.


:




:

































 

 

 

 


ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Zmartwienia pani Weasley




Szybkie odejście Dumbledorea całkowicie zaskoczyło Harryego. Siedział nadal w podzwaniającym łańcuchami krześle, miotany uczuciami ulgi i wzburzenia. Sędziowie Wizengamotu wstawali z ław, rozmawiając i zbierając swoje pergaminy. Harry też wstał. Nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi, z wyjątkiem owej ropuchowatej czarownicy, która utkwiła w nim spojrzenie. Ignorując to, starał się ściągnąć na siebie spojrzenie Knota lub pani Bones, żeby się dowiedzieć, czy wolno mu odejść, ale Knot najwyraźniej postanowił go nie zauważać, a pani Bones była zajęta swoją teczką, więc zrobił kilka nieśmiałych kroków ku wyjściu, a kiedy nikt nie zawołał, by wrócił na miejsce, przyspieszył kroku.

Ostatnie parę metrów przebiegł, mocnym szarpnięciem otworzył drzwi i prawie wpadł na pana Weasleya, który stał tuż za nimi, blady i wystraszony.

Dumbledore mi nie powiedział...

Oczyszczony wyrzucił z siebie Harry, zamykając za sobą drzwi ze wszystkich zarzutów!

Pan Weasley rozpromienił się i chwycił go za ramiona.

Harry, to cudownie! No wiesz, oczywiście w tej sytuacji nie mogli cię uznać za winnego, ale nie będę udawał, że...

Ale nagle urwał, bo drzwi sali rozpraw ponownie się otworzyły i zaczęli przez nie wychodzić członkowie Wizengamotu.

Na brodę Merlina! zaklął cicho pan Weasley, odciągając Harryego na bok. Stanąłeś przed całym sądem?

Chyba tak odrzekł cicho Harry.

Paru mijających ich sędziów kiwnęło Harryemu głową, a kilku, w tym pani Bones, pozdrowiło na głos pana Weasleya, ale większość starała się ich nie zauważać. Korneliusz Knot i ropuchowata czarownica byli jednymi z ostatnich, którzy opuścili loch. Knot zachowywał się tak, jakby pan Weasley i Harry byli częścią ściany, ale czarownica znowu obrzuciła Harryego spojrzeniem niemal życzliwym. Na samym końcu wyszedł Percy. Podobnie jak Knot, całkowicie zignorował swego ojca i Harryego: przeszedł obok nich wyprostowany, z zadartym nosem, ściskając wielki zwój pergaminu i kilkanaście zapasowych piór. Zmarszczki wokół warg pana Weasleya pogłębiły się nieznacznie, ale i on nie dał po sobie poznać, że zauważył swego trzeciego syna.

Zabiorę cię prosto do domu, żebyś mógł sam wszystkim zanieść dobrą wiadomość powiedział, kiedy obcasy butów Percyego ucichły na schodach prowadzących do poziomu dziewiątego. Podrzucę cię po drodze do tej toalety w Bethnal Green. Idziemy...

To co pan zrobi z tą toaletą? zapytał z uśmiechem Harry.

Wszystko wydawało mu się o wiele śmieszniejsze niż zwykle. Zaczynało do niego docierać: był uniewinniony, wróci do Hogwartu.

Och, z toaletą sobie poradzimy, wystarczy dość proste przeciwzaklęcie odrzekł pan Weasley, gdy zaczęli się wspinać po schodach ale gorzej z wyplenieniem uprzedzeń. Tu nie chodzi o zwykły wandalizm, Harry, tu chodzi o postawy, które do niego doprowadziły. Dręczenie mugoli może się wydawać niektórym czarodziejom zabawne, ale to wyraz czegoś o wiele głębszego i groźniejszego, a ja na przykład...

Pan Weasley urwał w połowie zdania. Dotarli do korytarza na poziomie dziewiątym, a tuż przed nimi wyrósł Korneliusz Knot, który rozmawiał cicho z wysokim mężczyzną o przylizanych jasnych włosach i pociągłej, bladej twarzy.

Mężczyzna ów odwrócił się, słysząc ich kroki. On też urwał w połowie zdania, a jego zimne szare oczy zwęziły się, gdy utkwił wzrok w twarzy Harryego.

Kogo my tu widzimy... Patronus Potter wycedził Lucjusz Malfoy.

Harry poczuł się tak, jakby wpadł na coś twardego. Ostatnim razem widział te zimne szare oczy przez szczeliny w masce śmierciożercy, a ten głos szydził z niego, gdy go torturował Lord Voldemort. Nie mógł uwierzyć, że Lucjusz Malfoy śmie mu spojrzeć w twarz; nie mógł uwierzyć, że jest tutaj, w Ministerstwie Magii, ani w to, że Korneliusz Knot rozmawia z nim, jakby nigdy nic, choć przecież sam ministrowi powiedział parę tygodni temu, że Malfoy jest śmierciożercą.

Minister właśnie mi powiedział, że znowu ci się upiekło, Potter wycedził pan Malfoy. Zdumiewające, jak ty wciąż potrafisz prześlizgiwać się przez bardzo ciasne szczeliny... Zupełnie jak wąż...

Harry poczuł, że pan Weasley ściska go za ramię, jakby go ostrzegał.

Taak powiedział Harry. Tak, ucieczki to moja specjalność...

Lucjusz Malfoy przeniósł spojrzenie na twarz pana Weasleya.

I Artur Weasley! Co ty tutaj robisz, Arturze?

Ja tutaj pracuję odrzekł krótko pan Weasley.

Ale chyba nie TUTAJ? zadrwił pan Malfoy, unosząc brwi i rzucając spojrzenie na drzwi za plecami pana Weasleya. Wydawało mi się, że pracujesz gdzieś na drugim piętrze... Nie zajmujesz się przypadkiem szmuglowaniem produktów mugoli do swego domu i ulepszaniem ich czarami?

Nie odparł pan Weasley, którego palce teraz już wpijały się w ramię Harryego.

A co pan tutaj robi? zapytał Harry Lucjusza Malfoya.

Nie sądzę, żeby cię mogły obchodzić prywatne sprawy między mną a panem ministrem, Potter rzekł Malfoy, gładząc się po piersiach, a Harry usłyszał ciche podzwanianie, którego źródłem mogła być tylko kieszeń pełna złotych monet. I naprawdę, to, że jesteś ulubieńcem Dumbledorea, nie upoważnia cię do tego, byś spodziewał się, że inni będą wobec ciebie tak samo pobłażliwi... No to co, ministrze, pójdziemy do twojego biura?

Oczywiście rzekł Knot, odwracając się plecami do Harryego i pana Weasleya. Tędy, Lucjuszu.

I odeszli razem, rozmawiając przyciszonymi głosami. Pan Weasley puścił ramię Harryego dopiero wtedy, gdy znikli w windzie.

Dlaczego nie czekał przed biurem Knota, skoro ma do niego sprawę? wybuchnął Harry. Co on tutaj robił?

Według mnie próbował się wśliznąć na salę rozpraw odpowiedział pan Weasley, rozglądając się lękliwie na wszystkie strony, jakby chciał się upewnić, że nikt nie podsłuchuje. Chciał się dowiedzieć, czy wyrzucono cię ze szkoły czy nie. Zostawię notkę Dumbledoreowi, jak cię podrzucę do domu, powinien wiedzieć, że Malfoy znowu rozmawiał z Knotem.

