.


:




:

































 

 

 

 


III Zielona wróżka i zabójca




Śnieg leniwymi falami zasypywał jezdnię Floss Avenue. Margaret zatrzymała się w tłumie przechodniów przed witryną sklepu J&M Nicols, gdzie właśnie ustawiono przerażające manekiny o ludzkich twarzach, ubrane w gotowe stroje. Przypomniały jej się materializacje rzekomego medium, Williama Mac Orpheusa, występującego w Barnums Great Circus Museum and Menagerie, który rozbił właśnie na kilka dni swój cyrkowy namiot w Rochester, a także jej własne posępne seanse, podczas których usiłowała przywrócić głos zmarłej zabalsamowanej witriolem i solą potasową.

Otuliwszy się kołnierzem płaszcza, ruszyła dalej, trzymając się jak najbliżej fasad budynków, by uniknąć ochlapania błotem przez wozy i dyliżanse. Powrót do Rochester w samym środku zimy okazał się dla niej katastrofą. W młodości przeżyła w tym mieście prawdziwą bajkę, wraz z Kate poznała tu smak sławy, otoczona opieką starszej siostry. Majątek, choć zarządzały nim osoby trzecie, sprawiał, że wszystko wydawało jej się proste i słuszne. Czyż to nie pan Splitfoot zachęcił je do podróżowania z miasta do miasta i głoszenia dobrej nowiny? Duchy lubiły stylowe meble, wysokie sufity i ciężkie kotary. W dawnym domu przy Central Avenue Margaret przez długi czas wierzyła w te historie o kontaktach z zaświatami. Zresztą stoły naprawdę wirowały. A niektóre zjawiska powtarzały się jeszcze od czasu do czasu, kiedy zapominała o swoich porażkach i zniechęceniu. Ale jakaś część jej samej spaliła się w ogniu mijających lat. Siły witalne wyssała publiczność składająca się z wampirów, coraz częściej uciekała się więc do przeróżnych sztuczek i zaplanowanych forteli. Spektakle oszusta Mac Orpheusa, w których uczestniczyła w cyrku Barnum, nie miały przed nią tajemnic. Zresztą spirytyzm nie był już tym czym niegdyś, odkąd pojawiła się fala nowych, katolickich imigrantów. Margaret nie orientowała się w tych wszystkich hierarchiach duchów ani w oczyszczających skutkach reinkarnacji wiodącej w stronę boskiego światła. Wiedziała, że nie licząc niektórych kobiet dotkniętych ciężką chorobą oraz kilku prawdziwych nekromantów sprzymierzonych z ciemnymi mocami, cały świat oszukiwał i udawał w tej dziedzinie.

Trzeba jednak było z czegoś żyć, a Margaret zachowała mimo wszystko nieco uznania należnego siostrom Fox, choć nie zdołała wyjść z cienia Leah Underhill, wielkiej kapłanki religii liczącej kilka tysięcy wiernych. Sprzedawała więc swą nieśmiertelną duszę za kilka dolarów za seans.

Margaret wzruszyła ramionami na widok ślepego żebraka napotkanego w bramie, który podniósłszy ciemne okulary na czoło, liczył zebrane monety. Skręciła za róg wąskiej i ciemnej uliczki, gdzie płatki śniegu wirowały niczym pierze ze skubanego ptaka. Szyld Dobrego Apostoła, przyozdobiony brodą z sopli, skrzypiał na wietrze na swoim słupie. Popchnęła drzwi o zażółconych szybkach i natychmiast otoczyło ją ciepło bijące od pieca. Na szczęście w wilgotnych stanach można było pokrzepić się zieloną wróżką. Nad absyntem wątpliwej jakości, najtańszym w lokalu, kobieta może i traciła reputację, ale było jej wszystko jedno, nie miała nic przeciwko zadawaniu się z marynarzami i młynarzami. Po trzecim, czwartym absyncie zabarwionym siarczanem cynku czuła się lepiej na tyle, by móc rozejrzeć się wokoło. Za kontuarem John, właściciel, gorzelnik i piwowar, wśród swoich butelek, kieliszków i beczek, dobrze już podpity, perorował przed pieśniarzem i woźnicą najbliższego dyliżansu do Nowego Jorku.

Za dużo jest praw mówił. Każdy gubernator żąda swoich, tracimy powoli rozsądek! Zgoda, wieszajmy przestępców, ale spójrzcie: w Bostonie prawo zabrania gry na banjo na ulicy, w Idaho nielegalne jest łowienie ryb z grzbietu żyrafy, a w Tennessee nie mamy prawa złapać ryby na lasso

Coś wiem na ten temat odparł pieśniarz. Tam, skąd pochodzę, w Karolinie Północnej, zabrania się nieczysto śpiewać.

