.


:




:

































 

 

 

 


RozdziaŁ trzydziesty czwarty Departament Tajemnic 3




Z drogi, Harry! ryknął Neville, chcąc naprawić swój błąd.

Harry rzucił się w bok, a Neville znowu wycelował i wrzasnął:

DRĘTWOTA!

Struga czerwonego światła przeleciała tuż nad ramieniem śmierciożercy i trafiła w oszkloną szafkę wiszącą na ścianie, wypełnioną klepsydrami o najróżniejszych kształtach. Szafka spadła na podłogę i roztrzaskała się, odłamki szkła rozsypały się we wszystkie strony, po czym śmignęły z powrotem na ścianę, utworzyły ponownie szafkę, która ponownie spadła na podłogę, roztrzaskała się i...

Śmierciożerca złapał swoją różdżkę, leżącą na podłodze obok migocącego klosza. Harry dał nurka za najbliższy stolik, bo mężczyzna już się odwrócił maska ześliznęła mu się na oczy, zerwał ją wolną ręką i krzyknął:

DRĘT...

DRĘTWOTA! wrzasnęła Hermiona, która właśnie do nich dobiegła.

Czerwony promień ugodził śmierciożercę w samą pierś. Zastygł z uniesionym ramieniem, różdżka wypadła mu z ręki i z trzaskiem uderzyła w podłogę, po czym zachwiał się i runął do tyłu, na kryształowy klosz. Harry spodziewał się, że usłyszy głuchy brzęk szkła i zobaczy, jak klosz przewraca się na podłogę, ale wydarzyło się coś dziwnego: głowa śmierciożercy przeniknęła przez szkło, jakby klosz był wielką bańką mydlaną; legł na wznak na stole, z głową tkwiącą wewnątrz klosza wypełnionego powietrznym wirem.

Accio różdżka! krzyknęła Hermiona.

Różdżka Harryego śmignęła z ciemnego kąta do jej ręki.

Rzuciła mu ją.

Dzięki... Dobra, zwiewajmy stąd...

Patrzcie! zawołał przerażony Neville, gapiąc się na tkwiącą w kloszu głowę śmierciożercy.

Wszyscy troje unieśli ponownie różdżki, ale żadne z nich nie strzeliło zaklęciem. Wytrzeszczyli oczy i pootwierali usta, patrząc się na to, co się dzieje w kryształowym kloszu.

Głowa kurczyła się i łysiała, czarne włosy znikały, szczęki zrobiły się gładkie, czaszka zaokrągliła się i pokryła brzoskwiniowym puchem...

Teraz na masywnej, muskularnej szyi śmierciożercy osadzona była groteskowa główka niemowlęcia. Lecz oto na ich oczach zaczęła rozdymać się do poprzednich rozmiarów, czarne włosy wystrzeliły z czaszki i podbródka...

To jest czas powiedziała Hermiona przerażonym głosem. Czas...

Śmierciożerca potrząsnął głową, ale zanim zdążył oprzytomnieć, jego głowa znowu skurczyła się do główki niemowlaka... Z sąsiedniej sali dobiegł ich krzyk, a potem huk i jęk.

RON?! ryknął Harry, odwracając się szybko od owej potwornej przemiany, powtarzającej się przed nimi. GINNY! LUNA!

Śmierciożerca wyciągnął głowę z klosza. Wyglądał bardzo dziwacznie, bo jego maleńka główka gaworzyła głośno, a potężne ramiona młóciły na oślep powietrze, tak że Harry musiał zrobić unik, aby uniknąć ciosu. Podniósł różdżkę, ale ku jego zdumieniu Hermiona chwyciła go za rękę.

Nie możesz skrzywdzić niemowlaka!

Nie było czasu, by się o to spierać. Z Sali Przepowiedni dobiegał już coraz głośniejszy tupot nóg; Harry zbyt późno zorientował się, że nie należało krzykiem zdradzać, gdzie się jest.

Idziemy!

Zostawili więc obrzydliwego śmierciożercę z głową niemowlęcia i ruszyli ku majaczącym w końcu sali otwartym drzwiom, wiodącym do pomieszczenia o czarnych ścianach.

