.


:




:

































 

 

 

 


RozdziaŁ trzydziesty czwarty Departament Tajemnic 5




Chyba nie chcesz mnie zabić, Dumbledore? zawołał Voldemort, a jego szkarłatne oczy zapłonęły ponad tarczą. Gardzisz brutalnością, prawda?

Obaj wiemy, Tom, że są inne sposoby zniszczenia człowieka odrzekł spokojnie Dumbledore, nadal idąc ku niemu, jakby nie bał się niczego, jakby nic nie mogło go powstrzymać. Odebrać ci życie? Nie, to dla mnie za mało!

Nie ma nic gorszego od śmierci, Dumbledore! warknął Voldemort.

Mylisz się powiedział Dumbledore, zbliżając się do niego. Przemawiał tak niefrasobliwym tonem, jakby dyskutowali przy piwie. Harry poczuł strach, gdy ujrzał, jak kroczy ku Voldemortowi bezbronny, bez tarczy, chciał krzyknąć, by go ostrzec, ale jego bezgłowy strażnik spychał go wciąż w stronę ściany i nie pozwalał mu się wychylić spoza siebie. Ale twoja niezdolność zrozumienia, że są rzeczy o wiele gorsze od śmierci, zawsze była twoją największą słabością...

Kolejny strumień zielonego światła wytrysnął zza srebrnej tarczy. Tym razem uderzenie przyjął na siebie jednoręki centaur, który zasłonił Dumbledorea. Roztrzaskał się na kawałki, ale nim uderzyły w podłogę, Dumbledore wyciągnął swoją różdżkę i machnął nią jak biczem. Z końca różdżki wystrzelił długi, cienki płomień, który owinął się wokół Voldemorta i jego tarczy. Przez chwilę wydawało się, że Dumbledore zwyciężył, ale ognista lina wnet zamieniła się w węża, który natychmiast rozwinął swe sploty i zwrócił się, sycząc wściekle, w stronę Dumbledorea.

Voldemort zniknął. Wąż sprężył się na podłodze, gotów do ataku...

Nad Dumbledoreem buchnął w powietrzu ogień i w tym samym momencie Voldemort znowu się pojawił, stojąc pośrodku sadzawki na cokole opuszczonym przez posągi.

Uwaga! ryknął Harry.

Ale w tej samej chwili jeszcze jeden zielony promień wystrzelił z różdżki Voldemorta, a wąż zaatakował...

Fawkes runął z góry przed Dumbledorea, otworzył dziób, wchłonął w siebie cały zielony promień i natychmiast zajął się ogniem. Po chwili upadł na podłogę, mały, pomarszczony i pozbawiony piór. Dumbledore machnął różdżką długim, płynnym ruchem, a wąż, który już miał go ukąsić, wyleciał w powietrze i zniknął, pozostawiając po sobie tylko strzęp ciemnego dymu. Woda w sadzawce wezbrała, pokrywając Voldemorta jakby kokonem płynnego szkła...

Przez kilka sekund był tylko ciemną, niewyraźną, pozbawioną twarzy postacią, która zlała się z postumentem i najwyraźniej starała się pozbyć duszącej, świetlistej masy...

A potem znowu zniknął, a woda opadła z łoskotem do sadzawki, przelewając się przez jej brzegi i mocząc lśniącą podłogę.

PANIE! krzyknęła Bellatriks.

Harry był pewien, że to już koniec walki, że Voldemort uciekł, i już miał wybiec zza posągu czarodzieja, gdy Dumbledore krzyknął:

Zostań tam, gdzie jesteś, Harry!

W jego głosie po raz pierwszy zabrzmiał strach. Harry nie miał pojęcia dlaczego: w sali byli już tylko oni, szlochająca Bellatriks, wciąż uwięziona pod posągiem, i maleńkie pisklę feniksa, popiskujące na podłodze...

I nagle jego blizna pękła. Poczuł ból, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył, ból, który trudno sobie wyobrazić, ból nie do zniesienia. Poczuł, że umiera...

Sala znikła mu z oczu, a Harry, uwięziony w silnych splotach istoty z czerwonymi oczami, już nie wiedział, gdzie kończy się jego ciało, a zaczyna jej. Stopili się w jedno, połączeni bólem, i już nie było ratunku...

A kiedy owa istota przemówiła, użyła jego ust, tak że w agonii poczuł, że porusza szczękami...

Zabij mnie teraz, Dumbledore...

Oślepiony i konający, każdą cząstką siebie pragnący się uwolnić, Harry poczuł, że istota znowu używa jego ust.

Skoro śmierć jest niczym, Dumbledore, to zabij tego chłopca...

Niech ten ból już się skończy, pomyślał Harry. Niech nas zabije... Kończ, Dumbledore... Śmierć jest niczym w porównaniu z tym...

I znowu zobaczę Syriusza...

I gdy serce Harryego wypełniło uczucie, wężowe sploty nagle z niego opadły, ból ustał. Leżał na podłodze, twarzą w dół, bez okularów, drżąc tak, jakby leżał na lodzie, a nie na drewnie...

W sali rozbrzmiały jakieś głosy, o wiele więcej głosów niż osób, które powinny tu być. Otworzył oczy i spostrzegł swoje okulary, leżące przy stopach pozbawionego głowy posągu, który tak niedawno był jego strażnikiem, a teraz spoczywał na plecach, potrzaskany i nieruchomy. Założył je, uniósł nieco głowę i ujrzał tuż przy swoim nosie haczykowaty nos Dumbledorea.

Nic ci nie jest, Harry?

Nie odrzekł, dygocąc tak gwałtownie, że z trudem utrzymywał głowę nad posadzką. Nie... nic... gdzie jest Voldemort... gdzie... kim oni są... co...

