.


:




:

































 

 

 

 


ROZDZIAŁ CZWARTY Grimmauld Place 12




Co to takiego, ten Zakon... zaczął Harry, ale Moody warknął:

Nie tutaj, chłopcze! Zaczekaj, aż znajdziemy się w środku!

Wyrwał Harryemu pergamin z ręki i podpalił go końcem różdżki. Pergamin zajął się ogniem, a spopielały rulonik opadł na ziemię. Harry ponownie spojrzał na domy. Stali przed numerem 11, na lewo był numer 10, ale na prawo numer 13.

Ale gdzie jest...

Powtórz w myślach to, co zapamiętałeś powiedział spokojnie Lupin.

Harry pomyślał, a gdy tylko doszedł do miejsca, w którym była mowa o Grimmauld Place 12, pomiędzy numerami 11 i 13 pojawiły się znikąd poobtłukiwane drzwi, a z obu ich stron brudne ściany i ponure okna. Jakby między domami rozdął się nowy dom, rozpychając sąsiednie. Harry wytrzeszczył oczy. W domu numer 11 wciąż dudnił odtwarzacz stereo. Mieszkający w nim mugole najwidoczniej niczego nie poczuli.

No, ruszaj, szybko! warknął Moody, szturchając go w plecy.

Harry wszedł po wychodzonych stopniach, wpatrując się w świeżo zmaterializowane drzwi. Czarna farba w wielu miejscach złuszczyla się i poodpadała. Srebrna klamka miała kształt wijącego się węża. Nie było dziurki od klucza ani szpary na listy.

Lupin wyciągnął różdżkę i stuknął nią w drzwi. Harry usłyszał jakieś metaliczne szczęknięcia i odgłos jakby podzwaniania łańcuchami. Drzwi otworzyły się, skrzypiąc przeraźliwie.

Harry, wchodź szybko szepnął Lupin. Tylko nie idź dalej i niczego nie dotykaj.

Harry przekroczył próg i znalazł się w prawie całkiem ciemnym przedpokoju. Poczuł zapach wilgoci, kurzu i słodki odór stęchlizny, jakby w tym domu nikt od dawna nie mieszkał. Obejrzał się przez ramię i zobaczył ciemne sylwetki czarodziejów. Lupin i Tonks dźwigali jego kufer i klatkę Hedwigi. Moody stał na zewnątrz, zapalając z powrotem latarnie; skradzione uprzednio kule światła śmigały do żarówek i zanim Moody wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, tak że w przedpokoju zrobiło się zupełnie ciemno, placyk zalała pomarańczowa poświata.

Zaraz...

Harry znowu poczuł uderzenie różdżką w głowę, lecz tym razem ze szczytu czaszki spłynęły po jego ciele strumyki gorąca, zrozumiał więc, że Moody zdjął z niego Zaklęcie Kameleona.

Nie ruszajcie się przez chwilę, zaraz się postaram, żeby było trochę jaśniej napłynął z ciemności szept Moodyego.

Przyciszone głosy reszty czarodziejów budziły w Harrym jakieś złowieszcze uczucia, jakby weszli do domu, w którym ktoś umiera. Rozległ się cichy syk i wzdłuż ścian zapłonęły staroświeckie lampy gazowe, rzucając rozdygotane, choć dziwnie martwe światło na łuszczące się tapety i włóczkowy chodnik biegnący przez długi, ponury korytarz. Okryty pajęczynami żyrandol połyskiwał mętnie pod sufitem, a ze ścian spoglądały poczerniałe portrety. Za listwą przy podłodze coś chrobotało. Zarówno żyrandol, jak i kandelabr na kulawym stoliku miały kształt węży.

Harry usłyszał pospieszne kroki i w drzwiach na końcu korytarza pojawiła się pani Weasley, matka Rona. Tryskała radością, choć Harryemu wydało się, że jest jakby szczuplejsza i bledsza niż wtedy, gdy ją widział po raz ostatni.

Och, Harry, jak się cieszę, że cię widzę! szepnęła, chwytając go w objęcia tak mocno, że żebra mu zatrzeszczały, po czym odsunęła go od siebie na odległość wyciągniętych ramion i przyjrzała mu się uważnie. Wyglądasz mizernie. Trzeba cię będzie dokarmić, ale, niestety, na kolację będziesz musiał trochę poczekać.

Zwróciła się do stojącej za Harrym grupy czarodziejów i wyszeptała z naciskiem:

Dopiero co przybył, posiedzenie już się zaczęło.

Rozległy się stłumione okrzyki podniecenia i wszyscy ruszyli ku drzwiom, z których dopiero co wyszła pani Weasley. Harry chciał tam wejść za Lupinem, ale pani Weasley go zatrzymała.

Nie, Harry, w posiedzeniu mogą wziąć udział wyłącznie członkowie Zakonu. Ron i Hermiona są na górze, możesz tam z nimi poczekać, aż zebranie się skończy i zrobimy kolację. I nie podnoś głosu w przedpokoju, dobrze? dodała szeptem.

Dlaczego?

Bo możesz coś obudzić.

Co?...

Później ci wyjaśnię, musimy się spieszyć, powinnam już być na zebraniu... Pokażę ci tylko, gdzie będziesz spał.