Byli już w połowie drogi, gdy Harry zobaczył przez otwarte drzwi biegnących ku nim dwóch śmierciożerców. Zboczył więc w lewo i wpadł do jakiegoś małego, ciemnego, zagraconego gabinetu, a kiedy Hermiona i Neville znaleźli się w środku, zatrzasnął za nimi drzwi.

Collo... zaczęła Hermiona, ale zanim zdążyła wypowiedzieć całe zaklęcie, drzwi otworzyły się gwałtownie i dwóch śmierciożerców wpadło do środka.

IMPEDIMENTO! krzyknęli jednocześnie.

Zaklęcie zwaliło Harryego, Hermionę i Nevillea z nóg. Neville przeleciał przez jakieś biurko i zniknął za nim, Hermiona upadła na szafę z książkami i została zasypana kaskadą ciężkich tomów, a Harry uderzył potylicą w kamienną ścianę. Przed oczami rozbłysły mu gwiazdki i przez chwilę był zbyt oszołomiony, by zareagować.

MAMY GO! ryknął stojący najbliżej niego śmierciożerca. W GABINECIE Z BOKU...!

Silencio! krzyknęła Hermiona i głos zamarł mu w krtani. Przez dziurę w masce widać było, jak wciąż porusza ustami, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Jego towarzysz odepchnął go na bok i uniósł różdżkę.

Petrificus totalus! zawołał Harry, a ramiona i nogi owego drugiego śmierciożercy zwarły się razem. Upadł twarzą w dół na dywan u stóp Harryego, sztywny jak płyta nagrobna.

Dobra robota, Ha...

Oniemiały śmierciożerca machnął różdżką, a z jej końca wystrzelił fioletowy płomień, który trafił Hermionę w pierś. Pisnęła Ojej!, jakby ją to zdziwiło, po czym zwaliła się na podłogę i zamarła bez ruchu.

HERMIONO!

Harry padł przy niej na kolana. W tej samej chwili Neville wylazł na czworakach spod biurka, trzymając wyciągniętą przed siebie różdżkę. Śmierciożerca mocnym kopniakiem przełamał jego różdżkę na pół i trafił go w twarz. Neville zawył z bólu i potoczył się pod biurko, trzymając się za usta i nos. Harry okręcił się w miejscu, unosząc w górę różdżkę, i zobaczył, że śmierciożerca zerwał maskę z twarzy i celuje różdżką prosto w niego. Poznał tę podłużną, bladą, wykrzywioną twarz. Widział ją w Proroku Codziennym: to był Antonin Dołohow, zabójca Prewettów.

Dołohow uśmiechnął się triumfalnie. Wolną ręką wskazał na kulkę z przepowiednią, którą Harry wciąż ściskał w garści, potem na siebie i wreszcie na Hermionę. Choć nadal nie mógł mówić, dał jasno do zrozumienia, o co mu chodzi: Oddaj mi przepowiednię, bo spotka cię to samo, co ją...

Jakbym nie wiedział, że i tak nas wszystkich pozabijasz, gdy tylko ci ją oddam! warknął Harry.

Narastająca panika nie pozwalała mu zebrać myśli. Jedną rękę trzymał na wciąż ciepłym ramieniu Hermiony, ale nie miał odwagi na nią spojrzeć.

Niech ona nie będzie martwa, niech ona nie będzie martwa... Jeśli umarła, to moja wina...

Harry, łub co gdzesz, ale mu jej nie oddabaj! powiedział Neville spod biurka zduszonym głosem. Gdy opuścił ręce, ukazał się złamany nos i krew ściekająca po ustach i brodzie.

Coś trzasnęło za drzwiami i Dołohow spojrzał przez ramię. W wejściu pojawił się śmierciożerca z głową niemowlęcia, gaworząc głośno i wymachując dziwacznie rękami. Harry błyskawicznie wykorzystał okazję.

PETRIFICUS TOTALUS!

Zaklęcie ugodziło Dołohowa, zanim zdążył je zablokować. Runął na swego towarzysza, obaj sztywni jak deski.

Hermiono powiedział natychmiast Harry, potrząsając nią, kiedy śmierciożerca z głową dziecka znowu gdzieś zniknął. Hermiono, obudź się...

Dzo on jej żłobił? zapytał Neville, wypełzając spod biurka i klękając przy niej. Z szybko puchnącego nosa ciekła mu krew.

Nie wiem...

Neville złapał ją za nadgarstek.