Mężczyzna w średnim wieku otworzył drzwi i jakby popchnięty zawieruchą, przypadł do kontuaru. Zamówił od razu najlepszy absynt. Jego skórzany płaszcz ociekał wodą, podczas gdy on otrzepywał dłonią czarny, sztywny kapelusz z szerokim rondem. Margaret wydało się, że rozpoznaje w nim jednego z gości nieistniejącego już Spiritualist Institute, a może któregoś z bywalców salonu Leah z czasów niezwykle szacownej pani Fox-Fish. Mężczyzna miał oliwkową cerę, ciężkie powieki, gładkie siwiejące włosy i rysy delikatne i zmęczone. Na jego astenicznej twarzy malowało się wyczerpanie hulaki. Położył niedbale nakrycie głowy na kontuarze. Jego powieki uniosły się i przebiegł wzrokiem rozproszonych gości szynku. Odurzona alkoholem Margaret wytrzymała jego badawcze spojrzenie. Nauczyła się nigdy nie spuszczać oczu, co pomagało odwrócić uwagę publiczności podczas sztuczek wymagających zręczności.

Zaintrygowany Lucian Nephtali sięgnął po kapelusz i zbliżył się do miłośniczki absyntu, opartej ciężko o wielkie lustro.

My się znamy powiedział, nie tracąc czasu na prezentacje. Leah?

Już w chwili, gdy wypowiadał te słowa, zbliżając się do kobiety, uświadomił sobie swój błąd.

Przepraszam dodał. Z daleka przypominała mi pani

Osobę o dwadzieścia lat starszą ode mnie, która jest moją siostrą wyrzuciła z siebie jednym tchem Margaret, po czym podniosła rękę i zawołała piskliwie: John, podaj mi jeszcze jeden!

Dwa! poprawił ją Lucian, siadając. Najlepsze!

Margaret przyjrzała się intruzowi z rozbawieniem. Ze strzępów wspomnień wyłoniła się przed nią jego postać, pozycja społeczna i kontakty. Z zadowoleniem skonstatowała, że pamięć, mimo rozkładu psychiki, wciąż jej dopisuje.

A co słychać u Charlène i drogiego Harryego? spytała po chwili milczenia.

Charlène postradała zmysły, nie wiedziała pani? Zabawne, grała rolę pani Mountchessington w teatrze Forda w Waszyngtonie tego wieczoru, gdy zamordowano Lincolna. Dobrze znała zabójcę. Pamięta pani, grała kiedyś w Makbecie z obłąkanym Johnem Wilkesem Boothem. Tym razem była to sztuka Nasz amerykański kuzyn. W pewnym momencie Booth wyskoczył na scenę, wrzeszcząc: Tak umierają tyrani!, była to swego rodzaju szekspirowska ingerencja w tę mieszczańską farsę. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tego Jan nie będzie wiedział, ale to nie ma żadnego związku. Niedawno przenieśliśmy Charlène do Athens w Ohio, do luksusowego, niedawno otwartego azylu. Co się zaś tyczy Harryego

Właściciel kawiarni podszedł wymienić im szklanki, zerkając z niepokojem na klientkę.

Mam nadzieję, że ją pan odprowadzi szepnął, nachylając się do ucha mężczyzny.

Margaret uśmiechnęła się, zdegustowana, i zapaliła papierosa.

Dla pana wszyscy jesteśmy blagierami, prawda? wymamrotała. Nigdy pan w to nie wierzył! Fluidy magnetyczne, komunikacja z zaświatami, stukające duchy

Lucian Nephtali, zakłopotany, starannie moczył cukier. Istotnie, nie wierzył, chociaż nigdy nie zdołał przyznać, że jego przyjaciel przestał istnieć. Z grobu swojego jestestwa Nat wyłonił się niczym jego własna, ukryta dusza.

Nachylił się ku Margaret.

Duchy w stoliku? To przecież groteskowe. Ale też swego czasu u pani siostry Kate zauważyłem pewne niezwykłe właściwości psychiki, których nie potrafię nazwać. Swego rodzaju hipnotyczne rozdwojenie jaźni, a może nadzwyczaj przenikliwe odrętwienie, naturalna empatia, moc przenikania rzeczy i istot, z jakiej ona sama nie zdawała sobie w pełni sprawy.

Kate jest po prostu prawdziwym medium.

Wybawiony z kłopotu Lucian Nephtali zauważył kurze łapki, drobne zmarszczki w kącikach ust, a przede wszystkim nawyk zagryzania dolnej wargi i mrugania powiekami, jaki miała siedząca przed nim kobieta. Drżenie jej dłoni i rozszerzone źrenice świadczyły o poważnym rozstroju nerwowym. Leah, kobieta o pięknym kolorycie, wiodąca wystawne życie w Nowym Jorku, nie zdawała się od niej starsza.

