo. Dość, że podobno z mroków komnaty powoli wystąpił cień młodej zmarłej. A króla ogarnęło takie wzburzenie, taka żałość, że zerwał się z fotela i chciał podbiec do zjawy.

Twardowski ledwo zdążył przytrzymać króla za ramiona, ale cień Barbary rozwiał się natychmiast.

Przyszedł wreszcie czas, gdy Twardowski się zestarzał. Coraz mniej mógł korzystać z różnych uciech, których dostarczał mu diabeł. Bo jakże tu używać życia, gdy po kościach człowieka strzyka, grzbiet chyli się ku ziemi, słuch zawodzi i wzrok się mąci?

Diabeł wiadomo pragnąłby jak najprędzej ukończyć służbę i porwać Twardowskiego. Cieszył się więc, że czarnoksiężnik się starzeje i zapewne niedługo umrze. Ale sam Twardowski wcale nie miał ochoty umrzeć i dostać się do piekła.

Był z niego ryzykant, więc postanowił w tajemnicy popróbować sztuki, o której wyczytał w starej księdze.

Kazał uczniowi rozgłosić wszędzie nowinę o śmierci swego mistrza, a sam w największej tajemnicy wyciskał soki z ziół, sporządzał wywary i maście.

Potem wypił jeden z naparów i zapadł w głęboki sen. Wtedy uczeń posiekał jego ciało na drobne kawałki, natarł je maściami i polał sokiem z ziół, jak mu Twardowski nakazał. Następnie złożył ciało z powrotem, ale w trumnie, na posłaniu z wiórów.

Wiadomo było, że czarnoksiężnik żył z biesem w komitywie, toteż nikt nie szedł za jego trumną oprócz tego jednego ucznia. Pochowano go nie na cmentarzu, tylko za murem, na nie poświęcanej ziemi.

Twardowski przed śmiercią powiedział był uczniowi tak:

Masz czekać od chwili mojego pogrzebu trzy lata, siedem miesięcy, siedem dni i siedem godzin. Nastanie wtedy północ, a księżyc świecić będzie w pełni. Weźmiesz rydel i pójdziesz na mój grób, ale sam jeden, w tajemnicy. Rozkopiesz mogiłę, zapalisz nad trumną siedem świec i otworzysz ją. Jeżeli wszystko się uda, to w trumnie znajdziesz mnie żywego.

Uczeń zrobił jak kazał mistrz. Skoro nadszedł dzień wyznaczony, zabrał łopatę, zabrał świece i poszedł na grób Twardowskiego.

Z początku pracował przy świetle księżyca. Kiedy rydel uderzył już o wieko trumny, uczeń zapalił świece i przy ich migotliwych płomykach odgarnął ziemię, odsłonił wieko, podważył je i uniósł.

W trumnie na posłaniu z kwitnących fiołków i macierzanki leżało maleńkie niemowlę...

Zdumiał się uczeń. Co tu robić? Mistrz nie zezwolił przypuścić nikogo do tajemnicy, więc uczeń zrzucił kapotę, zawinął w nią niemowlę, a zasypawszy dół z powrotem ziemią dla niepoznaki, zabrał dziecię do domu i zamknął je w tajemniczej komnacie Twardowskiego.

Uczeń pielęgnował dziecko troskliwie, a ono po siedmiu dniach zaczęło mówić i po siedmiu miesiącach stało się dorosłym młodzieńcem, odrodzonym imć panem Twardowskim, jak wprzódy lekarzem czarnoksiężnikiem.

Wtedy ucznia swego zamienił Twardowski w pająka, żeby nie mógł zdradzić jego tajemnicy. Trzymał go w swojej komnacie i opiekował się nim troskliwie. Kiedy wyjeżdżał z domu, pająk zawsze mu towarzyszył, uczepiony u jego buta nitką pajęczyny.

Od chwili pogrzebu Twardowskiego diabeł na próżno szukał jego duszy i nigdzie nie mógł jej znaleźć. Podejrzewał więc jakiś podstęp.





:


: 2017-01-28; !; : 487 |


:

:

, .
==> ...

1745 - | 1571 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.008 .