Buls bije, Harry, na bewno...

Harry poczuł, jak przenika go potężna fala ulgi.

Żyje?

Dag, żyje...

Nasłuchiwał przez chwilę, ale z sąsiedniego pokoju dochodziło tylko popiskiwanie zdziecinniałego śmierciożercy, obijającego się o meble.

Neville, jesteśmy już niedaleko wyjścia szepnął Harry. Obok jest ta okrągła sala... Jak byśmy ją tam zanieśli i odnaleźli właściwe drzwi, zanim nadejdzie więcej śmierciożerców, to na pewno udałoby ci się zaciągnąć ją aż do windy... Potem mógłbyś kogoś znaleźć... wszcząć alarm...

A dy? zapytał Neville, ocierając rękawem krew i marszcząc brwi.

Ja muszę odnaleźć resztę.

Do boszugamy ich łazem oświadczył stanowczo Neville.

Ale Hermiona...

Bezmierny ją ze sobą. Ją ją boniosę... dy jesdeś lebszy b balce...

Wstał i chwycił Hermionę za jedną rękę, przynaglając wzrokiem Harryego, który zawahał się, po czym chwycił ją za drugą rękę i pomógł mu zarzucić bezwładne ciało na plecy.

Zaczekaj powiedział, podnosząc z podłogi różdżkę Hermiony i wtykając mu w rękę. Lepiej ją weź...

Powlekli się do drzwi. Po drodze Neville kopnął na bok połówki swojej połamanej różdżki.

Babcia bnie zabije mruknął, a krew bluznęła mu z nosa. Do była stara łóżka mojego dady...

Harry wyjrzał za drzwi i rozejrzał się dokoła. Smierciożerca z głową niemowlęcia wrzeszczał i tłukł na oślep pięściami, przewracając zegary i biurka. Szklana gablotka, zawierająca, jak podejrzewał teraz Harry, zmieniacze czasu, wciąż spadała na podłogę, roztrzaskiwała się i sama naprawiała.

On nas w ogóle nie zauważy wyszeptał. Idziemy... trzymaj się tuż za mną...

Wyszli z gabinetu i po chwili znaleźli się w drzwiach prowadzących do okrągłej, czarnej sali. Nikogo tu nie było. Weszli do środka, Neville zataczając się pod ciężarem Hermiony. Gdy drzwi do Sali Czasu zatrzasnęły się za nimi, ściany natychmiast zaczęły się obracać. Ostatnie uderzenie w głowę trochę Harryego oszołomiło; mrużył oczy i kołysał się lekko, dopóki ściany nie przestały się obracać. Serce mu zamarło, gdy zobaczył, że ogniste krzyże Hermiony znikły z drzwi.

Jak myślisz, które to...

Ale zanim się zdecydowali, które drzwi wypróbować, te na prawo od nich otworzyły się na oścież i wypadły z nich trzy postacie.

Ron! wychrypiał Harry, biegnąc ku nim. Ginny... nic wam...

Harry wybełkotał Ron, chichocąc i słaniając się na nogach. Złapał Harryego z przodu za szatę i wpatrywał się w niego nieprzytomnym wzrokiem. Tu jesteście... Ha, ha, ha... Śmiesznie wyglądasz, Harry... Cały jesteś upaprany...

Ron był blady, a z kącika ust ciekło mu coś ciemnego. Po chwili kolana się pod nim ugięły, ale wciąż trzymał się kurczowo szaty Harryego, który wygiął się w łuk pod jego ciężarem.

Ginny! powiedział ze strachem Harry. Co się stało?

Ale Ginny potrząsnęła głową i osunęła się po ścianie do pozycji siedzącej, dysząc i trzymając się za kostkę u nogi.

Chyba ma pękniętą kostkę, słyszałam, jak coś chrupnęło wyszeptała Luna, pochylając się nad nią. Ona jedna wyglądała na całą i zdrową. Ścigało nas ze czterech, wpadliśmy do ciemnego pokoju pełnego planet, oni za nami, to było bardzo dziwne miejsce, przez jakiś czas unosiliśmy się w ciemnościach...

Harry, widzieliśmy z bliska Urana! powiedział Ron, wciąż cicho chichocąc. Łapiesz, Harry? Widzieliśmy Urana... ha, ha, ha...