Co za sprawy mogą ich łączyć?

Założę się, że złoto odpowiedział ze złością pan Weasley. Malfoy od dawna udziela szczodrych darowizn na różne cele... W ten sposób poznaje ludzi, na których mu zależy... potem może prosić o różne przysługi... na przykład o opóźnienie ustaw, które są dla niego niewygodne... O, tak, Lucjusz Malfoy ma szerokie znajomości...

Przybyła winda. Była pusta, jeśli nie liczyć chmary papierowych samolocików, które zaczęły krążyć wokół głowy pana Weasleya, gdy ten nacisnął guzik i drzwi zasunęły się ze zgrzytem. Opędził się od nich ze złością.

Panie Weasley powiedział powoli Harry skoro Knot spotyka się ze śmierciożercami takimi jak Malfoy, skoro spotyka się z nimi w cztery oczy, to skąd możemy wiedzieć, że nie użyli wobec niego Zaklęcia Imperius?

Nie myśl, że nie bierzemy tego pod uwagę, Harry mruknął pan Weasley. Dumbledore uważa jednak, że na razie Knot działa sam... co, jak mówi, wcale nie jest dla nas takie wygodne... Ale teraz lepiej już o tym nie rozmawiajmy, Harry...

Drzwi rozsunęły się i weszli do prawie pustego atrium. Ochroniarz Eryk siedział schowany za swoim Prorokiem Codziennym. Kiedy przechodzili tuż obok złotej fontanny, Harry coś sobie przypomniał.

Niech pan zaczeka... poprosił i wyciągnął z kieszeni sakiewkę z pieniędzmi.

Odwrócił się do fontanny i spojrzał na przystojną twarz czarodzieja, ale teraz, z bliska, wydała mu się jakaś pozbawiona wyrazu lub wręcz głupkowata. Ckliwy uśmiech na twarzy czarownicy przywodził na myśl kandydatki na miss piękności, a z tego, co wiedział o goblinach i centaurach, nigdy by nie spoglądały na człowieka z takim uwielbieniem, choćby był nie wiadomo kim. Przekonujący był tylko domowy skrzat ze swoją służalczą miną. Uśmiechając się na myśl, co by na widok posągu skrzata powiedziała Hermiona, Harry odwrócił sakiewkę do góry nogami i wsypał do sadzawki nie dziesięć galeonów, ale całą jej zawartość.

* * *

Wiedziałem! krzyknął Ron, unosząc zaciśniętą pięść. Ty zawsze jakoś się wymigasz!

Musieli cię uniewinnić powiedziała Hermiona, która wyglądała, jakby miała zemdleć z wrażenia, kiedy Harry wszedł do kuchni, a teraz zasłaniała oczy drżącą ręką. Nie mieli żadnych podstaw, by cię skazać, żadnych, choćby najmniejszych...

Widzę, że chociaż wszyscy wiedzieli, że nic mi nie zrobią, to jednak wszystkim jakoś bardzo ulżyło zauważył Harry z uśmiechem.

Pani Weasley ocierała twarz fartuchem, a Fred, George i Ginny tańczyli coś w rodzaju tańca wojennego, wyśpiewując: A on się wy... a on się wy... a on się wymigał znowu!

Dosyć już, uspokójcie się wszyscy! krzyknął pan Weasley, ale się uśmiechał. Posłuchaj, Syriuszu, Lucjusz Malfoy był w ministerstwie...

Co? zapytał Syriusz ostrym tonem.

A on się wy... a on się wy... a on się wy...

Uspokójcie się wreszcie! Tak, widzieliśmy, jak rozmawiał z Knotem na dziewiątym poziomie, a potem obaj poszli do gabinetu Knota. Dumbledore powinien o tym wiedzieć.

To jasne zgodził się Syriusz. Powiemy mu, nie martw się.

No, muszę lecieć, w Bethnal Green czeka na mnie wymiotująca toaleta. Molly, wrócę późno, zastępuję dziś Tonks, ale Kingsley pewnie wpadnie na kolację...

A on się wy... a on się wy... a on się wy...

Dość już tego! Fred... George... Ginny! zawołała pani Weasley, kiedy jej mąż opuścił kuchnię. Harry, kochaneczku, siadaj, zjedz coś, prawie nie jadłeś śniadania...

Ron i Hermiona usiedli naprzeciw niego, sprawiając wrażenie jeszcze szczęśliwszych niż wtedy, gdy po raz pierwszy pojawił się przy Grimmauld Place, a w nim poczucie radosnej ulgi, znacznie osłabione przez spotkanie z Lucjuszem Malfoyem, teraz znowu wezbrało z taką mocą, że zakręciło mu się w głowie. Ponury dom wydał mu się nagle o wiele przytulniejszy i bardziej przyjazny, nawet Stworek był jakby nieco mniej brzydki, gdy wetknął swój ryjkowaty nos do kuchni, żeby zbadać, skąd tyle hałasu.

Oczywiście odkąd Dumbledore stanął w twojej obronie, nie było siły, żeby cię skazali powiedział uradowany Ron, nakładając każdemu wielką porcję tłuczonych ziemniaków.

No tak, on mi to załatwił przyznał Harry, powstrzymując się, żeby nie powiedzieć: Tylko tak bardzo chciałem, żeby się do mnie odezwał albo żeby chociaż na mnie spojrzał, bo pomyślał, że zabrzmiałoby to bardzo niewdzięcznie i dziecinnie.

I kiedy tak pomyślał, blizna na czole zapiekła go tak, że złapał się za głowę.

Co ci jest? zapytała Hermiona z przerażoną miną.

Blizna wymamrotał Harry. Ale to nic... Często mnie teraz boli.

Pozostali nic nie zauważyli, bo teraz wszyscy, wciąż podnieceni szczęśliwym zakończeniem przesłuchania, zajęli się swoimi talerzami. Fred, George i Ginny nadal wyśpiewywali swój hymn wojenny. Hermiona była trochę zaniepokojona, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, odezwał się Ron:

Wiecie co? Założę się, że Dumbledore pojawi się tu dziś wieczorem, żeby świętować z nami to zwycięstwo.

Nie sądzę, żeby mógł powiedziała pani Weasley, stawiając przed Harrym wielki talerz z kawałkami pieczonych kurczaków. Jest naprawdę bardzo zajęty.

A ON SIĘ WY... A ON SIĘ WY... A ON SIĘ WYMIGAŁ...

PRZESTAŃCIE! ryknęła pani Weasley.

* * *

Przez następne kilka dni Harryemu trudno było nie zauważyć, że w domu numer dwanaście przy Grimmauld Place była jedna osoba, która nie uczestniczy w powszechnej radości z tego, że Harry wróci jednak do Hogwartu. Syriusz, który na wieść o tym bardzo się ucieszył i, rozpromieniony jak inni, uścisnął Harryemu dłoń, wkrótce jeszcze bardziej zmarkotniał, jeszcze rzadziej się odzywał, nawet do Harryego, i spędzał coraz więcej czasu zamknięty w pokoju swojej matki razem z Hardodziobem.