Przyciskając palec do ust, poprowadziła go na palcach obok dwóch długich, zjedzonych przez mole zasłon, za którymi, jak przypuszczał Harry, były jeszcze jedne drzwi, a następnie obok wielkiego stojaka na parasole, który wyglądał, jakby go zrobiono z odciętej nogi trolla, po czym zaczęli wchodzić po mrocznych schodach, mijając rząd wyschniętych, skurczonych głów, osadzonych na wiszących na ścianach plakietkach. Harry przyjrzał im się bliżej i rozpoznał głowy skrzatów domowych. Każda miała taki sam ryjkowaty nos.

Z każdym krokiem Harryego ogarniało coraz większe zdziwienie. Co oni robią w tym domu, sprawiającym wrażenie, jakby należał do najbardziej posępnego czarnoksiężnika?

Pani Weasley, dlaczego...

Ron i Hermiona wszystko ci wyjaśnią, kochaneczku. Ja naprawdę muszę już lecieć wyszeptała pani Weasley. O, tutaj.... Byli na drugim piętrze. Te drzwi na prawo to twoja sypialnia. Zawołam was, jak się skończy.

I zbiegła po schodach na dół.

Harry przeszedł przez obdrapaną klatkę schodową, obrócił gałkę w drzwiach (miała kształt głowy węża) i pchnął drzwi.

Zaledwie ogarnął spojrzeniem ponury, wysoki pokój z dwoma pojedynczymi łóżkami, gdy rozległ się przeraźliwy pisk i świergot, a potem jeszcze głośniejszy krzyk, i widok przesłoniła mu całkowicie masa gęstych włosów. Hermiona rzuciła się na niego z takim impetem, że prawie zwaliła go z nóg, podczas gdy sówka Rona, Świstoświnka, polatywała podniecona nad ich głowami.

HARRY! Ron, on już jest, Harry już tu jest! Nie usłyszeliśmy waszego przybycia! Och, Harry, jak się masz? Nic ci nie jest? Bardzo się na nas wściekałeś? Założę się, że tak, wiem, że nasze listy były beznadziejne... ale nie mogliśmy ci nic powiedzieć, Dumbledore kazał nam przysiąc, że nic ci nie powiemy, och, a tyle mamy ci do opowiedzenia... no i ty nam... o dementorach! Kiedy się o tym dowiedzieliśmy... i o tym przesłuchaniu w ministerstwie... to naprawdę oburzające... Sprawdziłam to wszystko, nie mogą cię wyrzucić, po prostu nie mogą, w Ustawie o Uzasadnionych Restrykcjach wobec Niepełnoletnich Czarodziejów jest klauzula pozwalająca na użycie czarów w sytuacji zagrożenia...

Hermiono, pozwól mu odetchnąć powiedział Ron, zamykając drzwi za Harrym.

Ron chyba urósł o parę cali w ciągu ich miesięcznej rozłąki, członki jakby mu się jeszcze bardziej wydłużyły, choć wydatny nos, rude włosy i piegi były te same.

Hermiona, wciąż tryskając radością, wypuściła Harryego z objęć, ale zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, rozległ się znajomy szum skrzydeł i coś białego sfrunęło ze stojącej w ciemnym kącie szafy i wylądowało na jego ramieniu.

Hedwiga!

Sowa śnieżna kłapnęła dziobem i uszczypnęła go pieszczotliwie w ucho. Harry pogłaskał jej białe piórka.

Jest w znakomitej kondycji rzekł Ron. Chciała nas zadziobać na śmierć, kiedy przyniosła twoje ostatnie listy, zobacz...

Pokazał Harryemu swój palec wskazujący, na którym widniało już prawie zabliźnione, głębokie rozcięcie.

Aaa... no tak... Bardzo mi przykro, ale chciałem was zmusić do odpowiedzi, sam rozumiesz...

No wiesz, stary, przecież chcieliśmy ci odpowiedzieć powiedział Ron. Hermiona się zamartwiała, wciąż powtarzała, że możesz zrobić jakieś głupstwo, jeśli będziesz tam zupełnie sam, nie wiedząc, co się dzieje, ale Dumbledore kazał nam...

...przysiąc, że mi nic nie powiecie dokończył za niego Harry. Tak, wiem, Hermiona już mi to powiedziała.

Ciepło, które poczuł na widok dwojga swoich najlepszych przyjaciół, ustąpiło przed falą chłodu, który wypełnił mu żołądek. Nagle po całym miesiącu tęsknoty za nimi poczuł, że wolałby teraz zostać sam.

Zapadła kłopotliwa cisza, w której Harry gładził machinalnie Hedwigę, nie patrząc na nich.

On uważał, że tak będzie najlepiej powiedziała cicho Hermiona. Dumbledore.

Oczywiście rzucił krótko Harry.

Zauważył, że dłonie Hermiony też noszą na sobie ślady dzioba Hedwigi. Jakoś wcale mu nie było przykro z tego powodu.

Chyba uważał, że wśród mugoli będziesz najbezpieczniejszy... zaczął Ron.

Taak? Harry uniósł brwi. Czy tego lata któreś z was też zostało zaatakowane przez dementorów?

No... nie... ale właśnie dlatego kazał członkom Zakonu Feniksa mieć cię na oku przez cały czas...

Harry poczuł pustkę w brzuchu, jakby schodząc ze schodów, nie trafił na stopień. A więc wszyscy wiedzieli, że jest śledzony, pilnowany... Wszyscy, prócz niego.