Pęcherzyk krwi wyrósł mu w kąciku warg i pękł.

No i jeden złapał Ginny za nogę, użyłam zaklęcia zmniejszającego i cisnęłam mu Plutona prosto w twarz, ale...

Machnęła ręką w stronę Ginny, której oddech był teraz bardzo płytki i przerywany. Oczy miała zamknięte.

A co się stało Ronowi? zapytał ze strachem Harry, podczas gdy Ron wciąż chichotał, uczepiony jego szaty.

Nie wiem, czym go rąbnęli odpowiedziała ponuro Luna ale coś dziwnego z nim się stało, ledwo udało mi się go tutaj przyprowadzić...

Harry wymamrotał Ron, łapiąc Harryego za ucho i przyciągając je do swych ust wiesz, kto to jest? Ta dziewczyna? To Pomyluna Lovegood... ha, ha, ha...

Musimy stąd iść powiedział stanowczo Harry. Luna, możesz pomóc Ginny?

Tak odpowiedziała Luna, zatykając sobie różdżkę za ucho.

Objęła Ginny w pasie i postawiła na nogi.

To tylko kostka, dam sobie radę sama! żachnęła się Ginny, ale za chwilę zachwiała się i złapała się Luny, żeby nie upaść. Harry zarzucił sobie rękę Rona na ramiona tak samo, jak wiele miesięcy temu, gdy prowadził nieprzytomnego Dudleya. Rozejrzał się gorączkowo: szansa na odnalezienie właściwych drzwi za pierwszym razem wynosiła jeden do dwunastu...

Podciągnął Rona do pierwszych z brzegu drzwi, gdy nagle drzwi po przeciwnej stronie otworzyły się gwałtownie i do sali wbiegło troje śmierciożerców z Bellatriks Lestrange na czele.

Są tutaj! wrzasnęła.

Zaklęcia oszałamiające pomknęły przez salę. Harry pchnął drzwi, bezceremonialnie zrzucił z siebie Rona i wrócił, by pomóc Nevilleowi, dźwigającemu Hermionę. W ostatniej chwili wszyscy zdążyli przejść przez próg i zatrzasnąć drzwi tuż przed nosem Bellatriks.

Colloportus! krzyknął Harry i usłyszał, jak trzy ciała rąbnęły w drzwi po drugiej stronie.

To żaden kłopot! powiedział męski głos. Dostaniemy się tam inną drogą... JUŻ ICH MAMY SĄ TAM!

Harry odwrócił się. Znaleźli się z powrotem w Sali Mózgów. W ścianach było mnóstwo drzwi. Z okrągłej sali dobiegał tupot wielu nóg; zapewne nadbiegło więcej śmierciożerców.

Luna... Neville... pomóżcie mi!

Rozbiegli się po sali, pieczętując zaklęciami drzwi. Harry tak się spieszył, że wpadł na jakiś stolik i przetoczył się przez niego, celując różdżką w kolejne drzwi.

Colloportus!

Za wszystkimi drzwiami słychać było kroki biegnących ludzi i co jakiś czas czyjeś ciało uderzało z całej siły w któreś drzwi, tak że dygotały niebezpiecznie. Luna i Neville zamykali drzwi po drugiej stronie... lecz po chwili, gdy Harry dotarł już do końca swojej ściany, usłyszał rozpaczliwy krzyk Luny:

Collo... AaaaaaauuuuL.

Odwrócił się i zobaczył, jak leci w powietrzu. Pięciu śmierciożerców wpadło przez drzwi, które właśnie miała zaczarować. Uderzyła w biurko, prześliznęła się po jego blacie, upadła po drugiej stronie i znieruchomiała.

Bierzcie Pottera! krzyknęła Bellatriks, rzucając się ku niemu.

Zrobił unik i zaczął uciekać; wiedział, że nic mu nie zrobią, dopóki się boją roztrzaskania przepowiedni.

Hej! zawołał Ron, dźwigając się na nogi. Ruszył w kierunku Harryego, zataczając się jak pijany i chichocąc. Hej, Harry, tu jest pełno mózgów... ha, ha, ha... czy to nie dziwaczne, Harry?

Ron, z drogi, padnij...

Ale Ron celował już różdżką w szklany zbiornik.

Harry, poważnie, to są mózgi... patrz... Accio mózg!