W jakim celu korzystał pan z usług mojej młodszej siostry? zapytała Margaret, kryjąc się za parawanem dymu.

Tym razem nie mógł uniknąć odpowiedzi, w każdym razie absynt nie pozwalał mu na kłamstwo, podobnie jak opium. Przed chwilą zaś opuścił nielegalną palarnię, otwartą w porcie po zamknięciu Golden Dream. Choć uważał się za niedowiarka do szpiku kości, przez długi czas konsultował przeróżnych wróżbitów, żywych i martwych: Szymona z Judei, Paracelsusa, Roberta Fludda czy też markiza de Puysegura. Sam bliski był zagłady, bombardowany ze wszystkich stron niezdrowymi wpływami, jakie przyciąga żałoba. Mimo to przeżył, nadal bez wiary. Dzięki małej Kate. To ona pewnej niezapomnianej nocy związała cienkie nitki ukryte w głębi duszy, łączące jego i Nata Astora, ratując go tym samym od cierpienia z miłości.

W jakim celu? powtórzył wreszcie. Zapewne, żeby zrozumieć moją zbrodnię. Pani siostra oświeciła mnie w tej kwestii. Jej oddech rozwiał mgłę w moim umyśle i ujrzałem ślad krwi. Zgłosiłem się jako sprawca zabójstwa do mojego przyjaciela koronera z Rochester, który od lat na to czekał. Odbył się proces. Niewiele brakowało, a zostałbym skazany na śmierć. Ale Harry Maur, wezwany na świadka, potwierdził pod koniec przesłuchania, że był obecny w dniu i miejscu tragedii i że to jednak było samobójstwo.

Margaret słuchała nieuważnie. Na twarzy z przeszłości nakładały się na siebie niewyraźne, falujące obrazy.

Ale samobójstwa nie ma! niemal krzyknął Lucian, cofając się z pobielałymi wargami. Nie, nie ciągnął już łagodniejszym głosem są tylko mniej lub bardziej przemyślane zabójstwa.

Margaret wzruszyła ramionami. Czyżby i ona zabiła męża, sama o tym nie wiedząc? Wydobyła z niepamięci łagodnego i poważnego Elishę, słabnącego w oczach po powrocie z ekspedycji, i poczuła naraz dojmującą tęsknotę, ostrze przenikające wnętrzności, po czym przypomniała sobie swoją odprawę po pogrzebie. Pozbawiona majątku, wygnana z domu przez rodzinę męża, znalazła się w punkcie wyjścia, bardziej samotna niż kiedykolwiek; musiała odzyskać poważnie nadwyrężoną sławę, by móc zarobić na życie z dnia na dzień jako Margaret Fox-Kane. Niestety, w międzyczasie media bardzo się rozmnożyły. Naiwna Ameryka lig, kongregacji i sekt oddała się nowym szarlatanom, bez słowa wdzięczności dla dwóch pionierskich sióstr. Pan Splitfoot musiał dobrze się bawić pod łopoczącym sztandarem Old Glory.

Z umysłem otępiałym w oparach alkoholu Margaret nie zauważyła tak naprawdę zmiany, jaka nastąpiła, gdy Nephtali ustąpił bez słowa miejsca innej postaci z jej życia.

Znów jesteś pijana! oburzała się postać. A dziś wieczorem masz występ, wejście po dwa dolary, zapomniałaś?

To powrót do Rochester tak mną wstrząsnął powiedziała.

Byłaś tak samo wstrząśnięta, kiedy runęłaś jak długa na ziemię tydzień temu w Filadelfii.

Franck Strechen wyciągnął Margaret z lokalu, zanim zdążyła dokończyć kieliszek. Śnieg, wciąż gęsty, gasł w czarnym błocie. Mężczyzna zatrzymał dorożkę i podał woźnicy adres hotelu. Przez całą drogę Margaret słyszała jakby dochodzące z innej planety gorzkie wyrzuty impresaria. Przyglądała się rozmazanemu światu, z którego wyłaniały się zlepki wspomnień, natychmiast pochłaniane przez trupio bladą lawinę. Duży dom przy Central Avenue po lewej wydał jej się maleńki i ponury. Nagle przypomniała sobie pewną obietnicę i zawołała w stronę woźnicy:

Buffalo Street, szybko! Na stary cmentarz!

Nikt nie miał prawa zabronić jej wizyty u mamy. W swoim ostatnim liście przed wyjazdem Kate napisała do niej: Gdybyś znalazła się przejazdem w Rochester.

Przypomniała się jej piosnka, do kieliszka i do płaczu, i zanuciła ją z werwą:

If ever you pass by the old homestead

Pray step right inside for to see if Im dead!

And drink to our love if you find I am gone

But love me again if you find me at home42.





:


: 2017-03-18; !; : 206 |


:

:

- , 20 40 . - .
==> ...

1771 - | 1729 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.026 .