Ale jakoś im to nie wyszło, co? rzekł, starając się za wszelką cenę nie wybuchnąć. Musiałem sam o siebie zadbać, tak?

Strasznie się wściekł powiedziała z przejęciem Hermiona. Dumbledore. Widzieliśmy go, kiedy się dowiedział, że Mundungus zostawił cię samego przed końcem swojej warty. Był naprawdę przerażający.

No, ale w końcu dobrze się stało, że mnie zostawił rzekł chłodno Harry. Gdyby tego nie zrobił, nie musiałbym użyć czarów i pewnie siedziałbym u Dursleyów do końca lata.

Nie boisz się tego... tego przesłuchania w Ministerstwie Magii? zapytała cicho Hermiona.

Nie skłamał Harry buntowniczym tonem.

Odszedł od nich, rozglądając się wokoło, z Hedwigą usadowioną na jego ramieniu i mrużącą z rozkoszy oczy, ale ten pokój nie mógł mu poprawić nastroju. Był ciemny i wilgotny. Złuszczone ściany zdobił tylko jeden obraz: niezamalowane płótno w bogato zdobionej ramie. Wydawało mu się, że kiedy koło niego przechodził, usłyszał jakiś stłumiony chichot.

A więc dlaczego Dumbledoreowi tak zależało, żebym o niczym nie wiedział? zapytał, wciąż starając się, by jego głos brzmiał zdawkowo. Raczyliście go o to zapytać?

Zerknął na nich i spostrzegł, że wymieniają znaczące spojrzenia, jakby zachowywał się właśnie tak, jak się obawiali. Nie polepszyło mu to nastroju.

Powiedzieliśmy mu, że chcemy ci napisać, co się dzieje rzekł Ron. Uwierz mi, stary. Ale on naprawdę jest teraz bardzo zajęty, widzieliśmy go tylko dwa razy, odkąd tu jesteśmy, i nie miał dla nas wiele czasu, kazał nam tylko przysiąc, że nie napiszemy ci o niczym ważnym. Powiedział, że ktoś może przechwycić sowę.

Gdyby tylko chciał, to by mi jakoś wiadomość przekazał. Chyba nie zamierzacie mi wmówić, że Dumbledore nie zna sposobów przekazania wiadomości bez użycia sów.

Hermiona zerknęła na Rona i powiedziała:

Ja też tak sobie pomyślałam. Ale on nie chciał, żebyś się dowiedział.

Może uważa, że nie jestem godny zaufania powiedział Harry, obserwując ich twarze.

Nie bądź głupi rzekł Ron, wyraźnie bardzo zmieszany.

Albo że nie potrafię sam o siebie zadbać.

Daj spokój, przecież na pewno tak nie myśli! zawołała z niepokojem Hermiona.

Więc dlaczego ja musiałem siedzieć u Dursleyów, a wy od dawna bierzecie w tym wszystkim udział? zapytał Harry, wypowiadając każde kolejne słowo szybciej i głośniej od poprzedniego. Dlaczego wam wolno wiedzieć o wszystkim, co się dzieje, a mnie nie?

Wcale o wszystkim nie wiemy! przerwał mu Ron. Mama nie pozwoliła nam zbliżać się do nich, kiedy było zebranie, powiedziała, że jesteśmy za młodzi...

Ale Harry stracił już całkowicie panowanie nad sobą.

WIĘC NIE UCZESTNICZYLIŚCIE W TYCH ZEBRANIACH, TAK?! WIELKA SPRAWA! ALE TU BYLIŚCIE, TAK? BYLIŚCIE TU RAZEM! A JA PRZEZ CAŁY MIESIĄC TKWIŁEM SAM JAK KOŁEK U DURSLEYÓW! A CHYBA DOKONAŁEM WIĘKSZYCH RZECZY NIŻ WY DWOJE RAZEM WZIĘCI, I DUMBLEDORE DOBRZE O TYM WIE... KTO ZDOBYŁ KAMIEŃ FILOZOFICZNY? KTO ZAŁATWIŁ RIDDLEA? KTO OCALIŁ WAS OD DEMENTORÓW?

Wylewał z siebie gorycz i rozżalenie, dręczące go przez cały miesiąc, swoją bezsilność wobec braku jakichkolwiek wiadomości, swój żal, że oni są razem, a on skazany jest na niepewność i samotność, swoją wściekłość na to, że kazano go śledzić, a on nic o tym nie wiedział dawał upust tym wszystkim uczuciom, których sam trochę się wstydził. Przerażona tym wybuchem Hedwiga pofrunęła z powrotem na szafę, Świstoświnka krążyła jeszcze szybciej nad ich głowami, poćwierkując niespokojnie.

KTO MUSIAŁ W ZESZŁYM ROKU POKONAĆ SMOKI, SFINKSY I TE WSZYSTKIE INNE OKROPNOŚCI? KTO BYŁ ŚWIADKIEM JEGO POWROTU? KTO MUSIAŁ PRZED NIM UCIEKAĆ? JA!

Ron zamarł bez ruchu z półotwartymi ustami, najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć, a Hermiona wyglądała, jakby się miała za chwilę rozpłakać.