Wszystko jakby na chwilę zamarło. Harry, Ginny, Neville i śmierciożercy odwrócili się mimo woli i wlepili oczy w szczyt zbiornika, z którego jak latająca ryba wyskoczył jeden z mózgów. Przez chwilę zawisł w powietrzu, a potem poszybował ku Ronowi, obracając się w locie i wypuszczając z siebie coś, co wyglądało jak wstęgi ruchomych scen, jak rozwijające się rolki filmów...

Ha, ha, ha, Harry, zobacz... chichotał Ron, patrząc, jak mózg wyrzuca z siebie swoje barwne wnętrzności.

RON, NIEEE!

Harry nie wiedział, co się stanie, jeśli Ron dotknie macek myśli, które teraz trzepotały w powietrzu za mózgiem, ale był pewny, że nie stanie się nic dobrego. Rzucił się ku niemu, ale ten chwycił już mózg w wyciągnięte przed siebie ręce.

Macki zaczęły natychmiast oplatać mu ramiona.

Harry, patrz, co się dzieje... nie... nie, to mi się nie podoba... nie... dość... przestańcie...

Cienkie wstążki już oplatały mu klatkę piersiową. Zaczął się szarpać, chcąc je rozerwać, ale mózg przywarł do niego jak ośmiornica.

Diffindo! ryknął Harry, próbując odciąć czułki oplatające Rona na jego oczach, ale zaklęcie nie podziałało.

Ron upadł, wijąc się i usiłując uwolnić się z więzów.

Harry, on się udusi! jęknęła Ginny, unieruchomiona na podłodze, i w tej samej chwili trafił ją prosto w twarz strumień czerwonego światła, wystrzelony z różdżki śmierciożercy. Przewróciła się na bok i znieruchomiała.

DRĘDWODA! krzyknął Neville, obracając się błyskawicznie i machając różdżką Hermiony w nadbiegających śmierciożerców. DRĘDWODA! DRĘDWODA!

Ale zaklęcie nie podziałało. Jeden ze śmierciożerców strzelił w niego oszałamiaczem, który chybił o włos. Teraz tylko Harry i Neville stawiali czoło pięciu śmierciożercom. Dwaj z nich szyli w nich jak strzałami strumieniami srebrnego światła, które trafiało w ściany, pozostawiając w nich stożkowate wgłębienia. Harry znowu umknął nadbiegającej Bellatriks. Trzymając kulkę z przepowiednią wysoko nad głową, popędził przez salę, myśląc tylko o jednym: żeby odciągnąć śmierciożerców od pozostałych towarzyszy.

I chyba mu się udało. Pognali za nim, przewracając krzesła i stoliki, ale nie śmiejąc ugodzić go zaklęciem w obawie przed uszkodzeniem przepowiedni. Rzucił się w jedyne otwarte drzwi te, przez które wdarli się tu śmierciożercy. Modląc się w duchu, by Neville nie zostawił Rona samego, żeby znalazł jakiś sposób, by go uwolnić, zrobił parę kroków i poczuł, że podłoga pod nim znika...

Staczał się w dół po stromych kamiennych stopniach, obijając o nie boleśnie, aż w końcu runął na plecy z takim impetem, że zaparło mu dech w piersiach, na samym dnie zagłębienia, przed kamiennym łukiem. Usłyszał ryki śmiechu śmierciożerców. Spojrzał w górę i zobaczył jak ci, którzy byli w Sali Mózgów, już schodzą do niego, a przez drugie drzwi wpada ich drugie tyle; oni też zaczęli skakać w dół, z ławki na ławkę. Podźwignął się na nogi, które drżały mu tak, że ledwo mógł na nich ustać. To cud, ale nie rozbił szklanej kulki, wciąż ściskał ją w lewej dłoni, a w prawej różdżkę. Zaczął się cofać, rozglądając wokoło, by mieć wszystkich śmierciożerców w zasięgu wzroku. Nagle uderzył nogą w coś twardego to było podium, na którym wznosił się kamienny łuk. Wspiął się na nie.

Wszyscy śmierciożercy zatrzymali się i utkwili w nim spojrzenia. Niektórzy dyszeli tak ciężko jak on. Jeden mocno krwawił. Dołohow, uwolniony już z zaklęcia wiążącego mu nogi i ramiona, łypał na niego pożądliwie, celując różdżką prosto w twarz.