Tylko nie myśl czasem, że to twoja wina! powiedziała Hermiona kilka dni później, kiedy Harry zwierzył się jej i Ronowi ze swego niepokoju o Syriusza. Szorowali właśnie zapleśniały kredens na trzecim piętrze. Twoje miejsce jest w Hogwarcie i Syriusz o tym wie. A osobiście uważam, że jest egoistą.

Nie tak ostro, Hermiono rzekł Ron, marszcząc czoło, bo akurat próbował się uwolnić od kawałka pleśni, która przywarła mu do palca. Chyba byś nie chciała siedzieć w tym domu sama jak kołek, co?

Sam jak kołek? Co ty wygadujesz! To przecież Kwatera Główna Zakonu Feniksa! On po prostu nabrał już nadziei, że Harry będzie z nim mieszkał przez całe życie.

To chyba nie tak powiedział Harry, wyżymając ścierkę. Kiedy go zapytałem, czy mógłbym z nim zamieszkać, nie dał mi jasnej odpowiedzi.

Bo nie chciał rozpalać w sobie tej nadziei odpowiedziała Hermiona z powagą. I prawdopodobnie trochę go dręczyły wyrzuty sumienia, bo w duchu może naprawdę miał nadzieję, że cię wyrzucą, choć nie chce się do tego przyznać nawet przed sobą. Wtedy obaj bylibyście wyrzutkami społeczeństwa.

Przestań! krzyknęli jednocześnie Harry i Ron, ale Hermiona tylko wzruszyła ramionami.

Myślcie sobie, jak chcecie, ale ja uważam, że mama Rona miała rację. Syriusz czasami traktuje cię jak twojego ojca, Harry.

To co, uważasz, że on jest stuknięty? zapytał oburzony Harry.

Nie, po prostu uważam, że bardzo długo był bardzo samotny.

W tym momencie do sypialni weszła pani Weasley.

Jeszcze nie skończyliście? zapytała, wsadzając głowę do kredensu.

A ja myślałem, że może przyszłaś, żeby zarządzić przerwę! powiedział z goryczą Ron. Wiesz, ile już zeskrobaliśmy tego świństwa?

Przecież tak bardzo chciałeś pomóc Zakonowi, Ron! To bardzo ważne zadanie, sprawić, by siedziba Kwatery Głównej nadawała się do życia.

Czuję się jak domowy skrzat mruknął Ron.

No więc teraz, kiedy już rozumiesz, jak ciężkie mają życie, może zaczniesz być trochę bardziej aktywny w stowarzyszeniu W.E.S.Z.! powiedziała Hermiona z nadzieją w głosie, kiedy pani Weasley znowu wyszła. Wiesz co, może to dobry pomysł, pokazać ludziom, jakie to okropne, sprzątać przez cały czas... moglibyśmy zorganizować sponsorowane sprzątanie pokoju wspólnego w Gryffindorze, cały dochód na W.E.S.Z. Podniosłaby się i świadomość, i stan naszego konta...

Mogę cię najwyżej zasponsorować, żebyś wreszcie przestała gadać o tej WSZY mruknął ze złością Ron, ale tylko Harry to dosłyszał.

* * *

Im bliżej było końca wakacji, tym częściej Harry marzył o Hogwarcie. Nie mógł się już doczekać spotkania z Hagridem, gry w quidditcha, a nawet spacerów między grządkami warzyw do cieplarni, gdzie pani Sprout nauczała ich zielarstwa. Chciał już opuścić ten zatęchły, pełen kurzu dom, gdzie połowa kredensów wciąż była zamknięta na klucz, a z ciemnych kątów dobiegało obraźliwe mamrotanie Stworka. Ale, oczywiście, pilnował się, by nie wypowiadać tych myśli na głos w obecności Syriusza.

Prawdę mówiąc, życie w kwaterze głównej przeciwników Voldemorta nie okazało się wcale tak ciekawe, jak się spodziewał, zanim tu przybył. Chociaż członkowie Zakonu Feniksa często się pojawiali, czasami zostając na posiłkach, czasami wpadając tylko, żeby wymienić szeptem kilka uwag, pani Weasley dbała o to, by Harry i jego przyjaciele niczego nie usłyszeli (ani własnymi uszami, ani Uszami Dalekiego Zasięgu) i wyglądało na to, że nikomu, nawet Syriuszowi, nie przychodziło na myśl, że Harry chce się dowiedzieć czegoś więcej ponad to, co usłyszał w ów wieczór, kiedy tu przybył.

Nadszedł ostatni dzień wakacji. Harry zeskrobywał z szafy odchody Hedwigi, kiedy do jego sypialni wszedł Ron, niosąc parę kopert.

Przysłali listy podręczników powiedział, rzucając jedną z kopert Harryemu, który stał na krześle. Najwyższy czas, już myślałem, że zapomnieli, zwykle przysyłają o wiele wcześniej...

Harry zgarnął resztki ptasich kupek do worka na śmieci i rzucił go ponad głową Rona do stojącego w rogu kosza, który połknął worek i głośno beknął. Potem otworzył kopertę. Zawierała dwa arkusze pergaminu; jeden przypominał o tym, że rok szkolny zaczyna się pierwszego września, drugi informował, jakie podręczniki będą mu potrzebne w nadchodzącym roku.

Tylko dwa nowe powiedział, czytając listę. Standardowa księga zaklęć, Stopień 5 Mirandy Goshawk i Teoria obrony magicznej Wilberta Slinkharda.

Coś strzeliło i tuż obok Harryego aportowali się Fred i George. Był już do tego przyzwyczajony, więc nawet nie spadł z krzesła.

Właśnie się zastanawialiśmy, kto wstawił podręcznik Slinkharda zaczął Fred.

Bo to oznacza, że Dumbledore znalazł nowego nauczyciela obrony przed czarną magią dodał George.

W ostatniej chwili powiedział Fred.

Dlaczego? zapytał Harry, zeskakując między nich.

No bo parę tygodni temu podsłuchaliśmy przez Uszy Dalekiego Zasięgu rozmowę rodziców, z której wynikało, że Dumbledore ma poważne kłopoty ze znalezieniem kogoś, kto by tego nauczał w tym roku.

Trudno się dziwić, jak się pamięta, co się przydarzyło ostatnim czterem zauważył George.

Jeden wylany, jeden martwy, jeden pozbawiony pamięci i jeden zamknięty w kufrze przez dziewięć miesięcy wyliczył Harry na palcach. No tak, chyba masz rację.

Ron, co z tobą? zapytał Fred.

Ron nie odpowiedział. Harry rozejrzał się. Ron stał nieruchomo z lekko otwartymi ustami, gapiąc się na swój list z Hogwartu.

Co się stało? zapytał niecierpliwie Fred, obchodząc Rona, żeby mu zajrzeć przez ramię.

Po chwili i jemu szczęka opadła.

Prefekt? powiedział, wpatrując się w list z niedowierzaniem. Prefekt?

George podskoczył, wyrwał Ronowi kopertę z drugiej ręki i potrząsnął nią. Na dłoń Georgea wypadło coś szkarłatno-złotego.

To niemożliwe wymamrotał ochrypłym głosem.

To jakaś pomyłka powiedział Fred, wyrywając Ronowi list z ręki i patrząc na pergamin pod światło, jakby sprawdzał znaki wodne. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zrobiłby Rona prefektem...