ALE NIBY PO CO MIAŁBYM WIEDZIEĆ, CO SIĘ DZIEJE! PO CO KTOŚ MIAŁBY ZADAĆ SOBIE TROCHĘ TRUDU, ŻEBY MI O TYM POWIEDZIEĆ!

Harry, myśmy chcieli ci wszystko powiedzieć, naprawdę... zaczęła Hermiona.

JAKOŚ NIE ZA BARDZO CHCIELIŚCIE, BO MOGLIŚCIE PRZYSŁAĆ MI SOWĘ, TYLKO ŻE DUMBLEDORE KAZAŁ WAM PRZYSIĄC...

No kazał...

PRZEZ CZTERY BITE TYGODNIE SIEDZIAŁEM JAK GŁUPI NA PRIVET DRIVE, KRADNĄC GAZETY Z KOSZY NA ŚMIECI, ŻEBY SIĘ CZEGOŚ DOWIEDZIEĆ...

Chcieliśmy...

MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ TUTAJ ŚWIETNIE BAWILIŚCIE...

Ależ nie, daję słowo...

Harry, bardzo nam przykro, naprawdę! zawołała Hermiona z oczami pełnymi łez. Masz absolutną rację... Ja bym też się tak wściekała, gdybym się znalazła w takiej sytuacji!

Harry rzucił jej gniewne spojrzenie, dysząc ciężko, a potem ponownie odwrócił się od nich i zaczął krążyć po pokoju. Hedwiga pohukiwała żałośnie na szczycie szafy. Zapadła długa cisza, przerywana tylko smętnym skrzypieniem podłogi pod stopami Harryego.

Może mi chociaż powiecie, gdzie jesteśmy?

W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa odpowiedział Ron.

A może ktoś mi wreszcie łaskawie powie, co to za Zakon Feniksa...

To tajne stowarzyszenie odpowiedziała szybko Hermiona. Kieruje nim Dumbledore, to on je założył.

Członkami są ci, którzy ostatnio walczyli przeciw Sam-Wiesz-Komu.

Kto do niego należy? zapytał Harry, zatrzymując się przed nimi z rękami w kieszeniach.

Członków jest wielu...

Spotkaliśmy około dwudziestu wtrącił Ron ale myślimy, że jest ich więcej.

Harry łypnął na nich groźnie.

No więc? rzucił ze złością, patrząc to na Rona, to na Hermionę.

Co no więc? zapytał Ron.

VOLDEMORT, TAK? krzyknął Harry, a Ron i Hermiona skrzywili się jednocześnie. Co się dzieje? Jakie ma plany? Gdzie on jest? Co robimy, żeby go powstrzymać?

Mówiliśmy ci, że Zakon Feniksa nie wpuszcza nas na swoje posiedzenia odpowiedziała ze złością Hermiona. Nie znamy szczegółów... Mamy tylko ogólne pojęcie dodała szybko, widząc minę Harryego.

Fred i George wynaleźli Uszy Dalekiego Zasięgu powiedział Ron. Całkiem nieźle to działa.

Dalekiego zasięgu?...

Tak, Uszy. Tylko że musieliśmy przestać ich używać, bo mama to odkryła i wpadła w szał. Fred i George musieli je ukryć, żeby nie wylądowały w śmietniku. Ale zanim to odkryła, wyniuchaliśmy to i owo. Wiemy, że niektórzy członkowie Zakonu śledzą znanych śmierciożerców, no rozumiesz... piszą raporty...

Niektórzy prowadzą rekrutację nowych członków... dodała Hermiona.

A jeszcze inni czegoś pilnują dorzucił Ron. Wciąż gadają o wartach.

A może to o mnie im chodziło, co? zapytał Harry ironicznym tonem.

Och, tak... to możliwe rzekł Ron, jakby dopiero teraz zrozumiał.

Harry prychnął ze złością. Znowu zaczął krążyć po pokoju, starając się nie patrzyć na Rona i Hermionę.

To co wy tu robiliście, skoro nie pozwolono wam brać udziału w posiedzeniach? Słyszałem, że byliście bardzo zajęci.

No pewnie odpowiedziała szybko Hermiona. Odkażaliśmy cały dom... nikt w nim nie mieszkał od wieków i zalęgło się mnóstwo świństwa. Udało się nam oczyścić kuchnię, większość sypialni, a jutro weźmiemy się za salon... AAAACH!

Huknęło dwa razy i pośrodku pokoju zmaterializowali się dwaj bliźniacy, Fred i George. Swistoświnka rozćwierkała się jeszcze głośniej i wylądowała na szafie obok Hedwigi.

Przestańcie to robić! jęknęła Hermiona błagalnie do bliźniaków, którzy byli tak samo rudzi jak Ron, ale nieco niżsi i bardziej krępi.

Cześć, Harry powitał go George, szczerząc zęby. Wydawało się nam, że usłyszeliśmy twój słodki głosik.

Nie duś w sobie złości, Harry, wywal z siebie wszystko rzekł Fred, również szczerząc zęby. W promieniu pięćdziesięciu mil jest jeszcze kupa ludzi, którzy cię nie usłyszeli.

To co, macie już licencje na teleportację? burknął Harry.

Zdaliśmy testy z odznaczeniem odpowiedział Fred, który trzymał coś, co wyglądało na bardzo długie, cieliste sznurowadło.

