.


:




:

































 

 

 

 


Zarzucił z trudem ciężki swój worek na plecy i ruszył ku domowi nie oglądając się za siebie.




Ledwo wyszedł z lasu, usłyszał za sobą tętent koni i okrzyki:

Apać złodzieja! Chwytać go!

Przerażony Dzięcioł co prędzej zamienił worek ze złotem w pieniek, a siebie samego w muchomora. Pokrzykując przebiegli obok niego dzicy jeźdźcy na koniach czarnych jak sadze i pognali dalej, błyskając szablami.

Wtedy pieniek stał się znowu workiem, a muchomor człowiekiem. Dzięcioł chwycił worek i powlókł się dalej co sił.

Już doszedł do połowy drogi, kiedy usłyszał za sobą tętent i wrzask nowej pogoni, a strzały z łuków zaczęły ze świstem szyć krzaki.

Mamy go! krzyczeli goniący. Mierz dobrze, nie żałuj! Zabijemy go i stratujemy!

W jednej chwili Dzięcioł przemienił się w dąb, worek zamienił w barć, a pieniądze w pszczoły. Goniąca go chmara łuczników pognała dalej, a Dzięcioł wrócił z workiem i pieniędzmi do zwykłej postaci i powlókł się dalej.

Już był blisko swojej wioski, kiedy ze wszystkich stron huknęły strzały z muszkietów. Chociaż nieprzyjaciół zasłaniały krzaki, Dzięcioł poznał, że jest otoczony. Rzucił przed siebie kamień i rozlało się jezioro. On sam przemienił się w łódź rybacką, worek zamienił w ceber z wodą, a dukaty w pływające w cebrze karasie.

Zbiegli się nieprzyjaciele z dymiącymi jeszcze strzelbami, popatrzyli na jezioro, poszwargotali w niezrozumiałym języku i zawrócili, skąd* przyszli.

Dzięcioł znowu dźwignął worek. Świtało już, więc westchnął z ulgą, bo wiedział, że razem z nocą i strachy też przeminą.

Już Dzięcioł staje we wrotach swojej chaty, już jest we drzwiach i za klamkę chwyta... Wtem słyszy za sobą głos Macieja, swego sąsiada:

Hej, Dzięcioł! A pokaż no, co tam dźwigasz nocą po kryjomu!

Rzucił się Dzięcioł naprzód i zawadził workiem o hak. Usłyszał, jak worek się rozerwał, a dukaty z brzękiem posypały się na ziemię.

Wtedy nie wytrzymał, zapomniał o przestrodze czarownicy i odwrócił się. Ukląkł i chce zbierać rozsypane dukaty a tu zamiast złota pełno trocin dookoła.

Przed nim stoi znajomy diabeł w kusym fraczku i śmieje się szkaradnie...

Przerażony Dzięcioł upadł zemdlony.

Leżał tak do białego dnia. Kiedy otrzeźwiał i zajrzał do worka, zobaczył w nim też trociny. Po dukatach nie zostało ani śladu. Wziął głowę w ręce i gorzko zapłakał.

Odtąd Dzięcioł unikał ludzi i mówiono o nim, że jest,,pomylony", bo wciąż tylko mamrotał:

Sprzedałem duszę, a gdzie moje złoto?

DWAJ SĄSIEDZI

Wybrał się Maciej w odwiedziny do sąsiada Grzegorza. Niedaleko chaty spotkał jego chłopaka.

Co robi twój tata, Józinku? pyta go.

Właśnie zabierał się do jedzenia, ale jak was zobaczył za gumnem, to wstał od stołu i nie zjadł.

Dlaczegoż to?

A bo tata powiedział, że wy byście za dużo nam zjedli, więc matka musiała wszystko ze stołu pochować.

A gdzie schowała, Józinku?

Gęś na piec, ser do komina, kiełbasy z kapustą do piekarnika, pierogi do dzieży, a dwa dzbany z piwem pod ławę.

Maciej więcej nie pytał, roześmiał się i po chwili wchodził już przez próg do chaty Grzegorza.

Witajcie, sąsiedzie pozdrowił go Grzegorz. Jaka szkoda, żeście nie przyszli trochę wcześniej, bylibyście zjedli z nami, a teraz nic nie zostało i nie mamy czym was poczęstować.

Nie mogłem przyjść wcześniej, kochany sąsiedzie, bo mi się coś takiego przytrafiło, czegom się wcale nie spodziewał.

A co takiego, powiadajcież!

Zabiłem, wiecie, węża, a ten wąż miał głowę taką ogromną, jak ten ser, co wisi tu w kominie. I taki był tłusty, jak gęś, co leży na waszym piecu, a mięsko to miał takie bieluchne, jak pierogi w tamtej dzieży. A żebyście widzieli, jaki był długi! O, jak te kiełbasy, ułożone w krąg na kapuście tam w piekarniku!

Dobrze to Maciej wytłumaczył! Grzegorz zawstydził się, że był taki niegościnny. Jego żona musiała postawić z powrotem na stole jadło i napitek i teraz częstowali gościa oboje.

O LUDKACH BIEDOROBACH

Ył w jednej wiosce chłop, który był taki biedny, że nieraz głodował z żoną i z dziećmi, chociaż trudził się od rana do wieczora.

Jakoś mu się nie wiodło i nie mógł się z biedy wyplątać. Tak jak ryba, co rzuca się w sieci i rzuca, a wyjścia nie ma.

Co to się dzieje mówił do żony. Inni mają czas przespać się i odpocząć w niedzielę. Jadła im nigdy nie brakuje. A ja, sama widzisz, pracuję do siódmego potu i nic z tego nie wychodzi.

Wiesz co powiada żona jeszcze moja babka mi mówiła, że są na świecie takie maleńkie ludki biedoroby, co jak się u kogo zagnieżdżą, to ostatnią koszulę ściągną mu z grzbietu. Ani kropli mleka, ani jednego jajka, ani skibki chleba mu nie zostawią. Widać u nas gdziesik takie biedoroby zalazły w jaką szparę i chcą nas zamorzyć.





:


: 2017-01-28; !; : 409 |


:

:

! . .
==> ...

1948 - | 1735 -


© 2015-2024 lektsii.org - -

: 0.011 .