Głowy obu bliźniaków zwróciły się jednocześnie w stronę Harryego.

Myśleliśmy, że to ty jesteś pewniakiem! powiedział Fred takim tonem, jakby Harry ich oszukał.

Myśleliśmy, że Dumbledore po prostu MUSI wybrać ciebie! dodał wzburzony George.

Przecież zwyciężyłeś w Turnieju Trójmagicznym, no i w ogóle! zaperzył się Fred.

Myślę, że to przez wszystkie jego numery powiedział George do Freda.

Taak oświadczył grobowym głosem Fred. Tak, za bardzo namieszałeś, Harry. No, ale przynajmniej jeden z was został należycie doceniony.

Podszedł do Harryego i poklepał go po ramieniu, obrzucając Rona jadowitym spojrzeniem.

Prefekt... Ronuś prefekt...

Och, co na to powie nasza biedna mama! jęknął George, rzucając Ronowi odznakę, jakby się mógł od niej czymś zarazić.

Ron, który dotąd nie wypowiedział ani słowa, złapał odznakę, popatrzył na nią przez chwilę, po czym podsunął ją Harryemu, jakby go prosił o potwierdzenie, że jest prawdziwa. Harry wziął ją do ręki. Był na niej lew, herb Gryffindoru, a na nim duża litera E Pamiętał tę odznakę. Zobaczył ją na piersiach Percyego w pierwszy dzień swego pobytu w Hogwarcie.

Drzwi otworzyły się z hukiem. Wpadła Hermiona, z wypiekami na policzkach i rozwianymi włosami. W ręku trzymała kopertę.

Czy już dostaliście...

Spostrzegła odznakę w ręku Harryego i aż krzyknęła.

Wiedziałam! Ja też, Harry, ja też!

Nie odpowiedział szybko Harry, wciskając z powrotem odznakę w rękę Rona. To Ron, nie ja.

To... co?

Ron jest prefektem, nie ja.

Ron? powtórzyła Hermiona i szczęka jej opadła. Ale... jesteś pewny? To znaczy...

Zobaczyła bezradną minę Rona i oblała się rumieńcem.

W liście jest moje nazwisko powiedział.

Ja... wyjąkała zupełnie oszołomiona Hermiona. Ja... no... Och, Ron, gratuluję! To naprawdę...

Wielka niespodzianka wpadł jej w słowo George, kiwając głową.

Nie! Hermiona jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Nie, nieprawda... Ron tyle dokonał... on jest naprawdę... Drzwi się otworzyły i weszła pani Weasley z naręczem świeżo wypranych ubrań.

Ginny mi mówiła, że wreszcie przyszły listy podręczników powiedziała, zerkając na wszystkie koperty, po czym podeszła do łóżka i zaczęła rozdzielać ubrania na dwie kupki. Jak mi dacie swoje, to po południu zajrzę na Pokątną i kupię wam wszystkie książki, a wy się przez ten czas spakujecie. Ron, muszę ci kupić nowe piżamy, te już są za krótkie o jakieś sześć cali, aż trudno uwierzyć, jak ty szybko rośniesz... Jaki byś chciał kolor?

Kup mu czerwono-złote, będą pasowały do odznaki mruknął George, uśmiechając się złośliwie.

Do czego? zapytała niezbyt przytomnym głosem pani Weasley, zwijając parę kasztanowych skarpetek i kładąc ją na kupce Rona.

Do jego ODZNAKI powiedział dobitnie Fred, najwyraźniej pragnąc to mieć z głowy. Do jego nowej, błyszczącej ODZNAKI PREFEKTA.

Słowa Freda dopiero po chwili dotarły do świadomości pani Weasley, zajętej piżamami.

Jego... ale... Ron, przecież nie...

Ron uniósł wysoko odznakę.

Nie wierzę! Nie wierzę! Och, Ron, to cudownie! Prefekt! Jak każdy w tej rodzinie!

A ja i Fred to co, jesteśmy tylko sąsiadami? zdenerwował się George, kiedy matka odepchnęła go na bok i rzuciła się na swego najmłodszego syna, obejmując go gwałtownie.

Och, jak ojciec się dowie! Ron, jestem z ciebie taka dumna, co za wspaniała wiadomość, może kiedyś zostaniesz prefektem szkoły, tak jak Bill i Percy, to pierwszy krok! Och, cóż za wspaniała niespodzianka, i to w tym okropnym okresie, kiedy mamy tyle zmartwień, jestem naprawdę wzruszona, och Ronusiu...

Za jej plecami Fred i George wydawali takie odgłosy, jakby im się zbierało na wymioty, ale pani Weasley nie zwracała na to uwagi, obcałowując twarz Rona, który zrobił się bardziej purpurowy od swojej odznaki.

Mamo... przestań... mamo, opanuj się... mamrotał, próbując wyrwać się z jej uścisku.

W końcu go puściła i wysapała:

No to co byś chciał? Percy dostał sowę, ale ty już przecież masz...

C-co masz na myśli, mamo? zapytał Ron, jakby nie wierzył własnym uszom.

Zasłużyłeś na nagrodę! odpowiedziała pani Weasley pieszczotliwym tonem. Co powiesz na nową szatę wyjściową?

Przecież już jedną ma mruknął Fred z kwaśną miną, jakby potępiał taką szczodrobliwość.

Albo nowy kociołek, bo ten stary, po Charliem, już przerdzewiał, albo nowego szczura, zawsze lubiłeś Parszywka...

Mamo powiedział Ron z nadzieją w głosie mógłbym dostać nową miotłę?

Twarz pani Weasley nieco się wydłużyła: miotły były drogie.

Nie jakąś super szybko dodał Ron. Tylko... tylko nową... choć raz...

Pani Weasley zawahała się przez chwilę, a potem uśmiechnęła.

Oczywiście, Ron, oczywiście... No, jak mam ci kupić i miotłę, to lepiej już pójdę. Dzieciaki, do widzenia! Mój Ronuś prefektem! I nie zapomnijcie się spakować... Prefekt... Och, cała się trzęsę!

Jeszcze raz pocałowała Rona w policzek, pociągnęła głośno nosem i wybiegła z pokoju.

Fred i George wymienili spojrzenia.

Ron, nie masz nic przeciw temu, że nie będziemy cię całować? zapytał Fred z udawanym niepokojem.

Jak chcesz, to możemy ci się kłaniać dodał George.

Och, zamknijcie się burknął Ron, patrząc na nich spode łba.

Bo co? rzucił Fred, szczerząc złośliwie zęby. Bo dasz nam szlaban?

Bardzo bym chciał to zobaczyć zachichotał George.

I możesz zobaczyć, jak nie przestaniecie! krzyknęła Hermiona, na co Fred i George wybuchnęli śmiechem, a Ron mruknął:

Daj spokój, Hermiono.

Odtąd będziemy musieli uważać, George rzekł Fred, udając, że trzęsie się ze strachu. Jak tych dwoje dobierze się nam do skóry...

Tak, chyba już koniec z łamaniem prawa jęknął George, kręcąc głową.

I obaj deportowali się z głośnym trzaskiem.