Jakbyście weszli po schodach, zajęłoby wam to trzydzieści sekund więcej mruknął Ron.

Czas to galeony, braciszku rzekł Fred. W każdym razie, Harry, zakłócasz nam odbiór. Uszy Dalekiego Zasięgu... dodał na widok uniesionych brwi Harryego i wyciągnął ku niemu koniec sznurka, który wlókł się po podłodze aż pod drzwi. Próbujemy podsłuchać, co tam się na dole dzieje.

Tylko bądźcie ostrożni powiedział Ron, patrząc na Ucho. Jak mama je znowu zobaczy...

Warto zaryzykować, dziś mają bardzo ważne zebranie rzekł Fred.

Drzwi się otworzyły i pojawiła się bujna grzywa rudych włosów.

Och, cześć, Harry! powitała go z radością młodsza siostra Rona, Ginny. Zdawało mi się, że usłyszałam twój głos. Zwróciła się do Georgea i Freda: Klapa z waszymi Uszami Dalekiego Zasięgu. Musiała rzucić na drzwi kuchenne Zaklęcie Nieprzenikalności.

Skąd wiesz? zapytał ze zgrozą George.

Tonks mi powiedziała, jak to sprawdzić. Po prostu ciskasz czymś w drzwi, a jak nie może do nich dolecieć, to znaczy, że drzwi są nieprzenikalne. Rzucałam w nie łajnobombami, ale tylko odskakiwały, więc Ucho Dalekiego Zasięgu na pewno nie przeciśnie się przez szparę.

Fred westchnął głęboko.

To okropne. A już myślałem, że się dowiemy, co chodzi po głowie staremu Snapeowi.

Snape! wykrzyknął Harry. On jest tutaj?

A jest odrzekł George, ostrożnie zamykając drzwi, po czym usiadł na jednym z łóżek. Fred i Ginny zrobili to samo. Składa raport. Ściśle tajny.

Gnojek rzucił Fred.

Jest po naszej stronie upomniała go Hermiona.

To nie przeszkadza, że jest gnojkiem prychnął Ron. Jak on na nas patrzy!

Bill też go nie lubi stwierdziła Ginny, jakby to przesądzało sprawę.

Harry nie był pewny, czy złość już mu minęła, ale ciekawość przemogła i postanowił jednak odezwać się do nich. Też opadł na łóżko.

To Bill jest tutaj? zapytał. Myślałem, że wciąż siedzi w Egipcie?

Wystąpił o przeniesienie go do pracy biurowej, żeby tu wrócić i działać na rzecz Zakonu odpowiedział Fred. Mówi, że tęskni za grobowcami, ale... uśmiechnął się złośliwie ma tutaj inne rozrywki.

To znaczy?

Pamiętasz Fleur Delacour? zapytał George. Dostała robotę u Gringotta, żeby poprawić swoi ęgilski...

A Bill daje jej prywatne lekcje dokończył Fred.

Charlie też jest w Zakonie rzekł George ale nadal siedzi w Rumunii. Dumbledore chce, żeby wciągnąć do współpracy jak najwięcej czarodziejów z innych krajów, więc Charlie w wolne dni nawiązuje nowe kontakty.

A Percy tego nie może robić? zapytał Harry.

Wiedział, że trzeci brat Weasleyów pracuje w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.

Na te słowa wszyscy Weasleyowie wymienili ponure spojrzenia.

Za nic w świecie nie wspominaj o Percym w obecności naszych rodziców powiedział Ron napiętym głosem.

Dlaczego?

Bo za każdym razem, gdy pada jego imię, tata tłucze lub łamie to, co akurat trzyma, a mama wybucha płaczem odpowiedział Fred.

To jest okropne westchnęła Ginny.

Chyba straciliśmy brata na zawsze rzekł George, a na jego twarzy pojawiła się dziwna zaciętość.

Co się stało? zapytał Harry.

Percy pokłócił się z ojcem odpowiedział Fred. Okropnie się pożarli, jeszcze nigdy nie widziałam ojca tak rozeźlonego. Zwykle to mama wrzeszczy.

To było w pierwszym tygodniu po zakończeniu roku szkolnego rzekł Ron. Mieliśmy już wyjeżdżać tu, do Zakonu. Percy przyszedł i oznajmił, że dostał awans.

Nie żartuj!

Harry dobrze wiedział, że Percy ma bardzo wygórowane ambicje, ale początki jego kariery w Ministerstwie Magii nie były zbyt imponujące. Zrobił wielki błąd, bo nie zauważył, że jego szef znalazł się pod władzą Lorda Voldemorta (choć trzeba przyznać, że w ministerstwie też nikt w to nie wierzył; wszyscy myśleli, że pan Crouch po prostu zwariował).

Tak, my też byliśmy zaskoczeni rzekł George bo Percy wpakował się w kłopoty przez tego Croucha, było dochodzenie i w ogóle. Powiedzieli, że Percy powinien zauważyć, że Crouch zwariował i poinformować o tym przełożonych. Ale przecież znasz Percyego, zastępował Croucha i bardzo mu to odpowiadało...

Więc w jaki sposób dostał awans?