Atrium było pełne ludzi. Podłoga zalśniła, odbijając szmaragdowe płomienie buchające z kominków wzdłuż jednej ściany, gdy wylewały się z nich strumienie czarownic i czarodziejów. Kiedy Dumbledore pomógł mu wstać, zobaczył maleńkie posągi skrzata domowego i goblina, prowadzące osłupiałego Korneliusza Knota.

On tutaj był! krzyknął mężczyzna w szkarłatnej szacie, z włosami związanymi z tyłu w kucyk, wskazując na rumowisko złotych szczątków, gdzie tak niedawno leżała uwięziona Bellatriks. Widziałem go, panie ministrze, przysięgam, to był Sam-Wiesz-Kto, chwycił jakąś kobietę i deportował się!

Wiem, Williamson, wiem, ja też go widziałem! wymamrotał Knot, który pod płaszczem w prążki miał na sobie piżamę i dyszał, jakby dopiero co przebiegł kilka mil. Na brodę Merlina... tutaj... tutaj! W Ministerstwie Magii! Wielkie nieba... to wprost niewiarygodne... daję słowo... Jak to możliwe?

Korneliuszu, jeśli udasz się na dół, do Departamentu Tajemnic Dumbledore, wyraźnie uspokojony, że Harryemu nic się nie stało, wyszedł na środek sali, tak że przybysze dopiero teraz go zobaczyli (kilku uniosło różdżki, inni po prostu osłupieli; posągi skrzata i goblina zaczęły bić brawo, a Knot podskoczył tak, że jego kapcie na moment straciły kontakt z podłogą) to w Sali Śmierci znajdziesz kilku zbiegłych śmierciożerców, skrępowanych zaklęciem antydeportacyjnym i oczekujących na twoją decyzję, co z nimi zrobić.

Dumbledore! wysapał Knot, nie posiadając się ze zdumienia. Ty... tutaj... ja... ja...

Rozejrzał się nieprzytomnie, szukając wzrokiem aurorów, którzy go tu przyprowadzili, gotów rozkazać im: Bierzcie go!

Korneliuszu, mogę stoczyć walkę z twoimi ludźmi... i znowu zwyciężyć! zagrzmiał Dumbledore. Ale przed paroma minutami sam, na własne oczy, widziałeś dowód, że przez cały rok mówiłem ci prawdę. Lord Voldemort powrócił, a ty przez dwanaście miesięcy ścigałeś nie tych, których powinieneś! Czas, byś nabrał rozumu!

Ja... nie... no więc... bełkotał Knot, rozglądając się, jakby miał nadzieję, że ktoś mu powie, co ma robić. No dobrze... Dawlish! Williamson! Idźcie do Departamentu Tajemnic i zobaczcie... Dumbledore, musisz mi powiedzieć... dokładnie... Fontanna Magicznego Braterstwa... Co tu się wydarzyło? jęknął, spoglądając na podłogę, zawaloną szczątkami posągów czarownicy, czarodzieja i centaura.

Możemy o tym pomówić, jak odeślę Harryego do Hogwartu odpowiedział Dumbledore.

Harry... Harry Potter?!

Knot odwrócił się i wytrzeszczył oczy na Harryego, który wciąż stał pod ścianą, obok leżącego posągu, który strzegł go podczas pojedynku Dumbledorea z Voldemortem.

On... t-tutaj? wyjąkał Knot. Dlaczego? Co to wszystko znaczy?

Wyjaśnię ci wszystko, kiedy Harry wróci do szkoły powtórzył Dumbledore.

Podszedł do miejsca, w którym leżała złota głowa czarodzieja. Wycelował w nią różdżką i mruknął: Portus!, a głowa rozjarzyła się niebieskim blaskiem, zadygotała i znieruchomiała.

Zaraz, Dumbledore! rzekł Knot, gdy Dumbledore podniósł głowę i wrócił z nią do Harryego. Nie otrzymałeś licencji na ten świstoklik! Nie możesz robić czegoś takiego w obecności ministra magii, musisz...

Głos mu się załamał, gdy Dumbledore spojrzał na niego surowo znad swych okularów-połówek.

Wydasz rozporządzenie usuwające Dolores Umbridge z Hogwartu powiedział. Powiesz swym aurorom, by przestali ścigać mojego nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami, tak żeby mógł wrócić do pracy. Poświęcę ci... wyciągnął z kieszeni zegarek z dwunastoma wskazówkami pół godziny, w którym to czasie na pewno zdążę ci pokrótce opowiedzieć, co tu się wydarzyło. Potem będę musiał wrócić do mojej szkoły. Gdybyś czegoś jeszcze ode mnie potrzebował, to, oczywiście, możesz się ze mną skontaktować w Hogwarcie. Listy zaadresowane do dyrektora szkoły na pewno do mnie trafią.

Knot jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy. Otworzył usta, a jego krągła twarz pokryła się rumieńcem pod strzechą rozczochranych siwych włosów.

Ja... ty...

Dumbledore odwrócił się do niego plecami.

Weź ten świstoklik, Harry.

Wyciągnął ku niemu złotą głowę posągu, a Harry położył na niej dłoń. Było mu zupełnie obojętne, co się z nim za chwilę stanie i gdzie się znajdzie.

Zobaczymy się za pół godziny powiedział cicho Dumbledore. Raz... dwa... trzy...

Harry poczuł znajome szarpnięcie w okolicach pępka. Wypolerowana podłoga uciekła mu spod stóp, atrium, Knot i Dumbledore wszystko zniknęło. Porwał go wir barw i dźwięków...






:


: 2018-11-11; !; : 160 |


:

:

, .
==> ...

1804 - | 1556 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.021 .