Och, jacy oni są okropni! powiedziała ze złością Hermiona, patrząc w sufit, przez który dochodziły ryki śmiechu obu bliźniaków. Nie zwracaj na nich uwagi, Ron, oni są po prostu zazdrośni!

Nie jestem pewny mruknął Ron, też patrząc na sufit. Zawsze mówili, że tylko palant może zostać prefektem... Ale za to... w jego głosie zabrzmiała satysfakcja nigdy nie mieli nowych mioteł! Och, wolałbym sam ją wybrać! Mamy na pewno nie będzie stać na Nimbusa, ale pojawił się nowy model Zmiatacza, byłoby super... Tak, chyba jej powiem, że chciałbym mieć Zmiatacza, żeby wiedziała, że...

I wyleciał z pokoju.

Harry stwierdził, że z jakiegoś powodu nie ma ochoty patrzyć na Hermionę. Odwrócił się do swojego łóżka, wziął czyste ubrania, które położyła tam pani Weasley, i przeszedł przez pokój do swojego kufra.

Harry? zagadnęła go Hermiona.

Gratuluję powiedział Harry tak serdecznym tonem, że sam nie poznał własnego głosu. Nadal na nią nie patrzył. Wspaniale. Prefekt. Super.

Dzięki. Eee... Harry... czy mógłbyś mi pożyczyć Hedwigę, żebym mogła powiadomić rodziców? Tak się ucieszą... no wiesz, akurat wiedzą, co to znaczy zostać prefektem...

No jasne, nie ma problemu odrzekł Harry, wciąż tym przesłodzonym głosem, który wcale nie należał do niego. Bierz ją!

Pochylił się nad kufrem, ułożył ubrania na dnie i udawał, że czegoś szuka. Hermiona podeszła do szafy i przywołała Hedwigę. Minęło kilka sekund, rozległ się odgłos otwieranych drzwi, ale on nadal trwał pochylony nad kufrem, nasłuchując. Słyszał tylko chichotanie pustego obrazu na ścianie i czkanie kosza na śmieci, przetrawiającego ptasie odchody.

Wyprostował się i rozejrzał po pokoju. Hermiony i Hedwigi już nie było. Wrócił powoli do swojego łóżka i opadł na nie, patrząc pustym wzrokiem na dół szafy.

Zupełnie zapomniał, że w piątej klasie wybiera się nowych prefektów. Zbyt się bał, że go wyrzucą, by choć przez chwilę pomyśleć o tym, że odznaki muszą trafić do określonych osób. Ale gdyby pamiętał... gdyby o tym pomyślał... czego by się spodziewał?

Nie tego odezwał się w jego głowie cichy, przekonujący głosik.

Zacisnął powieki i ukrył twarz w dłoniach. Siebie nie mógł okłamać: gdyby wiedział, że odznaka prefekta ma mieć nowego właściciela, spodziewałby się, że to on nim zostanie, nie Ron. Czy to czyni z niego takiego pyszałka jak Draco Malfoy? Czy uważa się za kogoś lepszego od innych? Czy naprawdę wierzy, że jest lepszy od Rona?

Nie zaprzeczył buntowniczo głosik.

Czy to prawda? zastanawiał się Harry, z niepokojem analizując własne uczucia.

Jestem lepszy w quidditchu powiedział głosik. Ale tylko w tym, w niczym więcej.

Tak, to prawda, nie był wcale lepszy od Rona w nauce. Ale poza nauką? A w tych przygodach, które on, Ron i Hermiona mieli razem od pierwszego roku nauki w Hogwarcie, często narażając się na coś o wiele gorszego od wyrzucenia ze szkoły?

Przecież Ron i Hermiona byli ze mną prawie przez cały czas szepnął głosik.

Ale nie przez cały czas sprzeczał się Harry sam ze sobą. Nie było ich, kiedy walczyłem z Quirrellem. Nie pokonali Riddlea i bazyliszka. Nie przepędzili dementorów w noc ucieczki Syriusza. Nie byli ze mną na tym cmentarzu owej nocy, gdy powrócił Voldemort...

Znowu ogarnęło go dręczące poczucie niesprawiedliwości, to samo, które tak boleśnie przeżywał, gdy tu przybył. Nikt mi nie powie, że nie dokonałem większych czynów, pomyślał z oburzeniem. Zrobiłem więcej od każdego z nich!

Ale może odezwał się cichy głosik może Dumbledore nie wybiera na prefektów tych, którzy wciąż pakują się w jakieś niebezpieczne sytuacje... Może chodzi mu o co innego... Ron musi mieć coś, czego ja nie mam...

Harry otworzył oczy i spojrzał przez palce na rzeźbione nogi szafy, przypominając sobie, co powiedział Fred:

Nikt o zdrowym umyśle nie zrobiłby Rona prefektem...

Parsknął śmiechem. W chwilę później poczuł do siebie obrzydzenie.

Ron nie prosił Dumbledorea o odznakę. To nie Rona wina. Czyżby on, Harry, najlepszy przyjaciel Rona, miał się na niego dąsać, bo nie dostał odznaki, miał się razem z bliźniakami naśmiewać z Rona za jego plecami, miał mu zepsuć radość, kiedy po raz pierwszy Ron okazał się w czymś lepszy od niego?

Usłyszał kroki na schodach. Wstał, poprawił sobie okulary i przywołał uśmiech na twarz, kiedy Ron wpadł do pokoju.

Złapałem ją! krzyknął uradowany. Powiedziała, że kupi mi Zmiatacza, jak tylko dostanie.

Ekstra powiedział Harry i poczuł ulgę, bo jego głos nie zabrzmiał już tak słodko. Słuchaj, Ron... naprawdę ci gratuluję, stary...

Ron przestał się uśmiechać.

Nigdy nawet nie pomyślałem, że to mogę być ja! powiedział, kręcąc głową. Zawsze byłem pewny, że ty dostaniesz odznakę!

Ja chyba rzeczywiście trochę za bardzo namieszałem rzekł Harry, powtarzając słowa Freda.

No tak... mruknął Ron. Tak, pewnie dlatego... No to co, chyba musimy się zabrać za pakowanie kufrów?

Sami się dziwili, jak mogli porozrzucać swoje rzeczy po całym domu w tak krótkim czasie. Zbieranie książek i innego dobytku zajęło im większość popołudnia. Harry zauważył, że Ron nie może się rozstać ze swą odznaką: najpierw położył ją na nocnej szafce, potem włożył do kieszeni dżinsów, a potem znowu wyjął i położył na swojej złożonej szkolnej szacie, jakby chciał sprawdzić, jak się prezentuje czerwień na czarnym tle. Dopiero kiedy do pokoju wpadli bliźniacy i zaproponowali, że przytwierdzą mu ją do czoła za pomocą Zaklęcia Trwałego Przylepca, owinął ją troskliwie w parę pomarańczowych skarpetek i zamknął w kufrze.

Około szóstej po południu pani Weasley wróciła z ulicy Pokątnej, obładowana książkami, niosąc pod pachą długi, owinięty w gruby brązowy papier pakunek, który Ron porwał z jękiem tęsknoty.

Tylko teraz tym się nie baw, zaraz będzie kolacja, już zaczęli przychodzić... Wszyscy na dół, bardzo proszę... powiedziała, ale gdy tylko wyszła z pokoju, Ron rozerwał gorączkowo papier i zaczął oglądać z bliska swą nową miotłę, promieniejąc z radości.