Nas też to zdziwiło powiedział Ron, który wyłaził ze skóry, żeby podtrzymać normalną rozmowę, skoro Harry przestał już na nich wrzeszczeć. Wrócił do domu zadowolony z siebie jeszcze bardziej niż zwykle... jeśli w ogóle można to sobie wyobrazić... i oświadczył ojcu, że zaproponowano mu posadę w biurze samego Knota. I to bardzo dobrą posadę, jak na kogoś, kto dopiero przed rokiem ukończył Hogwart: stanowisko młodszego asystenta ministra. Chyba się spodziewał, że ojciec będzie z niego bardzo dumny.

Ale nie był rzekł ponuro Fred.

Dlaczego? zapytał Harry.

No... Knot lata po całym ministerstwie, pilnując, żeby nikt nie kontaktował się z Dumbledoreem powiedział George.

Bo wiesz, Dumbledore nie jest ostatnio dobrze notowany w ministerstwie dodał Fred. Wszyscy uważają, że okropnie miesza, twierdząc, że Sam-Wiesz-Kto powrócił.

Knot dał wszystkim jasno do zrozumienia, że każdy, kto popiera Dumbledorea, może już opróżniać biurko powiedział George.

Kłopot w tym, że Knot podejrzewa ojca, bo wie, że od dawna przyjaźni się z Dumbledoreem. No i zawsze uważał go za dziwaka, bo jak wiesz, ojciec ma bzika na punkcie mugoli.

Ale co to ma wspólnego z Percym?

Zaraz do tego dojdę. Według ojca Knot tylko dlatego wziął Percyego do swojego biura, żeby wyciągać z niego wiadomości o naszej rodzinie... i o Dumbledorze. Żeby nas szpiegował.

Harry cicho zagwizdał.

Założę się, że Percyemu bardzo to odpowiada.

Ron zaśmiał się sztucznie.

Całkowicie mu odbiło. Powiedział... no, mówił okropne rzeczy. Powiedział, że od samego początku pracy w ministerstwie nic innego nie robi, tylko stara się naprawić reputację ojca, że tata nie ma ambicji i że właśnie dlatego my zawsze żyjemy w... no wiesz... nie mamy za dużo forsy...

Co?! Harryego aż zatkało, a Ginny prychnęła jak rozjuszona kotka.

No tak powiedział cicho Ron. Ale to jeszcze nic. Powiedział, że ojciec chyba zwariował, trzymając z Dumbledoreem, że Dumbledore będzie miał duże kłopoty i pociągnie ojca za sobą, i że on, Percy, wie, wobec kogo ma być lojalny. To znaczy wobec ministerstwa. I że jeśli mama i tata chcą być zdrajcami ministerstwa, to on oświadcza wszem i wobec, że nie jest już członkiem naszej rodziny. I tego samego wieczoru spakował się i wyjechał. Teraz mieszka tu, w Londynie.

Harry zaklął pod nosem. Zawsze z całego rodzeństwa Rona najmniej lubił Percyego, ale nigdy sobie nie wyobrażał, że stać go na powiedzenie takich rzeczy panu Weasleyowi.

Mama jak zwykle... dodał markotnie Ron no wiesz... jęczy i szlocha... i w ogóle. Pojechała do Londynu, żeby z nim porozmawiać, ale zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Nie wiem, co robi, jak spotyka tatę w pracy... Pewnie udaje, że go nie zna.

Ale przecież Percy musiał wiedzieć o powrocie Voldemorta powiedział powoli Harry. Nie jest głupi, musiał wiedzieć, że twoi starzy nie ryzykowaliby tyle, nie mając dowodów.

Tak, ale... no wiesz... w czasie tej kłótni padło i twoje nazwisko rzekł Ron, rzucając na Harryego ukradkowe spojrzenie. Percy powiedział, że jedynym dowodem na powrót Voldemorta jest twoje słowo i... no nie wiem... on chyba uważa, że to nie wystarczy.

Percy wierzy we wszystko, co piszą w Proroku Codziennym powiedziała zgryźliwie Hermiona, a inni pokiwali głowami.

O czym wy mówicie? zdziwił się Harry, patrząc po nich i widząc, że wyraźnie unikają jego spojrzenia.

To co, ty nie... nie dostawałeś Proroka? zapytała z niepokojem Hermiona.

Dostawałem, dostawałem!

A czytałeś każdy numer... ee... dokładnie?

Nie od deski do deski przyznał Harry. Gdyby coś pisali o Voldemorcie, to by to dali na pierwszą stronę, no nie?

Wszyscy wzdrygnęli się na dźwięk tego nazwiska.

To szkoda, że nie czytałeś go od deski do deski, bo... no... pisali o tobie parę razy na tydzień.

Ja nic nie zauważyłem...

Jak oglądałeś tylko pierwszą stronę, to się nie dziwię powiedziała Hermiona, kręcąc głową. Nie mówię o dużych artykułach. O takich drobnych wzmiankach, no wiesz, jakbyś był dowcipem tygodnia.

Co ty...

To podłe, fakt powiedziała Hermiona, siląc się, by jej głos brzmiał spokojnie. Oni po prostu rozbudowują materiał Rity.

Ale przecież ona już dla nich nie pisze, prawda?

No tak, Rita dotrzymuje słowa... bo nie ma innego wyboru dodała Hermiona z satysfakcją. Ale to ona wszystko zaczęła, a oni się tego uczepili.

To znaczy czego? zapytał niecierpliwie Harry.