Koniec wyścigu, Potter rozległ się szyderczy głos Lucjusza Malfoya, który ściągał maskę z twarzy. A teraz oddaj mi przepowiednię jak grzeczny chłopczyk...

Pozwólcie... odejść innym, to ją dam!

Kilku śmierciożerców wybuchnęło śmiechem.

Koniec z targami rzekł Malfoy, a jego blada twarz zarumieniła się z uciechy. Przecież widzisz, że nas jest dziesięciu, a ty jesteś sam... a może Dumbledore nie nauczył cię liczyć, co?

Nie jez sam! krzyknął ktoś nad nimi. Ba jeżdżę bnie!

Harryemu zamarło serce. Neville gramolił się w dół po kamiennych stopniach. Różdżka Hermiony dygotała mu w ręku.

Neville... wracaj do Rona...

DRĘDWODA! krzyknął ponownie Neville, celując po kolei w każdego ze śmierciożerców. DRĘDWODA! DRĘD...

Jeden z najwyższych śmierciożerców chwycił go od tyłu, unieruchamiając mu ręce. Neville zaczął się wyrywać i wierzgać; znowu rozległy się śmiechy.

To Longbottom, tak? zadrwił Lucjusz Malfoy. Twoja babcia już przywykła do tego, że pozbawiamy ją członków rodziny... Twoja śmierć nie będzie już takim szokiem...

Longbottom? powtórzyła Bellatriks z ohydnym mściwym uśmiechem. Miałam przyjemność poznać twoich rodziców, chłopcze...

BIEM ŻE BIAŁAŹ! ryknął Neville i zaczął się miotać tak gwałtownie, że trzymający go śmierciożerca krzyknął:

Niech ktoś go oszołomi!

Nie, nie, nie powiedziała Bellatriks, z trudem panując nad podnieceniem i patrząc to na Nevillea, to na Harryego. Nie, zobaczymy, jak długo mały Longbottom wytrzyma, zanim załamie się jak jego rodzice... Chyba że Potter zechce nam oddać przepowiednię...

NIE DABAJ JEJ IB! ryknął Neville, który szarpał się i wierzgał jak szalony, gdy Bellatriks podeszła do niego z podniesioną różdżką. NIE DABAJ IB, HARRY!

Bellatriks wycelowała różdżkę prosto w niego.

Crucio!

Neville zawył, podciągając kolana do piersi, tak że przez chwilę zawisł w ramionach śmierciożercy. Ten puścił go natychmiast. Neville upadł na posadzkę, wijąc się i wyjąc z bólu.

To na początek! powiedziała Bellatriks i ponownie uniosła różdżkę. Neville przestał wyć i leżał u jej stóp, łkając cicho. Odwróciła się i spojrzała na Harryego. No, Potter, albo oddasz nam przepowiednię, albo zaraz zobaczysz, jak twój przyjaciel kona w męczarniach!

Harry nie musiał się zastanawiać: nie miał wyboru. Wyciągnął rękę z kulką, rozgrzaną od ściskania jej w dłoni. Malfoy skoczył do przodu, by ją wziąć.

Nagle, wysoko nad nimi, otworzyło się z hukiem dwoje kolejnych drzwi i do środka wpadło pięć nowych osób: Syriusz, Lupin, Moody, Tonks i Kingsley.

Malfoy obrócił się i uniósł różdżkę, ale Tonks już strzeliła w niego zaklęciem oszałamiającym. Harry nie czekał, by zobaczyć, czy zaklęcie trafiło zeskoczył z podwyższenia, by usunąć się z toru czerwonego promienia. Śmierciożercy osłupieli na widok członków Zakonu, którzy zasypywali ich gradem zaklęć, zeskakując po kamiennych stopniach. Wśród rozbłysków światła i cieni czmychających na boki postaci Harry dostrzegł czołgającego się Nevillea. Uchylił się przed kolejnym strumieniem czerwonego światła i sam padł na kamienną posadzkę, by do niego dotrzeć.

Nic ci nie jest? krzyknął, gdy jeszcze jedno zaklęcie śmignęło im tuż nad głowami.





:


: 2018-11-11; !; : 201 |


:

:

! . .
==> ...

1930 - | 1725 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.064 .