W kuchni pani Weasley powiesiła nad suto zastawionym stołem szkarłatny transparent z napisem: GRATULUJEMY! RON I HERMIONA NOWYMI PREFEKTAMI! Harry pomyślał, że w tak dobrym nastroju nie widział jej przez całe wakacje.

Pomyślałam, że urządzimy sobie małe przyjęcie, a nie zwykłą kolację przy stole powiedziała, kiedy Harry, Ron, Hermiona, Fred, George i Ginny weszli do kuchni. Ron, ojciec i Bill już są w drodze, posłałam im sowy. Są okropnie przejęci dodała rozpromieniona.

Fred potoczył oczami po suficie.

W kuchni byli już Syriusz, Lupin, Tonks i Kingsley Shacklebolt, a Szalonooki Moody przykuśtykał w chwilę później, gdy Harry nalał sobie kufel kremowego piwa.

Och, Alastorze, jak się cieszę, że jesteś powitała go pani Weasley, kiedy Moody zrzucił ciężką pelerynę. Od dawna chcieliśmy cię poprosić... czy mógłbyś rzucić okiem na sekretarzyk w salonie i powiedzieć nam, co w nim siedzi? Nie chcieliśmy otwierać go bez ciebie, bo baliśmy się, że może to być coś naprawdę okropnego...

Nie ma problemu, Molly...

Elektrycznoniebieskie oko Moodyego obróciło się i utkwiło wzrok w suficie.

Salon... mruknął. To biurko w rogu? Aha, widzę... Taak, to bogin... Chcesz, żebym go przepędził, Molly?

Nie, nie, zrobię to sama później. Proszę, napij się. Mamy tu małą uroczystość... Wskazała na szkarłatny transparent. Czwarty prefekt w rodzinie! powiedziała z dumą, mierzwiąc Ronowi włosy.

Prefekt, tak? zagrzmiał Moody, zwracając na Rona swoje normalne oko, podczas gdy magiczne obracało się w drugą stronę.

Harry miał wrażenie, że to oko przez chwilę spoglądało na niego, a potem zwróciło się na Syriusza i Lupina.

No, to moje gratulacje powiedział Moody, wciąż patrząc na Rona swym normalnym okiem. Osoby dzierżące władzę zwykle ściągają na siebie kłopoty, ale Dumbledore na pewno uważa, że potrafisz stawić czoło większości zaklęć i uroków, boby cię nie wybrał...

Ron sprawiał wrażenie, jakby go nieco zaskoczył ten punkt widzenia, ale na szczęście nie musiał nic odpowiedzieć, bo właśnie przybył jego ojciec wraz z najstarszym bratem. Pani Weasley była w tak dobrym nastroju, że nawet nie jęknęła na widok Mundungusa, którego ze sobą przyprowadzili. Mundungus miał na sobie długi płaszcz, powybrzuszany dziwnie w różnych miejscach, i odmówił zdjęcia go i powieszenia obok płaszcza Moodyego.

No, myślę, że czas na toast oświadczył pan Weasley, kiedy każdy dostał puchar do ręki. Za Rona i Hermionę, nowych prefektów Gryffindoru!

Wszyscy wypili, zagrzmiały oklaski, a Ron i Hermiona promieniowali szczęściem.

Ja tam nigdy nie byłam prefektem powiedziała Tonks zza pleców Harryego, kiedy wszyscy ruszyli do stołu po przekąski. Dziś miała włosy koloru pomidorowoczerwonego, opadające aż do pasa, i wyglądała jak starsza siostra Ginny. Mój opiekun domu powiedział, że brakuje mi pewnych niezbędnych kwalifikacji.

Jakich? zapytała Ginny, nakładając sobie na talerzyk pieczonego ziemniaka.

Na przykład umiejętności przyzwoitego zachowania.

Ginny parsknęła śmiechem. Hermiona sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, czy się roześmiać czy nie, i w końcu rozwiązała ten problem, wypijając jeszcze jeden duży łyk kremowego piwa i krztusząc się nim.

A ty, Syriuszu? zapytała Ginny, waląc Hermionę w plecy.

Syriusz, który stał tuż obok Harryego, ryknął śmiechem, jak zwykle przypominającym ujadanie psa.

Mnie też nikt by nie zrobił prefektem, za dużo mieliśmy z Jamesem szlabanów. Ale Lupin był grzecznym chłopcem, więc dostał odznakę.

Dumbledore pewnie miał nadzieję, że będę miał dobry wpływ na moich najlepszych przyjaciół powiedział Lupin. Muszę niestety wyznać, że go okropnie zawiodłem.

Harryemu nagle poprawił się nastrój. Jego ojciec też nie był prefektem! Przyjęcie zaczęło mu się o wiele bardziej podobać; odszedł od stołu z kopiastym talerzem, pełen sympatii do całego świata.

Ron piał z zachwytu nad swoją nową miotłą.

...przyspieszenie do siedemdziesięciu w ciągu dziesięciu sekund, nieźle, co? Zwłaszcza jak się pamięta, że według poradnika Jak wybrać miotłę? Kometa Dwa Dziewięćdziesiąt osiąga tylko sześćdziesiątkę, i to przy sprzyjającym wietrze...

Hermiona przedstawiała namiętnie Lupinowi swój punkt widzenia na prawa skrzatów.

Chodzi mi o to, że to taki sam absurd, jak segregacja wiłkołaków. A źródłem takich absurdów jest to obłędne przekonanie, że czarodzieje są lepsi od wszystkich innych istot...

Pani Weasley jak zwykle sprzeczała się z Billem o jego włosy.

...latają ci na wszystkie strony, a jesteś taki przystojny, byłoby ci o wiele lepiej w krótszych włosach, prawda, Harry?

Och... czy ja wiem... bąknął Harry, lekko przerażony tym, że pytają go o zdanie, i szybko ruszył w kierunku Freda i Georgea, którzy rozmawiali w kącie z Mundungusem.

Na widok Harryego Mundungus umilkł w połowie zdania, ale Fred mrugnął i przywołał Harryego gestem.

On jest w porządku, Dung powiedział możemy mu zaufać, jest naszym finansowym wsparciem.

Zobacz, co Dung wytrzasnął rzekł George, wyciągając do Harryego rękę.

Jego dłoń była pełna czegoś, co wyglądało jak pomarszczone czarne strączki. Coś w nich trzeszczało cicho, choć wcale się nie ruszały.

Nasiona jadowitej tentakuli! Potrzebujemy ich do naszych Bombonierek Lesera, ale należą do substancji niewymienialnych klasy C, więc mieliśmy trudności z ich zdobyciem.

No to co, Dung, dziesięć galeonów za wszystko? zapytał Fred.

A macie pojęcie, jak trudno było je zdobyć? odpowiedział pytaniem Mundungus, wytrzeszczając podpuchnięte, nabiegłe krwią oczy. Przykro mi, chłopaki, ale nie zejdę nawet knuta poniżej dwudziestu.

Dung lubi opowiadać dowcipy powiedział Fred do Harryego.

No, jego najlepszy do tej pory to sześć sykli za kolce szpiczaka dodał George.

Uważajcie ostrzegł ich cicho Harry.