No dobra. Przecież wiesz, że napisała, jak mdlejesz i opowiadasz, że boli cię blizna i tak dalej?

Pewnie, że wiem odpowiedział Harry, któremu niełatwo byłoby zapomnieć o rewelacjach Rity Skeeter na jego temat.

No więc oni piszą o tobie tak, jakbyś żył samymi iluzjami, jakbyś pragnął tylko zwrócić na siebie uwagę, jakbyś uważał się za jakiegoś bohatera tragicznego czy kogoś w tym rodzaju wypaliła Hermiona, uznając widocznie, że jak powie to szybko, to Harry lepiej to zniesie. Wszędzie, gdzie się da, wciskają złośliwe komentarze na twój temat. Jak piszą o czymś mało wiarygodnym, to zaraz dodają: opowieść godna Harryego Pottera, a jak ktoś ma jakiś śmieszny wypadek czy coś takiego, to piszą: Miejmy nadzieję, że nie pozostanie mu blizna na czole, bo będziemy go musieli czcić jako bohatera...

Wcale nie pragnę, żeby ktokolwiek mnie czcił... zdenerwował się Harry.

Przecież wiem powiedziała szybko Hermiona, sprawiając wrażenie wystraszonej. Ja o tym wiem, Harry. Ale sam widzisz, co oni robią. Oni chcą z ciebie zrobić kogoś, komu nie można wierzyć. Mogę się założyć, że to sprawka Knota. To on chce, żeby zwykli czarodzieje uważali cię za głupiego nastolatka, który opowiada wszystkim różne śmieszne historyjki o sobie, bo uwielbia sławę i pragnie, żeby wciąż o nim mówiono.

Ja się nie prosiłem... nie pragnąłem... Voldemort zabił moich rodziców! wybuchnął Harry. Stałem się sławny, bo on wymordował mi rodzinę, a nie mógł zabić mnie! Kto by chciał być sławny z takiego powodu? Czy nie przyjdzie im do głowy, że wolałbym nigdy...

My to wiemy, Harry przerwała mu Ginny.

I oczywiście nie napisali ani słowa o tym, że zaatakowali cię dementorzy powiedziała Hermiona. Ktoś im zakazał. Dementorzy poza kontrolą władz? To by był materiał na pierwszą stronę! Nie wspomnieli nawet, że złamałeś Zasady Tajności. Myśleliśmy, że o tym napiszą, bo to by przecież pasowało do ich tezy: jeszcze jeden głupi wyskok Harryego Pottera, żeby o nim nie zapomniano... Oni chyba czekają, aż cię wywalą ze szkoły, dopiero wtedy dobiorą się do ciebie na całego... to znaczy... JEŚLI cię wywalą dodała pospiesznie. Bo my w to nie wierzymy. Jeśli tylko będą trzymać się reguł, które sami ustalili, nie mogą cię skazać.

Znowu powrócił temat przesłuchania w ministerstwie, ale Harry nie chciał już o tym myśleć. Zaczął się zastanawiać nad zmianą tematu, ale długo nie myślał, bo na schodach rozległy się czyjeś kroki.

Ożeż...

Fred szarpnął mocno za Ucho Dalekiego Zasięgu, znowu coś strzeliło i obaj bliźniacy znikli. W chwilę później w drzwiach pojawiła się pani Weasley.

Już po zebraniu, możecie zejść i zjeść z nami kolację. Wszyscy chcą cię zobaczyć, Harry. A kto porozrzucał te wszystkie łajnobomby pod drzwiami kuchni?

Krzywołap odpowiedziała Ginny bez zmrużenia oka. Uwielbia się nimi bawić.

Aha mruknęła pani Weasley. A ja myślałam, że to Stworek, on lubi robić takie dziwne rzeczy. Nie zapomnijcie, że w przedpokoju macie być cicho. Ginny, masz brudne ręce, co ty nimi robiłaś? Idź i umyj je przed kolacją.

Ginny zrobiła do nich minę i wyszła za matką z sypialni, pozostawiając Harryego z Ronem i Hermioną. Oboje obserwowali go uważnie, jakby się bali, że gdy tylko zostaną sami, to znowu zacznie na nich wrzeszczeć. Wyglądali na tak zaniepokojonych, że Harry poczuł lekki wstyd.

Posłuchajcie... zaczął, ale Ron pokręcił głową, a Hermioną powiedziała cicho: Wiedzieliśmy, że będziesz się wściekać, Harry, wcale nie mamy do ciebie żalu, tylko musisz zrozumieć, że próbowaliśmy przekonać Dumbledorea...

Tak, wiem przerwał jej Harry.

Znowu zaczął szukać w głowie jakiegoś innego tematu, bo na samą myśl o dyrektorze Hogwartu czuł, jak go ze złości przenika fala gorąca.

Co to za Stworek? zapytał.

To skrzat domowy, który tu mieszka odrzekł Ron. Czubek. Takiego w życiu nie widziałem.

On nie jest żadnym czubkiem żachnęła się Hermiona.

Tak? A co jest jego życiową ambicją? Żeby mu odcięli głowę, przybili do plakietki i powiesili na ścianie obok jego matki. Czy to jest normalne, Hermiono?

No... nawet jeśli jest trochę dziwny, to nie jego wina.

Ron westchnął i spojrzał wymownie na Harryego.