Bo co? prychnął Fred. Spoko, mama rozpływa się nad Ronusiem prefektem.

Ale Moody może mieć na was oko.

Mundungus zerknął nerwowo przez ramię.

Trafna uwaga mruknął. No dobra, chłopaki, niech będzie dziesięć, tylko szybko.

Twoje zdrowie, Harry! ucieszył się Fred, kiedy Mundungus opróżnił kieszenie na wyciągnięte dłonie bliźniaków i pokuśtykał do stołu. Lepiej zanieśmy je na górę...

Harry odprowadzał ich wzrokiem z mieszanymi uczuciami. Przyszło mu na myśl, że państwo Weasleyowie zechcą wiedzieć, skąd Fred i George mają środki na swój interes z magicznymi gadżetami, kiedy, co było nieuniknione, w końcu odkryją, że bliźniacy go prowadzą. Gdy dawał im swą nagrodę za zwycięstwo w Turnieju Trójmagicznym, nie zastanawiał się nad konsekwencjami, teraz jednak poczuł niepokój. Co będzie, jeśli doprowadzi to do kolejnej awantury rodzinnej, która może się skończyć tak fatalnie, jak w przypadku Percyego? Czy pani Weasley nadal będzie go traktować jak własnego syna, kiedy odkryje, że to on umożliwił Fredowi i Georgeowi rozpoczęcie kariery, którą uważała za wielce niestosowną dla swoich synów?

Stojąc w tym samym miejscu, w którym bliźniacy go opuścili, i mając za towarzysza tylko mdlące poczucie winy, Harry dosłyszał dźwięk swojego nazwiska. Tubalny głos Kingsleya Shacklebolta był wyraźnie słyszalny nawet w ogólnym gwarze.

...dlaczego Dumbledore nie mianował prefektem Pottera?

Miał swoje powody odrzekł Lupin.

Ale chłopak by poczuł, że Dumbledore ma do niego zaufanie. Na jego miejscu tak bym zrobił mówił Kingsley zwłaszcza że Prorok Codzienny wciąż na niego napada...

Harry nie spojrzał w ich stronę; nie chciał, by wiedzieli, że to usłyszał. Wrócił do stołu, choć nie był specjalnie głodny. Jego dobry nastrój prysł tak szybko, jak się pojawił. Nagle zapragnął znaleźć się już w łóżku.

Szalonooki Moody wąchał resztką swego nosa nóżkę kurczaka; najwyraźniej nie wyczuł żadnej trucizny, bo po chwili odgryzł kawałek mięsa.

...rączka jest z hiszpańskiego dębu, pokryta lakierem przeciwko urokom, i ma wbudowany system antywibracyjny... mówił Ron do Tonks.

Pani Weasley ziewnęła szeroko.

No, chyba zajmę się tym boginem, zanim pójdę spać... Arturze, przypilnuj, żeby dzieciaki nie siedziały za długo, dobrze? Dobranoc, Harry, mój kochaneczku.

Wyszła z kuchni. Harry odstawił talerz, zastanawiając się, czy mógłby pójść w jej ślady, nie zwracając niczyjej uwagi.

Jak samopoczucie, Potter? zadudnił głos Moodyego.

Dziękuję, świetne skłamał Harry.

Moody pociągnął z piersiówki, a jego magiczne oko błysnęło, zezując na Harryego.

Podejdź bliżej, mam tu coś, co może cię zainteresować.

I z wewnętrznej kieszeni szaty wyciągnął bardzo zniszczoną magiczną fotografię.

Pierwsi członkowie Zakonu Feniksa mruknął Moody. Znalazłem to zeszłej nocy, kiedy szukałem zapasowej peleryny-niewidki, bo ten Podmore nie ma zwyczaju oddawać pożyczonych rzeczy... Pomyślałem, że niektórzy chętnie by na to rzucili okiem.

Harry wziął od niego fotografię. Zobaczył grupkę ludzi; niektórzy machali do niego rękami, inni unosili okulary, by mu się przyjrzeć.

To ja powiedział Moody, pokazując palcem, choć wcale nie musiał tego robić. Trudno było go nie rozpoznać, choć na zdjęciu włosy miał ciemniejsze, a nos jeszcze nie okaleczony. A tu, obok mnie, stoi Dumbledore, z drugiej strony Dedalus Diggle... To jest Marlena McKinnon, zamordowano ją dwa tygodnie później, razem z całą rodziną. To Frank i Alicja Longbottomowie...

Harry poczuł jeszcze większy ucisk w żołądku: choć nigdy nie spotkał pani Longbottom, dobrze znał tę okrągłą, miłą twarz, bo Neville, jej syn, był do niej bardzo podobny.

Biedacy mruknął Moody. Już lepsza śmierć niż to, co ich spotkało... A to Emelina Vance, już ją poznałeś, a to, rzecz jasna, Lupin... Benio Fenwick, jego też trafiło, znaleźliśmy tylko szczątki... No, rozsuńcie się dodał, szturchając zdjęcie końcem palca, na co grupka ludzi rozstąpiła się na boki, żeby zrobić miejsce innym, dotąd za nimi schowanym.

To jest Edgar Bones... brat Amelii Bones, jego też dorwali z całą rodziną, to był wielki czarodziej... Sturgis Podmore, a niech to diabli, wygląda tak młodo... Caradoc Dearborn, zaginął sześć miesięcy później, nigdy nie odnaleźliśmy ciała... A tu Hagrid, nic się nie zmienił... Elfias Doge, też go spotkałeś, zupełnie zapomniałem, że nosił ten okropny kapelusz... Gideon Prewett, potrzebowali aż pięciu śmierciożerców, żeby ukatrupić jego i jego brata Fabiana, walczyli jak bohaterowie... No, zróbcie im miejsce, zróbcie miejsce...

Ludzie z tylnych rzędów znowu zaczęli przepychać się do przodu.

To brat Dumbledorea, Aberforth, widziałem go tylko ten jeden raz, dość dziwny facet... A to Dorcas Meadowes, Voldemort zamordował ją osobiście... Syriusz, jeszcze z krótkimi włosami... i... popatrz, to może cię zainteresować...

Harryemu serce mocno zabiło. Z fotografii uśmiechali się do niego jego rodzice, siedzący po obu stronach drobnego mężczyzny o wodnistych oczach, w którym Harry natychmiast rozpoznał Glizdogona tego, który zdradził Voldemortowi miejsce ich pobytu i w ten sposób pomógł w ich zamordowaniu.

Dobre, co? zapytał Moody.

Harry spojrzał na pokrytą bliznami, dziobatą twarz. Moody był wyraźnie zadowolony z tego, że sprawił mu taką niespodziankę.

Taak powiedział Harry, zmuszając się do krzywego uśmiechu. Ee... wie pan... właśnie sobie przypomniałem, że nie zapakowałem jeszcze mojego...

Nie musiał jednak wymyślać niczego na poczekaniu, bo akurat Syriusz zagadnął: Co tam masz, Szalonooki? i Moody odwrócił się. Harry szybko przeciął kuchnię, otworzył drzwi i zanim ktokolwiek zdążył za nim zawołać, popędził schodami na górę.