Hermiona wciąż hoduje tę WESZ.

To nie jest żadna WESZ! zaperzyła się Hermiona. To stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych. I nie tylko ja o to dbam. Dumbledore powtarza, że powinniśmy być dla Stworka uprzejmi.

Sratatata mruknął Ron. Chodźcie, konam z głodu.

Wyszedł pierwszy i już mieli zacząć schodzić, gdy...

Zaczekajcie! szepnął, wyciągając ramię, żeby zatrzymać Harryego i Hermionę. Są nadal w przedpokoju, może uda się coś podsłuchać...

Ostrożnie wychylili głowy za poręcz. Ponury przedpokój pełen był czarodziejów i czarownic, łącznie z całą strażą Harryego, szepczących gorączkowo między sobą. W samym środku grupy Harry dostrzegł czarne, tłuste włosy i długi nos najbardziej znienawidzonego przez niego nauczyciela Hogwartu, profesora Snapea. Wychylił się jeszcze. Bardzo chciał się dowiedzieć, co Snape robi dla Zakonu Feniksa.

Cienki sznurek o cielistej barwie spłynął z góry przed oczy Harryego. Podniósł głowę i zobaczył Freda i Georgea, którzy stali na klatce schodowej piętro wyżej i ostrożnie opuszczali Ucho Dalekiego Zasięgu. W chwilę później jednak wszyscy na dole zaczęli podchodzić do drzwi wejściowych i jeden po drugim znikać im z oczu.

Niech to szlag... dobiegł Harryego szept Freda, gdy wciągał z powrotem Ucho Dalekiego Zasięgu.

Drzwi na dole otworzyły się, a potem zamknęły.

Snape nigdy tu nie jada powiedział cicho Ron. I bardzo dobrze. Idziemy.

I pamiętaj, żeby być cicho w przedpokoju, Harry szepnęła Hermiona.

Kiedy mijali rząd głów domowych skrzatów, przy drzwiach wejściowych zobaczyli Lupina, panią Weasley i Tonks, którzy zamykali je różdżkami na mnóstwo zasuw i rygli.

Jemy tu na dole, w kuchni szepnęła pani Weasley, czekając na nich u stóp schodów. Harry, kochaneczku, jak przejdziesz na palcach przez przedpokój, to kuchnia jest za tamtymi drzwiami...

ŁUBUDU.

Tonks! zawołała pani Weasley ze złością, odwracając głowę.

Przepraszam! jęknęła Tonks, rozciągnięta na podłodze. To przez ten kretyński stojak na parasole, potykam się o niego już drugi raz...

Reszta jej słów utonęła w straszliwym, rozdzierającym uszy, mrożącym krew w żyłach wrzasku.

Zjedzone przez mole aksamitne zasłony rozsunęły się gwałtownie, ale nie było za nimi żadnych drzwi. Przez chwilę Harry pomyślał, że patrzy przez okno, za którym stoi jakaś staruszka w czarnym czepku i wrzeszczy, jakby ją torturowano a potem zdał sobie sprawę, że jest to po prostu naturalnej wielkości portret, tyle że najbardziej realistyczny i najbardziej odrażający, jaki widział w życiu.

Ślina pryskała jej z ust, wybałuszyła oczy, tocząc nimi w okropny sposób, pożółkła skóra twarzy napięła się z wysiłku, a ona wrzeszczała i wrzeszczała, aż wiszące wzdłuż ścian portrety obudziły się i też zaczęły wrzeszczeć, tak że Harry zacisnął powieki i zasłonił sobie uszy dłońmi.

Lupin i pani Weasley rzucili się, by zaciągnąć z powrotem zasłony, ale nie dawały się zaciągnąć, a staruszka rozwrzeszczała się jeszcze głośniej, wymachując rękami, jakby chciała rozorać im twarze długimi paznokciami.

Szumowiny! Męty! Nędzne, plugawe kreatury! Wynocha stąd, bękarty, mutanty, potwory! Jak śmiecie plugawić dom moich ojców...

Tonks przepraszała raz po raz, wlokąc olbrzymią, ciężką nogę trolla na swoje miejsce. Pani Weasley zrezygnowała z prób zaciągnięcia zasłon i biegała po przedpokoju, uciszając różdżką inne portrety. A potem z drzwi, przed którymi stał Harry, wypadł mężczyzna z długimi czarnymi włosami.

Zamknij się, stara wiedźmo! Zamknij się, ale już! ryknął, chwytając za zasłony.

Staruszka pobladła.

Tyyyy! zawyła, wytrzeszczając dziko oczy. Ty zdrajco, ty szkarado, hańbo mego łona!

Powiedziałem... ZAMKNIJ SIĘ! krzyknął mężczyzna.

Jeszcze raz szarpnął z całej siły zasłonę, Lupin pociągnął drugą i w końcu udało im się je zaciągnąć. Wrzaski umilkły, a w mrocznym przedpokoju zapadła głucha cisza.

Syriusz, ojciec chrzestny Harryego, odgarnął z czoła długie czarne włosy, odwrócił się i spojrzał na niego, dysząc lekko.

Witaj, Harry powiedział ponuro. Widzę, że już poznałeś moją matkę.

 

 






:


: 2018-11-11; !; : 185 |


:

:

- , 20 40 . - .
==> ...

1849 - | 1805 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.199 .