Nie wiedział, dlaczego przeżył taki wstrząs; ostatecznie widział już swoich rodziców na zdjęciu i spotkał Glizdogona... ale teraz zupełnie się tego nie spodziewał... Każdy by tak zareagował, pomyślał ze złością.

Ale zobaczyć ich w otoczeniu tych wszystkich roześmianych twarzy... Benio Fenwick, z którego zostały tylko szczątki, i Gideon Prewett, który zginął jak bohater, i Longbottomowie, doprowadzeni torturami do szaleństwa... wszyscy wiecznie machający do widza rękami, jeszcze nie wiedzący, jaki ich spotka los... Dla Moodyego mogło to być interesujące... ale dla niego, Harryego, było przykrym wstrząsem...

Przeszedł na palcach przez hol i wspiął się po schodach na górę, mijając wypchane głowy skrzatów, rad, że wreszcie jest sam, ale gdy zbliżał się już do pierwszego piętra, usłyszał jakiś dźwięk. W salonie ktoś szlochał.

Halo?

Nie było odpowiedzi, ale szlochanie nadal trwało. Wbiegł na górę, przeskakując po dwa stopnie, przeciął klatkę schodową i otworzył drzwi do salonu.

Jakaś postać kuliła się na tle ciemnej ściany. W ręku trzymała różdżkę, a całym jej ciałem wstrząsały łkania. A na zakurzonym starym dywanie w plamie księżycowego blasku rozciągnięte było martwe ciało Rona.

Harryemu zabrakło powietrza w płucach, poczuł się tak, jakby spadał przez podłogę w lodowatą otchłań... Ron nie żyje... nie, to niemożliwe...

Zaraz... tak, TO NIEMOŻLIWE... przecież Ron jest na dole...

Pani Weasley? wychrypiał.

R - r-riddikulus! jęknęła pani Weasley, celując różdżką w ciało Rona.

TRZASK.

Ciało Rona zamieniło się w ciało Billa, leżące na plecach z rozłożonymi rękami, z szeroko otwartymi pustymi oczami. Pani Weasley zaszlochała jeszcze głośniej.

R - riddikulus!

TRZASK.

Teraz zamiast ciała Billa na dywanie spoczywało ciało pana Weasleya; okulary miał przekrzywione, a po twarzy spływała strużka krwi.

Nie! jęknęła pani Weasley. Nie!... Riddikulus! Riddikulus! RIDDIKULUS!

TRZASK. Martwi bliźniacy. TRZASK. Martwy Percy. TRZASK. Martwy Harry...

Pani Weasley, proszę stąd wyjść! krzyknął Harry, patrząc na swoje martwe ciało na podłodze. Niech ktoś inny...

Co się tu dzieje?

Do pokoju wbiegł Lupin, za nim Syriusz, a za nimi kuśtykał już Moody. Lupin spojrzał na panią Weasley, potem na martwe ciało Harryego, i natychmiast zrozumiał. Wyciągnął różdżkę i powiedział bardzo stanowczo i wyraźnie:

Riddikulus!

Ciało Harryego znikło. Nad miejscem, w którym dopiero co leżało, zawisła srebrna kula. Lupin jeszcze raz machnął różdżką i kula znikła, pozostawiając po sobie obłoczek dymu.

Och... och... och! zaszlochała pani Weasley, ukrywając twarz w dłoniach.

Molly rzekł Lupin, podchodząc do niej. Molly, nie...

Po chwili wypłakiwała się już na jego ramieniu.

Molly, to był tylko bogin pocieszał ją łagodnie, gładząc po głowie. Tylko głupi bogin...

Wciąż widzę ich martwych! jęknęła pani Weasley w jego ramię. Wciąąż! Wciąąż mi się to śniii!

Syriusz wpatrywał się w dywan, na którym przed chwilą spoczywało ciało Harryego. Moody patrzył na Harryego, który unikał jego spojrzenia. Miał dziwne wrażenie, że magiczne oko Moodyego śledziło go przez cały czas od wyjścia z kuchni.

N-n-nie mówcie Arturowi zawodziła teraz pani Weasley, wycierając gorączkowo oczy pięściami. N-n-nie chcę, żeby się dowie-e-e-dział... Byłam głu-upiaaa...

Lupin podał jej chusteczkę. Wytarła nos.

Harry, tak mi głupio, co ty sobie o mnie pomyślisz... powiedziała drżącym głosem. Nie potrafię sobie poradzić nawet z boginem...

Proszę nie opowiadać głupstw przerwał jej Harry, próbując się uśmiechnąć.

Ja po prostu t-t-tak się o wszystkich m-m-martwię jęknęła pani Weasley, a łzy znowu pociekły jej z oczu. Pół r-r-rodziny w Zakonie, to będzie prawdziwy cud, jak wszyscy p-przeżyjemy... a P-P-Percy się do nas nie od... nie odzywa... A jak stanie się coś s-s-strasznego i już nigdy się nie s-s-spo-tkamy? A jak zabraknie mnie i Artura, to kto się z-z-zajmie Ronem i Ginny?

Molly, już dosyć powiedział Lupin stanowczym tonem. Teraz nie będzie tak jak wtedy. Zakon jest lepiej przygotowany, od początku mamy przewagę, bo wiemy, co zamierza Voldemort...

Na dźwięk tego nazwiska pani Weasley pisnęła cicho ze strachu.

Och, Molly, chyba już czas, żebyś się przyzwyczaiła do tego nazwiska... zrozum, nie mogę ci obiecać, że nikomu nie stanie się krzywda... nikt ci tego nie może obiecać... ale jesteśmy wszyscy o wiele lepiej przygotowani, wtedy nie byłaś nawet w Zakonie, zrozum, wtedy była nas garstka, dwudziestu śmierciożerców na każdego z nas, załatwiali nas po kolei...

Harry znowu pomyślał o tej fotografii, o swoich rodzicach, uśmiechających się do niego z przeszłości. Wiedział, że Moody wciąż mu się przypatruje.

Nie martw się o Percyego powiedział nagle Syriusz. Nawróci się. To tylko kwestia czasu. Jak Voldemort się ujawni, całe ministerstwo zacznie nas błagać o przebaczenie. I wcale nie jestem pewny, czy przyjmę ich przeprosiny dodał z goryczą.

A co się tyczy opieki nad Ronem i Ginny po waszej śmierci rzekł Lupin z lekkim uśmiechem to jak ci się wydaje, co zrobimy? Pozwolimy im umrzeć z głodu?

Pani Weasley uśmiechnęła się przez łzy.

Jestem taka głupia mruknęła, wycierając oczy.

Ale kiedy dziesięć minut później Harry zamknął za sobą drzwi sypialni, pomyślał, że pani Weasley wcale nie jest głupia. Wciąż widział swoich rodziców uśmiechających się do niego ze zniszczonej starej fotografii, całkowicie nieświadomych tego, że ich życie, tak jak życie tych, którzy ich otaczali, dobiega właśnie końca. I wciąż migały mu kolejno przed oczami martwe ciała członków rodziny Weasleyów.

Jego czoło bez żadnego ostrzeżenia przeszył ostry ból, a w żołądku coś mu się przewróciło.

Dosyć! Przestań już o tym myśleć! powiedział stanowczo, rozcierając so





:


: 2018-11-11; !; : 172 |


:

:

- , - .
==> ...

1720 - | 1647 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.4 .